Legalne graffiti zalewa Dolny Śląsk
Oleśnica, Wołów, Żmigród, Milicz, Brzeg Dolny, Rogów Sobócki, Bierutów - graffiti Śląska już tam jest.
Są już niemal wszędzie. Nie tylko we Wrocławiu, ale także w innych miastach Dolnego Śląska. I wszystko wskazuje, że będzie ich jeszcze więcej. O czym mowa? O graffiti robionym przez kibiców Śląska na cześć klubu.
- Będę się upierał, że to pewnego rodzaju sztuka - zaznacza na samym początku rozmowy Michał Mazur, rzecznik Śląska. - Wyglądają fantastycznie. Poza tym, że promują klub, to jeszcze organizują kibiców. Nie mówiąc już o tym, że kibice, tworząc graffiti, zamalowują pomazane bezmyślnie ściany.
Sam klub z Oporowskiej ma jednak niewiele wspólnego z powstawaniem graffiti. Jedynie w wyjątkowych sytuacjach pomaga w uzyskaniu pozwolenia na wykonanie malunku na danej ścianie.
- Pomaga to może za duże słowo. Wysyłamy pismo z prośbą o pozytywne rozpatrzenie wniosku złożonego przez kibiców - komentuje Mazur.
Trzeba bowiem zaznaczyć, że wszystkie barwne graffiti dotyczące piłkarskiego Śląska, jakie pojawiły się w samym Wrocławiu i regionie, wykonane zostały legalnie. Przeważnie wygląda to tak, że kibice najpierw wyszukują odpowiednią ścianę, starają się o pozwolenie na wykonanie graffiti i dopiero zaczynają pracę nad malunkiem. Najtrudniejszą przeszkodą do pokonania jest uzyskanie pozwolenia. Pomocą wówczas służy stowarzyszenie Wielki Śląsk.
- Staramy się przede wszystkim pomagać organizacyjnie. Właśnie w tej chwili wystąpiliśmy o pozwolenie na zrobienie graffiti pod wiaduktem na Pułaskiego. Okoliczni kibice Śląska sami starali się o zgodę od kolei, bo to ich teren, ale jej nie dostali. Teraz dokumenty zostały uzupełnione, opatrzone pieczątkami i złożone ponownie - opowiada Przemysław Piwowarski ze stowarzyszenia Wielki Śląsk. Następnie dodaje: w niektórych przypadkach pomagamy też finansowo.
Wykonanie graffiti wiąże się bowiem z niemałymi wydatkami. Malunek w Bielanach Wrocławskich kosztował 700 złotych. A nie należy on do największych.
- Sami się złożyliśmy. Drugie, mniejsze graffiti kosztowało nas nieco ponad 100 złotych - opowiada Michał Misiński, jeden z pomysłodawców i wykonawców graffiti na Bielanach.
Akurat w tym wypadku było o tyle łatwiej, iż okazało się, że właściciel budynku, na ścianie którego miałoby powstać graffiti, jest również kibicem Śląska.
- Mieliśmy ułatwione zadanie. Pokazaliśmy projekt i nie było problemu z przekonaniem właściciela budynku do naszego pomysłu. Później pozostawało tylko malowanie - opowiada Michał Misiński. - Ile czasu zajęło nam malowanie? Były cztery sesje po mniej więcej pięć, sześć godzin - dodaje.
Zanim jednak malunek znajdzie się na ścianie, jest dokładnie zaplanowany i przemyślany. Barwy są jasne, zielono-biało-czerwone, herb też, ale już hasło czy elementy dodatkowe to indywidualny pomysł każdej z grup decydujących się na wykonanie takiego malunku.
- Pomysł narodził się dwa miesiące wcześniej. Graffiti miało pokazać, że jesteśmy ze Śląskiem, ale równocześnie odwoływać się do lokalnego patriotyzmu. Miał mówić, że jesteśmy z Dolnego Śląska, a naszym klubem jest Śląsk. Stąd takie hasło. Chcieliśmy też pokazać, że to wszystko jest poukładane i dlatego graffiti miało być schludne i ładne - wyjaśnia Misiński.
W najbliższym czasie nowe graffiti pojawią się na Kuźnikach, Biskupinie i Sępolnie.