Społeczeństwo"Loczek ci się odkręci jak usłyszysz słowo kur.a?" To nie jest obraźliwe, to jest męski świat

"Loczek ci się odkręci jak usłyszysz słowo kur.a?" To nie jest obraźliwe, to jest męski świat

"Dzień dobry, laleczko. Pięknie dziś wyglądasz, laleczko" – miał w zwyczaju zagadywać przełożony funkcjonariuszkę w więzieniu. A potem, niby przypadkiem gładził ją ręką po nogach, piersiach, szyi. Gdy się odsuwała, natychmiast poważniał, zmieniał wyraz twarzy i ton głosu. Laleczkę zmieniał na stopień wojskowy, kiedy w kolejnych minutach wydawał polecenia. Zemstę za odrzucenie zostawiał sobie na koniec spotkania.

"Loczek ci się odkręci jak usłyszysz słowo kur.a?" To nie jest obraźliwe, to jest męski świat
Źródło zdjęć: © East News
Nina Harbuz

19.12.2017 | aktual.: 20.12.2017 13:57

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Z naszą rozmówczynią kontaktujemy się przez komórkę jej partnera. Tak jest bezpieczniej. Poza tym, kobieta boi się, że jej telefon może być na podsłuchu. Ma wysokie stanowisko i zbyt dużo do stracenia. Gdyby nie zgodziła się mówić, to co zostanie ujawnione w tekście, nigdy nie ujrzałoby światła dziennego. W jednostkach penitencjarnych, gdzie pracuje nasza bohaterka, z mediami mają prawo rozmawiać wyłącznie rzecznicy prasowi.

- To co na wolności traktuje się jako szowinizm albo seksizm, w więzieniu było i jest na porządku dziennym – mówi nam. Słyszała od kolegów komentarze o dużych cyckach, o ruch…u. Raz ich poprosiła, żeby się hamowali i nie przeklinali w jej obecności. - A co? Loczek ci się odkręci jak usłyszysz słowo kur..a? – usłyszała w odpowiedzi. Przestała reagować, zwracać uwagę. – Udawałam, że ich nie słyszę – opowiada. – Jakiekolwiek reakcje z mojej strony tylko ich nakręcały i od razu kur..y szły w powietrze. Poza tym, w ich odczuciu, nie mówili niczego złego i nie chcieli mnie obrazić. W ten sposób pokazywali, że są twardymi facetami. A ja, skoro zdecydowałam się pracować w więzieniu, musiałam być twardą kobietą.

Funkcjonariusz, który jest twardy ma jaja. Niezależnie od tego czy jest kobietą czy mężczyzną. Mówi się także, że ktoś jest "w ch.j". "W ch.j" może być funkcjonariusz ale i funkcjonariuszka. To znaczy, że jest świetny, równy i, że właśnie ma jaja. Jeśli coś idzie "po piź..ie" to znaczy, że kompletnie się nie powiodło. Kiedy decyzję podejmuje kobieta, a funkcjonariusze się z nią nie zgadzają, od razu na korytarzu słychać, że przełożona była dawno nieruch..a, niepopychana, nietknięta, świętojeb..wa. "Nie będzie mi ta ci.a mówić co mam robić" oburzają się mundurowi. – Często słyszę od funkcjonariuszy, że mam jaja – mówi nam nasza rozmówczyni. – Próbowałam im mówić, że mam cycki, a nie jaja, ale traktują to jako żart.

"Ci.ę bym ci wylizał"

Jaja miały też jej koleżanki funkcjonariuszki. Jedna z nich, kiedy założyła bluzkę z dużym dekoltem i usłyszała od kolegów, że ma "duże cyce" obróciła się i odparowała: "a ty dużego chu.a". Gromki śmiech funkcjonariuszy był szczerym wyrazem uznania. – Najgorzej jest się obruszyć. Od razu słyszy się, że się jest jeb…tą, bo nikt normalny nie obraża się za komplement – stwierdza. - Kiedyś, w innej jednostce, doszło do wystąpienia skazanych. Negocjowała z nimi ich wychowawczyni w towarzystwie dwóch funkcjonariuszy. I nagle jeden z osadzonych powiedział do funkcjonariuszki, że by jej "ci.ę wylizał". Zatkało ją, zaczerwieniła się i nic nie odpowiedziała. I to się potem obróciło przeciwko niej, bo stało się przedmiotem drwin i komentarzy ze strony kolegów. W takich sytuacjach kobieta musi sobie poradzić, musi mieć jaja, bo inaczej nie przetrwa - dodaje.

