Legendarny SPATiF najlepszy w rankingu "Newsweeka"
Strome schody, korytarz w kolorze ultramaryny, odlew ręki i bulaj, przez który goście pokazują selekcjonerowi karty członkowskie. W pomieszczeniu króluje czerwona kanapa z nowymi złoceniami i ośmiometrowej długości bar ze stalową, pordzewiałą podstawą.
To właśnie legendarny SPATiF, Klub Środowisk Twórczych Polskich Artystów Plastyków. W tym roku klub po raz trzeci z rzędu zwyciężył w corocznym rankingu lokali tygodnika "Newsweek" w kategorii: puby, kluby, dyskoteki. Stołki w pomarańczowo-czarną panterkę z żelaznymi nóżkami, zakończonymi końskimi kopytami. Nad barem błyszczy mnóstwo lampek, a za ladą królują dawny kredens i lustro. Sufit pooblepiany plakatami, na ścianach dzieła artystów, a na stołach i półkach mnóstwo staroci ofiarowanych miejscu w wieczyste użytkowanie.
"Miejsce to było i jest mekką artystów i intelektualistów, z których wielu osiągnęło znaczne sukcesy, nie tylko przy barze" - tak brzmi napis na karcie członka Klubu Środowisk Twórczych sopockiego SPATiF-u. - Wyróżnienie "Newsweeka" to było dla nas duże zaskoczenie - mówi Arkadiusz Hronowski, szef klubu. - Możemy tylko ubolewać, że wśród zwycięzców zabrakło kilku miejsc, które naprawdę na to zasługują. Bo jak skomentować 5 miejsce sezonowej dyskoteki, a zupełny brak w całym rankingu takich klubów jak: Sfinks, Mandarynka czy gdyńskie Ucho?
SPATiF to dla miejscowej artystycznej bohemy miejsce kultowe. Swą nazwę klub zapożyczył od nazwy Stowarzyszenia Polskich Artystów Teatru i Filmu. Jednak tak naprawdę, nie wiadomo kiedy dokładnie klub powstał. - Pod koniec lat 50. była tu siedziba Związku Polskich Artystów Plastyków - mówi Hronowski. - Artyści spotykali się tu przy wódeczce i pierogach, aby podyskutować do białego rana o otaczającej ich rzeczywistości i o tym, jak zwalczyć niewidzialnego wroga. Przypuszczalnie w latach sześćdziesiątych klub zyskał taki wymiar, jaki ma do dzisiaj. W 1998 roku został zamknięty z powodu generalnej modernizacji.
- Planowano zrobić drobny remont - dodaje Hronowski. - Jednak wkrótce okazało się, że strop groził zawaleniem. SPATiF ponownie otworzył swoje drzwi dla klientów 29 grudnia 2001 roku. Teraz ma konstrukcję żelbetową, pełne zaplecze gastronomiczne i sanitarne oraz klimatyzację. Budynek powiększył się i zamontowano w nim windę dla niepełnosprawnych. - Gdy w 2001 roku otwierałem klub, jeden z moich znajomych powiedział: "no dobra, początek niezły, a teraz dwadzieścia lat zadymiania". Chyba mi się udało zadymić trochę wcześniej - śmieje się Hronowski. W SPATiF-ie bywają artyści, dziennikarze, lekarze i prawnicy. Czują się tu swobodnie. - Najlepiej jest, gdy są tu koncerty lub imprezy - mówi Hronowski. - Wtedy ludzie są ściśnięci jak śledzie w beczce. SPATiF to enklawa wolności dla artystów. - To do SPATiF-u przyjeżdżał Kobiela z Cybulskim na motorze, aby się zabawić.
- Zostawiali maszynę pod klubem i szli pić, a potem o siódmej rano nerwowo próbowali uruchomić motor, by nie spóźnić się na próbę do teatru. SPATiF stara się walczyć z komercją i ulicznym chamstwem. Dlatego w dalszym ciągu prowadzi selekcję swoich gości. - Chcemy bronić stałych bywalców przed napływem obcych ludzi, pospolitej hołoty - mówi Hronowski. - W SPATiF- ie od zawsze były karty wstępu. To element naszej tradycji przekazywanej od kilkudziesięciu lat. Aby ją dostać, trzeba być twórcą, przyjść do nas i wypełnić wniosek. Gdy podanie zostanie pozytywnie rozpatrzone przez Związek Polskich Artystów Plastyków zostaje wydana karta. Kosztuje ona 10 zł. Do dnia dzisiejszego wydano ich ponad 2, 5 tys. W Polsce nie ma chyba człowieka z pierwszych stron gazet, który by tu nie był. - Gdy władze sopockie pojechały do Krakowa by nadać Czesławowi Miłoszowi tytuł honorowego obywatela Sopotu, ten od razu spytał co słychać w Grandzie i SPATiF-ie - opowiada Hronowski. Częstym gościem SPATiF-u jest Maciej Nowak. -
Przychodzi tu na wspaniałą wiśnióweczkę - mówi barman Wojciech Astachow, praktycznie pracujący w SPATiF-ie ,od zawsze". - Nawet gdy jest wielki tłum, a ja zobaczę w górze jego rękę, wiem co podać. Nasze wina testuje natomiast Marek Kondrat, aktor. - Po degustacji zwykle stwierdza, że są wspaniałe. SPATiF odwiedza też Leszek Możdżer. Gdy tylko ma okazję, siada przy pianinie Zdzisława Maklakiewicza podarowanym klubowi przez córkę aktora i gra koncerty. - Czasami trwają po kilka godzin - mówi Hronowski. - Fantastycznie jest w wigilię, kiedy Możdżer gra dla nas kolędy. Jest po prostu wspaniale. Nie da się tego opisać słowami.
