Leszek Miller: decyzja Bogdana Borusewicza jest skandaliczna i oburzająca
Jako skandaliczną szef SLD Leszek Miller i szef klubu SP Arkadiusz Mularczyk ocenili decyzję o niepuszczeniu przedstawicieli związków zawodowych na posiedzenie senatu poświęcone reformie systemu emerytalnego, zakładającej wydłużenie wieku emerytalnego do 67 lat.
23.05.2012 | aktual.: 23.05.2012 16:43
Miller wystąpił na konferencji prasowej w sejmie wspólnie z szefem OPZZ Janem Guzem, który oświadczył, że nie został wpuszczony na rozpoczęte w środę rano posiedzenie Senatu. Na posiedzenie nie dostał się też szef Solidarności Piotr Duda.
- Klub SLD wyraża swoje najwyższe oburzenie i protest z powodu kolejnej dyskryminacji ruchu zawodowego - oświadczył Miller.
Przypomniał, że kilka dni temu, kiedy posłowie głosowali nad reformą emerytalną, marszałek Sejmu Ewa Kopacz nie zgodziła się na wpuszczenie na galerię sejmową przedstawicieli Solidarności.
- Dzisiaj pan marszałek Senatu (Bogdan Borusewicz) nie zgodził się na obecność szefa OPZZ, a także szefa Solidarności w debacie. To jest postawa, która stawia pod wielkim znakiem zapytania dojrzałość elit rządzących dzisiaj Polską do nowoczesnej demokracji - podkreślił Miller.
W jego ocenie krok marszałków sejmu i senatu jest "karygodny, skandaliczny i zasługuje na najwyższe oburzenie".
Miller ocenił, że pokazuje to też, jak słabe argumenty przemawiają za racją rządu w sprawie reformy emerytalnej. - Zwykle tak jest, że kiedy racje są kruche, usztywnia się stanowisko - ocenił.
Guz poinformował na konferencji prasowej, że zwracał się do marszałka Senatu o umożliwienie przedstawienie senatorom "merytorycznego stanowiska ws. reformy emerytalnej", ale nie otrzymał na ten wniosek odpowiedzi. Dodał, że w środę przyszedł do Senatu, ale "odbił się" od drzwi - nie został wpuszczony.
- Obecna władza odchodzi od zasad demokracji i dialogu (...). My jako OPZZ mówimy +nie+ fasadowej demokracji, upominamy się o dialog społeczny i proszę nie dziwić się związkowcom, że dialog wylewa się na ulice - oświadczył Guz. - Nasze argumenty są tak silne, że władza się wystraszyła - ocenił.
Oburzenia zachowaniem marszałka Borusewicza nie kryje także Solidarna Polska. Zdaniem Arkadiusza Mularczyka decyzja ta jest "niedopuszczalna i skandaliczna".
- Jest to sytuacja bez precedensu i nie wiem, czy w krajach o utrwalonych demokracjach zdarzają się sytuacje, że przedstawiciele związków zawodowych nie mogą brać udziału w obserwacji debat. To jest oczywista kompromitacja marszałka Senatu Bogdana Borusewicza - powiedział Mularczyk na konferencji prasowej w sejmie.
- Ta dzisiejsza decyzja to dowód na to, że Platforma Obywatelska coraz bardziej odchodzi od swojej obywatelskości - dodał.
Zapowiedział, że klub Solidarnej Polski zwróci się z apelem do senatorów o wyciągnięcie konsekwencji z zachowania Borusewicza, który - zdaniem SP - naraża na szwank wizerunek i szacunek wysokiej izby.
Borusewicz się tłumaczy: wyciągnąłem wnioski
Bogdan Borusewicz tłumacząc swoją decyzję mówił, że ""wyciągnął wnioski z tego, co działo się dwa tygodnie temu przed sejmem". - Doszło wtedy do bezprecedensowej sytuacji ograniczenia wolności posłów i agresji w stosunku do posłów, a marszałek senatu ma za zadanie dbać o porządek w senacie, ma dbać o sprawność obrad i także o bezpieczeństwo - powiedział Borusewicz.
Odniósł się też do wypowiedzi szefa OPZZ Jana Guza, który oświadczył, że nie został wpuszczony na rozpoczęte rano posiedzenie senatu. Na posiedzenie nie dostał się też szef Solidarności Piotr Duda.
Guz mówił na konferencji prasowej, że zwracał się do marszałka senatu o umożliwienie przedstawienia senatorom "merytorycznego stanowiska ws. reformy emerytalnej", ale nie otrzymał na ten wniosek odpowiedzi. Dodał, że przyszedł do senatu, ale "odbił się" od drzwi - nie został wpuszczony.
Borusewicz tłumaczył, że zaproponował Guzowi - w odpowiedzi na jego pismo - udział w obradach komisji senackich, które zajmowały się ustawami emerytalnymi. - Skontaktował się po otrzymaniu jego pisma mój szef gabinetu i przekazał mu moją propozycję. (...) Nie wiem, czy skorzystał z tego, zaś nie widziałem specjalnej potrzeby obecności tutaj na sali - dodał marszałek.
Borusewicz zaprzeczył, pytany, czy to marszałek sejmu Ewa Kopacz sugerowała mu, aby nie wpuszczać na posiedzenie senatu szefów central związkowych.
- Nikt mi tego nie sugerował. To jest wniosek z tego, co się działo dwa tygodnie temu pod sejmem. Ja jestem zobowiązany wyciągać wnioski i taki wniosek wyciągnąłem - powiedział.
Jak przekonywał, związki miały możliwość zajęcia stanowiska wielokrotnie podczas prac Komisji Trójstronnej, także na komisjach. - Zaś ta sytuacja, która była dwa tygodnie temu pod sejmem sprawiła, że podjąłem taką, a nie inną decyzję. Musiałem tę decyzję podjąć z ubolewaniem, ale jestem zobowiązany pilnować porządku obrad, bezpieczeństwa wszystkich, którzy tutaj się znajdują- zaznaczył Borusewicz.
Podkreślił, że przed dwoma tygodniami, kiedy sejm głosował nad reformą emerytalną "nic nie zapowiadało agresji na posłów, ataków na posłów". - Ja daję do zrozumienia, że miejsce związków zawodowych jest przy stole negocjacyjnym i że nie dopuszczę do takich sytuacji, które były dwa tygodnie temu pod sejmem - zaznaczył marszałek.
Poinformował też, że reforma emerytalna w senacie będzie głosowana w godzinach wieczornych.
Podczas głosowania nad zmianami w emeryturach w sejmie związkowcy z Solidarności zablokowali wszystkie wyjścia z terenu sejmu w proteście przeciwko ustawie dotyczącej podwyższenia wieku emerytalnego do 67 lat dla kobiet i mężczyzn. Wcześniej przedstawicieli związkowców nie wpuszczono na galerię sejmu.
Demonstranci blokowali sejm przez kilka godzin, uniemożliwiając posłom jego opuszczenie. Barierki wokół sejmu powiązano łańcuchami.