Zdarza się, że funkcjonariusze zachowują się gorzej niż skazani. Więźniowie są taktowni. Potrafią skomplementować, ale bez podtekstu erotycznego czy wulgarnego epitetu. Na wulgaryzmy nie mogą sobie pozwolić, bo zostaną za to ukarani, choć zdarza się, że kiedy funkcjonariuszka idzie przez plac, gwiżdżą, dyszą albo wyzywają ją od ku...w i p...d przez okna cel. Ale wtedy są prawie bezkarni, bo nikt ich nie widzi, są anonimowi. - Na to nawet nie zwracamy uwagi – słyszymy od rozmówczyni. - I nawet jestem w stanie tych więźniów zrozumieć, bo latami są odcięci od kobiet, więc wszystko im się z seksem kojarzy. A funkcjonariusze, którzy przecież nie są w zamknięciu, przejmują ich zachowania i to bywa niezwykle stresujące.

Laleczka ze stopniem wojskowym

Stresowała się szczególnie w pierwszych miesiącach i latach pracy. Była młoda, nie miała doświadczenia, nie umiała i bała się stawiać granice kolegom i przełożonym. Za każdym razem, gdy dzwonił do niej kierownik, czuła przeraźliwy lęk. Zwłaszcza kiedy telefonował po to, żeby wezwać ją do siebie do gabinetu. "Dzień dobry, laleczko. Pięknie dziś wyglądasz, laleczko" – miał w zwyczaju zagadywać. A potem, niby przypadkiem gładził ją ręką po nogach, piersiach, szyi. Gdy się odsuwała, natychmiast poważniał, zmieniał wyraz twarzy i ton głosu. Laleczkę zmieniał na stopień wojskowy, kiedy w kolejnych minutach wydawał polecenia. Zemstę za odrzucenie zostawiał sobie na koniec spotkania. Wymyślał dodatkowe polecenie służbowe, które często polegało na powtórzeniu już raz wykonanego zadania. Tak, żeby nie miała wątpliwości, dlaczego musi to robić. – Znosiłam to cierpliwie, bo byłam młoda i zależało mi na pracy – wspomina. – Za każdym razem kiedy mnie to spotykało, zbierało mi się na wymioty, ale w porównaniu z kierownikiem mojej koleżanki, mój szef był aniołem.

Wspomniany przełożony znajomej funkcjonariuszki wymyślił sobie, że potrzebuje omówić z podwładną plany mającej się odbyć w więzieniu kontroli po godzinach pracy. Pomysł przekazał jej w formie rozkazu, nie propozycji. Spotkali się w restauracji, a po wyjściu mężczyzna usiłował ją zgwałcić. Uciekła i zgłosiła sprawę. Po kilku miesiącach odeszła jednak na zawsze ze służby. Koledzy po cichu, nieoficjalnie mówili jej, że dobrze zrobiła.

-Pamiętam jeden z wyjazdów integracyjnych pod miasto – wspomina nasza rozmówczyni. – Wieczorem było ognisko, tańce, śpiewy i alkohol. Po wszystkim podjechał autokar, który miał nas zawieźć do jednostki. Obok mnie usiadł wysoko postawiony funkcjonariusz z centrali zarządu. Zaczął się do mnie przystawiać, macać mnie po udach, pytać czy kocham męża. Mówił, żebym do niego nie jechała tylko wracała z nim do hotelu. Byłam przerażona. Chciałam, żeby natychmiast przestał, a z drugiej strony bałam się, że jednym zdaniem może zakończyć moją karierę. A do tego, na wszystko patrzył mój kierownik, ten który mówił do mnie per "laleczko". W końcu zdobyłam się na odwagę i powiedziałam, że kocham mojego męża i wracam do niego. Wstał wściekły, poszedł na koniec autokaru i tam zaczął się do kogoś dobierać. W tej pracy trzeba nauczyć się radzić sobie. Z jednej strony stawiać granice, ale z drugiej nie można z wszystkimi zadzierać i każdemu powiedzieć "spier…aj", bo wtedy człowiek sobie nie poradzi.

Komentarze (338)