Kiedyś nie chcieli wpuścić do SPATiF-u Agnieszki Osieckiej. - Bramkarz po prostu jej nie poznał - mówi Hronowski. - Osiecka obraziła się i wróciła dopiero po miesiącu. Niektórzy się awanturują, udowadniają że są wielcy, na siłę próbują do nas wejść. A tu naprawdę nie chodzi o tytuły, osiągnięcia, ale o pewną klasę, wypromowanie się. Wiele lat przychodził do nas mężczyzna w garniturze podający się za dyplomatę angielskiego. Wszyscy mu uwierzyliśmy. Kiedyś przez pomyłkę ujawnił prawdę. Był wielki ubaw. Jest naszym klientem do dziś.
Stałym klientem SPATiF-u jest George Kanada herbu Łabędź, jak mówi o sobie sopocki poeta. - Przychodzę tu od 20 lat o tej samej porze - mówi. - Wypijam soczek, zapalę papierosa, pogadam z ludźmi. - Tu się czuję jak w domu - mówi poeta. Także Marek Bogdaszewski, sopocki artysta rzeźbiarz nie wyobraża sobie dnia bez wizyty w SPATiF-e. - Jestem mu wierny od trzydziestu lat. W tym miejscu czuć wspaniały klimat. To kwintesencja sopockiego życia. Wielkim sympatykiem sopockiego SPATiF-u jest Wojciech Fułek, wiceprezydent Sopotu. - To miejsce na stałe wpisało się w mapę artystyczną Sopotu. Dobrze by było, gdyby ktoś w końcu spisał monografię klubu.
Wspomnienia, anegdoty i wydarzenia, które się tam wydarzyły, są kartą w dziejach Sopotu. SPATiF to nie tylko dobre drinki. Od lat serwowane są tu w niezmienionych cenach legendarne ruskie pierogi pani Dzidzi i żurek. - Te pierogi są niesamowite - Wojciech Astachow. - Od lat przygotowywane są według tej samej oryginalnej receptury. Ciasto jest wyrabiane przez półtorej godziny i rozwałkowywane na tak cienkie placki, że można przez nie zobaczyć drugą stronę. Odbywają się tu koncerty, wernisaże i imprezy tematyczne. Na każde z tych wydarzeń przygotowywane są specjalne zaproszenia.
- Od wielu lat prowadzimy archiwum zdjęciowe - mówi Hronowski. - W naszej bazie jest już ponad 7 tys. zdjęć. Od roku rejestrujemy imprezy kamerą cyfrową. Klub to miejsce, gdzie wielu artystów organizuje sesje zdjęciowe do okładek na płyty lub kręci wideoklipy. Ostatnio kręcono tu zdjęcia do serialu ,Pełną parą" oraz przygotowano przedstawienie pod tytułem ,Bardzo czerwony kapturek". Prawdopodobnie już w grudniu SPATiF wyda swoją pierwszą płytę z nagraniami muzyki granej w klubie. - To będzie osiemnaście kawałków oddających klimat tego, co się dzieje u nas każdego dnia - mówi Hronowski. - Płyta będzie nosić tytuł ,Spatinada".
SPATiF w liczbach wypito: 350 000 kieliszków krupniku 750 000 kaw i herbat 2 500 000 kieliszków wódki 10 000 000 kufli piwa zjedzono: 720 000 pierogów ruskich 180 000 żurków wypalono: 10 000 000 papierosów spadło ze schodów: 14 000 osób odnotowano: 5300 interwencji MO i Policji przyczyniono się do: 15 000 rozwodów i awantur domowych wykonano: 2343 zabiegi wszczepienia leku Esperal klientom SPATiF-u pozostawiono: 721 krawatów 520 dowodów osobistych 380 praw jazdy 295 paszportów 130 par skarpetek 112 biustonoszy 110 par majtek 96 legitymacji szkolnych 83 indeksy studenckie 62 piloty samochodowe 55 telefonów komórkowych 34 portfele 14 obrączek i pierścionków 11 dyplomów magisterskich 4 granaty ręczne 2 legitymacje ORMO 1 złoty medal Mistrzostw Świata z 1968 roku 1 akt notarialny na dom w Górnym Sopocie 1 legitymację poselską 1 akt małżeński 1 odznakę milicyjną
Jolanta Świerczyńska