Lekarka nie naraziła na utratę życia swojej pacjentki
Lekarka Białostockiego Centrum Onkologii nie naraziła swojej pacjentki na utratę życia - zdecydował sąd. Według prokuratury, lekarka nie zapoznała się z wynikami badań krwi pacjentki, które były bardzo niepokojące. Kobieta zmarła po kilku dniach od wizyty u lekarki.
Oskarżona od początku nie przyznawała się do stawianych zarzutów. Teraz sąd przyznał jej rację. Do zdarzenia doszło sześć lat temu. Lekarka wyjaśniała, że nie miała szans zapoznać się z wynikami, gdyż badanie zrobiono dopiero po wizycie pacjentki, a kolejnego dnia kobieta już nie przyszła.
W czasie procesu nie udało się ustalić kto i kiedy odebrał wyniki badań. Trafiły one do historii choroby, nie było jednak adnotacji o której godzinie. Dlatego - zdaniem sądu - nie można zarzucać lekarce, że się z nimi nie zapoznała.
Sędzia Katarzyna Skindzier podkreśliła, że po tym zdarzeniu w Białostockim Centrum Onkologii zaszła zmiana na lepsze. Dotychczas laboratorium nie informowało lekarzy, gdy wynik budził wątpliwości. Teraz jest inaczej.
Lekarka nie stawiła się na ogłoszeniu wyroku. Był mąż zmarłej pacjentki. To on od początku twierdził, że lekarka popełniła błąd. Nie może bowiem zrozumieć jak to możliwe, że raka piersi wykryto u jego żony w czerwcu 2001 roku, później guz się zmniejszył, a po niespełna miesiącu jego żona już nie żyła. Mężczyzna zapowiada apelację.