PolskaŁódź: czy sędzia rodzinny naruszył prawo?

Łódź: czy sędzia rodzinny naruszył prawo?

Zastępca rzecznika dyscyplinarnego ma wyjaśniać, czy sędzia zajmująca się sprawą rodziny, u której w Łodzi znaleziono zwłoki czwórki dzieci, nie naruszyła prawa i czy zrobiła wszystko, co było możliwe, by nie doszło do tragedii.

"Wystąpię do zastępcy rzecznika dyscyplinarnego o wszczęcie czynności wyjaśniających, czy doszło do przewinienia służbowego, do rażącego naruszenia prawa przez sędziego" - powiedziała we wtorek na konferencji prasowej prezes Sądu Okręgowego w Łodzi, Ewa Chałubińska.

Dodała, że chodzi o procedurę przy rozpoznawaniu w 2000 roku wniosku kuratora o zmianę środka zapobiegawczego z nadzoru kuratorskiego na umieszczenie dzieci w placówce opiekuńczej. Podobne postępowanie ma dotyczyć również kuratora rodzinnego.

Rodzice podejrzani o zabójstwo swoich dzieci mieli od siedmiu lat ograniczoną władzę rodzicielską i ustanowionego kuratora. W 1997 r. mężczyzna został skazany na karę dwóch lat więzienia w zawieszeniu za znęcanie się nad jednym z synów. Dzieci na kilka miesięcy - na czas sądowego postępowania - trafiły wtedy do Domu Dziecka.

Kurator rodzinny powinien odwiedzać taką rodzinę co najmniej raz w miesiącu, ale - jak ustalono - od września 1999 roku nie miał z nią kontaktu, bo nie mógł jej zastać w mieszkaniu. Okazało się też, że na początku 2000 roku, kurator wystąpił do sądu o umieszczenie po raz kolejny dzieci w Domu Dziecka.

Rodzice nie stawiali się na posiedzenia i nie odbierali wezwań, sąd rodzinny postanowił jednak nie zmieniać tego środka zapobiegawczego. To właśnie budzi największe wątpliwości prezes Sądu Okręgowego w Łodzi, która uznała, że na pewnym etapie działania sądu i kuratora były "za mało energiczne".

"Mam wątpliwości, czy przypadkiem nie zwyciężyła tutaj rutyna w działaniu. Od strony formalnej wszystko było prawidłowo. W tej szczególnej sytuacji, kiedy dzieci zniknęły, kiedy ze sprawozdań kuratorów wynikało, że jest to niepokojące, może powinno to zobowiązać sąd do podejmowania działań nie rutynowych" - wyjaśniła prezes Chałubińska.

Sąd rodzinny od 2000 roku zwracał się czterokrotnie do policji o ustalenia miejsca pobytu rodziny. Policja odpowiadała, że miejsce pobytu rodziny jest nieznane, że mężczyzna ukrywa się. "Zbyt formalistycznie wszyscy do tego podchodzili. Koordynacja działań zawiodła i taki jest efekt" - dodała sędzia Chałubińska.

Rzecznik łódzkiej policji podinspektor Witold Kozicki utrzymuje, że policja sprawdzała mieszkanie i odpowiadała sądowi, że dzieci tam nie ma. Sprawę wyjaśnia inspektorat komendanta miejskiego policji w Łodzi.

"Z formalnego punktu widzenia policja działała prawidłowo" - utrzymuje Kozicki, który uważa jednak, że w tej sprawie można było zrobić więcej.

Według wizytator Sądu Okręgowego Barbary Chrostek, sąd zwracał się również m.in. do pomocy społecznej, kuratorium oświaty, by ustalić, co dzieje się z rodziną. "Odpowiedzi były negatywne, albo odpowiadano, że rodzina nie znajduje się w kręgu zainteresowania tych instytucji" - powiedziała wizytator.

Jej zdaniem, tutaj nie tylko nie zadziałał system prawny ale również "system międzyludzki". "Nikt z sąsiadów, nikt z rodziny nie powiadomił nikogo, że coś złego się dzieje" - dodała sędzia Chrostek.

Podkreśliła, że choć obciążenie kuratorów i sądów rodzinnych jest znaczne to "nie zmienia to faktu, że sędzia rodzinny, biorąc pod uwagę specyfikę pracy powinien indywidualnie podchodzić do każdej sprawy".

Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej zapowiedział wyciągnięcie konsekwencji służbowych wobec pracownika socjalnego oraz jego przełożonego, którzy opiekowali się rodziną.

Pracownik socjalny ma zostać zwolniony dyscyplinarnie z pracy za zaniedbanie obowiązków służbowych.

Ze źródeł zbliżonych do MOPS PAP dowiedziała się, że mógł on poświadczyć nieprawdę w dokumentach służbowych. Chodzi o wywiad środowiskowy, w którym miał napisać, że dzieci są głodne i zaniedbane. Tymczasem dzieci mogły już wtedy nie żyć.

W środę dyrekcja MOPS ma złożyć do prokuratury doniesienie w tej sprawie.

We wtorek sąd aresztował małżeństwo podejrzane o zabójstwo czwórki swoich dzieci. 29-letniemu Krzysztofowi i 30-letniej Jadwidze N. zarzuca się, że wspólnie pozbawili życia dwóch bliźniaków Kamila i Adama, mających w chwili zgonu ok. 5 lat oraz dwa noworodki obojga płci. Mężczyzna przyznał się do winy, kobieta nie przyznaje się i odmawia składania wyjaśnień.

Nie jest znana dokładna przyczyna ani data zgonu dzieci. Według prokuratury, do zabójstw doszło jednak co najmniej 3 lata temu.

Szczelnie zamknięte beczki, w których ukryte były zwłoki dzieci, policja znalazła w sobotę w szafie w mieszkaniu małżeństwa przy ul. Radwańskiej w Łodzi. 29-latek został zatrzymany w policyjnej obławie w nocy z niedzieli na poniedziałek w parku w pobliżu swojego domu, gdzie był razem z 11-letnią córką. (an)

Źródło artykułu:PAP
matkadzieciłódź
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)