Lech Wałęsa dla WP: po pierwsze, demokracja
I kto to mówi ? – usłyszę od p.o. premiera Jarosława Kaczyńskiego, dla którego mój stosunek do demokracji jest problematyczny. A ja mu wtedy pokażę, jak to on i jego ekipa łamią dobre obyczaje, tradycję i zasady naszej pełnoletniej już demokracji. To nie tylko w ich wykonaniu brzydka gra z oddaniem władzy, ale też chęć ukrycia swoich błędów i nadużyć. Znów uraczyli wątpliwym spektaklem całą Polskę w dniu inauguracji nowego Sejmu RP, w dniu, który miał być świętem demokracji. A dziś dowiadujemy się, że niszczone są niewygodne dokumenty służb.
Nie pozwolili nam na długo zapomnieć o swoich gierkach i zakulisowych kombinacjach. I tu wcale nie chodzi o formalizm, o zgodność z takim czy innym zapisem, bo nie wszystko musi być zapisane. Chodzi o dobry obyczaj, o tradycję i o styl działania. Także styl przekazania władzy. Odchodząca ekipa pokazała i pokazuje najgorszy z możliwych wariantów.
A przykład idzie z samej góry. Nie mogę pojąć milczenia Prezydenta RP po wyborach, ale staram się zrozumieć, bo porażka partii i brata - albo przede wszystkim brata - boli dotkliwie i całkiem paraliżuje. Nie potrafię wytłumaczyć braku gratulacji dla zwycięzców, ale wiem, że nie wszystkich stać na najprostsze gesty wobec oponentów. Jeszcze trudniej przyjąć brak słowa podziękowania Polakom za frekwencję – niską, przyznam, ale najwyższą od dawna. Skoro jednak ona zdecydowała – jak usłyszeliśmy z tych kręgów – o porażce PiS, to już dziwię się mniej, bo tych ludzi trochę znam. Ale już głuchego milczenia na pierwszym posiedzeniu Sejmu, tego jawnego załamania dobrego zwyczaju, nie mogę zaakceptować i nie jestem w stanie znaleźć usprawiedliwienia. To znak arogancji, nie uznawania tego Sejmu, puszczania oka do tej „ogólnonarodowej większości, która jest w opozycji”. Nie można tak łatwo przekreślać dorobku, może jeszcze wątłego, ale jakoś już wypracowanego przez te kilkanaście lat.
Dziwię się temu, ubolewam, ale tak naprawdę znów mnie to mocno nie zaskakuje. To stara metoda – zamieszać, namącić, podjudzić, popsuć atmosferę, włożyć kij między szprychy dobrych relacji u konkurentów, a wszystko po to, żeby kurzyło się i w tym pyle ugrać coś dla siebie. To już, na szczęście, tak mocno, nie działa. Polacy to widzą i nie dają się nabierać na takie chwyty. Dali temu wyraz w wyborach. Utwierdzają się tylko wyznawcy - słusznie ktoś nazwał wyborców PiS - tej „większości w mniejszości”. Mało tego, widzą to coraz lepiej liderzy PiS i coraz mocniej uwiera ich gorset partii walczącej ze wszystkimi. Na razie zrezygnowali z funkcji we władzach partii. I pewnie skończy się to tym, że wierny zakon PC-owski, który najlepiej realizuje zasadę „TKM” , zacznie zwierać szeregi, okopie się, ustawi odpowiednio Prezydenta RP – czego dał już próbkę - i tak przetrwa, żeby może jeszcze namieszać w przyszłości.
Partia prezydencka poszła więc tym samym śladem, który sama nadała Prezydentowi. Najgorsze momenty z byłej tzw. IV RP – Jarosław Kaczyński już nawet o niej nie mówi głośno - przypomniało PiS podczas pierwszego posiedzenia. To niepotrzebne zamieszanie, ciągłe przerwy, niejasne rozgrywki, snucie dziwnych insynuacji. Niech to będzie kolejna – po wielu z ostatnich nawet dni – przestroga dla nowej koalicji. Przestrzegam przed tymi zagrywkami, bo jest jasne, dlaczego Jarosław Kaczyński i jego ludzie tak działają. To nie tylko zły styl, brak klasy i żal za uciekającą władzą. To także chęć zakrycia własnych błędów i grzechów. Łatwo tą metodą odwrócić uwagę, zająć opinię publiczną i dziennikarzy takimi spektaklami.
Do stworzenia nowego rządu jeszcze więc daleka i niewdzięczna droga, czego przedsmak zaserwowali nam ludzie Kaczyńskiego przy wyborze Marszałka Sejmu. Spokojem i zdrowym rozsądkiem udało się przebrnąć przez to. Udało się doprowadzić do sytuacji, w której tak ważne miejsce w państwie i demokracji zajmuje godna tego osoba. Trzeba zrobić wszystko, aby było tak w przypadku innych funkcji.
Moje niedawne przestrogi potwierdzają się szybciej niż można to sobie wyobrazić. Oni nawet teraz psują to, czego jeszcze nie zdążyli zniszczyć przez dwa lata. Dawno nie mieliśmy tak złych stosunków z sąsiadami, a widać, że mogą być jeszcze gorsze. Wystarczy, że ustępujący premier oskarży przeciwników politycznych za złe działania wymiaru sprawiedliwości – zresztą ciągle pod rządami jego ludzi – nazywając to „putinadą”. To skrajna nieodpowiedzialność! To efekt niebezpiecznej mieszanki braku wyczucia, wyobraźni, wizji i kompetencji. To nic innego, jak powiedzieć, że w Rosji jest despotyzm, a Putin to tyran. Takie wiano, gdzie nie spojrzeć, zostawia Jarosław Kaczyński nowym rządom. A nie powiedział ostatniego słowa. Jeszcze nie wiadomo, co przygotowali na swoje odejście i swoją opozycyjność. Za chwilę wyskoczą z kolejnym nieodpowiedzialnym raportem Macierewicza, nie licząc się z żadnymi konsekwencjami, nawet dla polskich żołnierzy zagranicą. A dzisiaj się okazuje, że premier nakazał niszczenie dokumentów służb
– jawnych dowodów nieprawidłowości.
W dalszej kolejności, po tych najważniejszych sprawach, nie można zostawić ostatnich i dawniejszych nadużyć odchodzącej ekipy. Trzeba wyjaśnić wszystkie ponure epizody z ostatnich dwóch lat rządów. Trzeba to zrobić nie dla siebie, nie dla odwetu, a dla demokracji, dla jej umocnienia, ugruntowania, aby takie rzeczy nigdy nie miały już miejsca. Aby nie można było do woli łamać dobrych sprawdzonych zasad w imię partyjniactwa i małych ambicji. Bo liczy się przede wszystkim demokracja. I zasady.
Lech Wałęsa dla Wirtualnej Polski