Lech Kaczyński: wróciłem z Sycylii do IV RP
Dziennik "Nowy Dzień" opublikował w pierwszym numerze wywiad z prezydentem-elektem Lechem Kaczyńskim.
14.11.2005 | aktual.: 14.11.2005 07:50
"Nowy Dzień": Gdy wyjeżdżał Pan do Włoch na wakacje, w Polsce była słoneczna jesień i nadzieja, że może jakimś cudem PiS dogada się z PO. Wraca Pan, a tu mokro, szaro, a sukces rządu premiera Marcinkiewicza zależy od Samoobrony i LPR. Jak Panu się podoba ta Polska?
- Mieliśmy najgłębsze przekonanie, że będzie rząd koalicyjny. Platforma otrzymała od PiS propozycję objęcia stanowiska marszałka Sejmu, ośmiu tek ministerialnych w rządzie, czyli jego połowy. Były wśród nich tak ważne jak MSZ czy resort finansów. Propozycja opiewała nawet na to, by PO wskazała szefa resortu administracji, któremu m.in. podlegaliby wojewodowie. Jednak żądanie PO, by PiS pozbył się wpływu na kierowanie sprawami, które od dawna były w polu jego zainteresowania, na które kładł szczególny nacisk, to było zbyt wiele.
"ND": Tylko że teraz ma Pan "moherową koalicję". Tak Donald Tusk nazywa Wasz sejmowy układ z Lepperem i Giertychem. "Moherową koalicję", bo wspartą autorytetem Radia Maryja i jego słuchaczek ceniących moherowe berety.
- To określenie jest niestosowne. Nie ma też koalicji z LPR i Samoobroną. Ale PiS jest wdzięczny partiom, które zagłosowały za wotum zaufania dla rządu.
"ND": Więc jak Pan to nazwie?
- Rząd PiS-owsko-ekspercki, który ma większość w Sejmie, z czego się cieszę.
"ND": A nie obawia się Pan Andrzeja Leppera czy Romana Giertycha? Pamiętam, jak w Radzie Warszawy PiS użerał się z LPR, swoim koalicjantem. Ileż niedorzecznych projektów uchwał musiał Pan zwalczać, choćby o wypowiedzeniu przez Warszawę części traktatu akcesyjnego z Unią Europejską.
- Powiem tyle - zostałem wybrany na prezydenta państwa, nie chcę występować w roli strony. Andrzeja Leppera się nie boję. Prezes PiS czy też ja razem z nim nie planowaliśmy wcześniej innego rozwiązania niż koalicja.
"ND": Pomówmy trochę o tych krótkich wakacjach. Gdzie mieszkaliście Państwo na Sycylii?
- A skąd pani wie, że tam byliśmy? Nie będę mówił o szczegółach, bo chciałbym tam kiedyś wrócić.
"ND": Zabrał Pan ze sobą do Włoch jakieś książki?
- Trochę czytałem. W podróż zabrałem m.in. zbiór esejów Dariusza Gawina "Polska, wieczny romans", "Porwanie Europy" Marka Cichockiego i "Demokrację peryferii" Zdzisława Krasnodębskiego. Przyznam, że czytelniczo w ostatnim czasie się zaniedbałem. Jako prezydent Warszawy nie miałem czasu praktycznie na nic. W weekendy byłem często zajęty lub tak zmęczony, że nie chciało mi się nawet czytać.
"ND": Nadrobi Pan braki teraz, jako prezydent Polski?
- Prezydent musi czytać ksiazki, mieć orientacje w literaturze. Chciałbym być animatorem elitarnej debaty intelektualnej w Polsce. (PAP)