Lichocka dla WP: Rostowski podtapia rząd
W pierwszym po wyborach do europarlamentu wynikach sondażu spada poparcie dla PO i tworzonego przez nią rządu, rośnie dla PiS i nieznacznie dla prezydenta. Dziś chęć głosowania na PO deklaruje 39% Polaków - to o trzy procent mniej niż na początku miesiąca, na PiS 20%, to wzrost o 6 punktów. Ostatnie wybory pokazały jednak, że wyniki sondaży odbiegają od wyników wyborczych.
25.06.2009 10:26
PiS okazało się znacznie niedoszacowane – w wyborach zyskało 27% poparcia, czego nie prognozował nie tylko sondaż WP, ale też większość innych pracowni. Ta rozbieżność wynika między innymi zapewne z tego, że znacznie trudniej przyznać się otwarcie do głosowania na PiS, za to „wypada” deklarować poparcie dla Platformy Obywatelskiej. W przestrzeni publicznej istnieje nierównowaga – z jednej strony promowane lub usprawiedliwiane jest stanowisko rządzących, z drugiej krytykowane, a czasem nawet przedstawiane jako godne pogardy działania opozycji.
Truizmem jest już powtórzenie, że odbywa się to przy niezwykle agresywnym języku (cytaty ze Stefana Niesiołowskiego każdy zna, więc nie będę ich przytaczać) i, niestety, wielu przypadkach manipulacji w mediach. Oczywiście nie jest też tak, że po drugiej stronie są niewinne owieczki - krytyka w ostrych słowach niektórych mediów z jaką ostatnio wystąpił Jarosław Kaczyński nie pozostawia co do tego wątpliwości. O tej swoistej przemocy w debacie publicznej mówił niedawno arcybiskup Kazimierz Nycz, a skutki zjawiska widoczne są właśnie w wynikach sondaży boleśnie weryfikowanych przez prawdziwe wybory.
Zaskakujące przy tym jest wysokie, jak na te warunki, rzeczywiste poparcie dla PiS – uzyskany wynik 27% w wyborach pokazał, że Platformie nie udało się wbić przeciwnika w ziemię i że partia Jarosława Kaczyńskiego dysponuje nadspodziewanie silnym elektoratem odpornym na przekaz medialny. Ów sześcioprocentowy wzrost dla PiS w najnowszym sondażu może być spowodowany właśnie tym – wyborcy PiS zobaczyli, że jest ich całkiem sporo, jedni zdecydowali się więc przyznawać w sondażu do swoich sympatii, inni mogli uznać, że partii Kaczyńskiego nie warto jeszcze spisywać na straty.
Innym czynnikiem, który może procentować PiS jest stworzenie nowej frakcji w parlamencie europejskim – dzięki temu PiS staje się istotnym graczem w parlamencie, podkreśla wagę dbania o interesy narodowe w Parlamencie i wyraźnie definiuje się jako alternatywa wobec sposobu uprawiania polityki w UE przez PO.
To jednak jest oczywiście znacznie mniejszy sukces niż ewentualny wybór na przewodniczącego Parlamentu Europejskiego Jerzego Buzka, o co zabiega premier Donald Tusk. Jeśli do tego dojdzie, sukces PO będzie bezdyskusyjny i mimo utyskiwań opozycji, że stanowisko szefa parlamentu ma niewielkie praktyczne znaczenie, sukces prestiżowy i marketingowy będzie spektakularny. Zastanawiające jest więc, iż mimo, że zewsząd słychać o ogromnych szansach na ten sukces i że Jerzy Buzek już niemal jest na tym stanowisku, poparcie dla PO nie poszybowało w górę, tylko spadło.
Podobnie dzieje się z ocenami premiera i rządu. Donald Tusk znów ma więcej przeciwników niż zwolenników - krytykuje go 45% Polaków, chwali 42%. To i tak jednak świetny wynik na tle fatalnych notowań rządu. Dziś aż 66% respondentów ocenia rząd źle i bardzo źle, a zaledwie 29% dobrze. Nie jest wykluczone, że te notowania pogorszą się po kolejnych decyzjach rządu, które pokazują niewysoką wiarygodność składanych przez rządzących deklaracji.
Minister finansów ogłosił dwukrotne zwiększenie deficytu budżetowego – jest już po wyborach, zatem najwyraźniej uznano w rządzie, że teraz już można powiedzieć prawdę. Trudno inaczej bowiem zinterpretować to, czemu jeszcze dwa tygodnie temu mówiono o poważnych podstawach polskiej gospodarki, a minister Rostowski zdecydowanie zaprzeczał jakoby planował zwiększenie deficytu. Teraz go gwałtownie zwiększa, udowadniając, jak niemądre było konstruowanie budżetu przy nierealistycznych, za to dobrze wyglądających propagandowo wskaźnikach. Minister Rostowski stał się tym samym najbardziej niewiarygodnym członkiem rządu. Czy ktoś jeszcze doprawdy może brać za dobrą monetę jakiekolwiek jego deklaracje?
Pytanie zatem, po co Donaldowi Tuskowi taki minister finansów, gdy z całą pewnością nie pomaga on w budowaniu wizerunku rządu fachowców. Wydaje się więc, że warto rozważać już nie tyle to, czy premier zdymisjonuje swego szefa finansów, tylko kiedy. Tyle, że dymisja Rostowskiego będzie jednocześnie przyznaniem się do poważnego błędu samego premiera. Ale z tym spindoktorzy PO jakoś sobie na pewno poradzą.
Joanna Lichocka specjalnie dla Wirtualnej Polski