Legislacyjny "majstersztyk" Hołowni, czyli najgłupszy pomysł roku [OPINIA]
Kandydat w przyszłorocznych wyborach prezydenckich, który obecnie jest marszałkiem Sejmu, znalazł rozwiązanie sporu utrudniającego przeprowadzenie wyborów. Szymon Hołownia proponuje kompromis w postaci uznania, że część tzw. neosędziów będzie mogła oceniać procedurę wyborczą, a część nie.
19.12.2024 10:26
Trzeba przyznać, że Hołownia zaproponował coś oryginalnego. Pomysł, na który nikt wcześniej nie wpadł. To prawdziwa trzecia droga. Prawo i Sprawiedliwość uważa bowiem, że nie ma żadnych neosędziów, a o ważności wyborów decydować powinna Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego - bo tak stanowi ustawa.
Koalicja Obywatelska izby kontroli co do zasady nie uznaje, a sędziów powołanych przy udziale "nowej" Krajowej Rady Sądownictwa orzekających w Sądzie Najwyższym uważa za przebierańców w togach.
No a Hołownia ma propozycję kompromisu: na potrzeby polityczne uznamy, że część "nowych" sędziów uznajemy, a części nie uznajemy. Kogo uznać, a kogo nie, powie nam zaś nie kto inny aniżeli startujący w wyborach Hołownia.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wszyscy razem
Do mediów trafiła uproszczona wersja propozycji Hołowni. Generalnie dość głupia, ale niezupełnie idiotyczna, to znaczy można dostrzec gorsze pomysły polityków. Hołownia bowiem - według dominującego przekazu - zaproponował, aby w przedmiocie ważności wyborów orzekał cały skład Sądu Najwyższego.
To by oznaczało, że w wydaniu orzeczenia powinni wziąć udział wszyscy sędziowie - starzy i nowi - orzekający we wszystkich izbach sądu. Trzeba byłoby zmienić w tym celu ustawę, ale taka zmiana byłaby z punktu widzenia prezydenta zapewne do przyjęcia. Zawsze można by uzasadnić tę koncepcję tym, że stwierdzenie ważności wyborów to szalenie istotny element tworzenia demokracji, więc gdzie miałby orzekać pełny skład Sądu Najwyższego, jeśli nie w takiej właśnie kwestii?
Tyle że propozycja ta byłaby zupełnie nie do zaakceptowania dla Koalicji Obywatelskiej i rządu. Po pierwsze, kwestionują oni status sędziów Sądu Najwyższego powołanych przy udziale "nowej" KRS. Po drugie, w pełnym składzie Sądu Najwyższego nowi mieliby większość. "Starzy" zaś zapewne w ogóle by nie przyszli orzekać, bo większość z nich odmawia orzekania z nowymi, twierdząc, że udział kogokolwiek z nowych przekłada się na wadliwość orzeczenia.
Razem, ale jednak osobno
Problemu jednak nie będzie, bo gdy Hołownia mówił o całym składzie SN, to - ot, cóż za zaskoczenie - nie miał na myśli wcale pełnego składu. Hołownia zaproponował, że cały skład to izby cywilna, karna oraz pracy i ubezpieczeń społecznych. Ale już nie izba kontroli.
Szkopuł w tym, że ten pomysł nie ma jakiegokolwiek sensu, bo zastrzeżenia formułowane wobec izby kontroli osadzają się przecież na dyskusyjnym statusie sędziów. To nie tak, że komuś nie spodobała się nazwa i dlatego uważa, że "izba kontroli nie jest sądem". Gdy ktoś tak twierdzi, to argumentuje to właśnie faktem, że orzekają w tej izbie "nowi". We wszystkich izbach SN są zaś nowi sędziowie - w trzech, które w ocenie Hołowni miałyby stwierdzać ważność wyborów, także. Hołownia jednak w detale by nie wchodził.
"Izby kontroli nadzwyczajnej nie uznajemy w tym momencie za sędziów Sądu Najwyższego. Ale z kolei w tych pozostałych izbach już nie wchodzimy w detale o status sędziego. To jest za poważna sprawa".
Nie wchodzimy w detale, bo to jest za poważna sprawa. Aha...
Szansa na zgodę
Mamy więc do czynienia z taką sytuacją, że marszałek Sejmu, bądź co bądź druga osoba w państwie, czyli ktoś o pewnym autorytecie, organizuje konferencję prasową, na której ogłasza, że proponuje wskazać sędziów do orzekania nawet nie na podstawie sposobu uzyskania powołania do Sądu Najwyższego, tylko na podstawie nazwy izby, w której orzekają.
Myślę, że propozycję Hołowni można by ulepszyć. Co bowiem stoi na przeszkodzie, aby o ważności wyborów prezydenckich orzekali sędziowie z nazwiskami od A do K, a o ważności wyborów parlamentarnych ci od L do Z?
Albo inny podział - według długości włosów. Ci z długimi do prezydenckich, ci z krótkimi do parlamentarnych, a łysych jełopów (nie gniewajcie się łysi; sam jestem łysy) nie uznajemy w ogóle. Możemy ich nazwać np. antysędziami.
Jedno trzeba jednak marszałkowi Sejmu przyznać. Zaproponował rozwiązanie ugodowe, tak jak obiecywał. Pomysł Hołowni jest o tyle ugodowy, że uda się połączyć PiS i KO w jednym: w niechęci do tej koncepcji.
Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski