Ławrow odkrył karty. Zdradził cel Rosji w Ukrainie
Rosyjski minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow wygłosił przemówienie na posiedzeniu Ligi Arabskiej w Kairze. W swoim wystąpieniu polityk stwierdził, że "nadrzędnym celem Moskwy" w prowadzonej wojnie jest zmiana ukraińskiego rządu. "Reżim w Kijowie jest nie do zaakceptowania" - oświadczył.
25.07.2022 | aktual.: 25.07.2022 20:02
Ławrow oskarżył ukraińskie władze o szerzenie propagandy, która - jego zdaniem - ma sprawić, że Ukraina "stanie się wiecznym wrogiem Rosji". Wyraził też fałszywą troskę o naród ukraiński.
- Jesteśmy zdeterminowani, aby pomóc mieszkańcom wschodniej Ukrainy uwolnić się od ciężaru tego absolutnie niedopuszczalnego reżimu - powiedział Ławrow.
Jak dodał, Rosja "z pewnością pomoże narodowi ukraińskiemu pozbyć się reżimu, który jest nieludzki i antyhistoryczny".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz też: Niemcy a Rosja. "Nastąpiła rewolucja mentalna"
Wojna w Ukrainie. Rosja o celach wojny
To nie pierwsza wypowiedź przedstawiciela rosyjskich władz na temat "celów" inwazji. Na początku wojny Moskwa utrzymywała, że rosyjska armia chce zająć całą Ukrainę, wraz z jej stolicą.
Jednak wobec kolejnych porażek na froncie, Rosja ograniczyła swoje ambicje do zdobycia i utrzymania kontroli nad wschodnią i południową Ukrainą, odcinając ją tym samym od Morza Czarnego.
Kreml jednak regularnie grozi, że jego "cele" mogą ulec zmianie. Ostatnia tego rodzaju wypowiedź miała miejsce w ubiegłym tygodniu. - Jeśli Ukraina otrzyma broń dalekiego zasięgu od krajów zachodnich, to zmienią się geograficzne cele "operacji specjalnej" wojsk rosyjskich - stwierdził wówczas Siergiej Ławrow.
Niezmiennie powtarzane są też kłamliwe, propagandowe hasła, że celem agresji Rosji jest "demilitaryzacja" i "denazyfikacja" Ukrainy.
Wiele informacji traktujących o rzekomych atakach i agresji ze strony ukraińskiej, które podają rosyjskie media, prawdopodobnie nie jest prawdziwych. Takie doniesienia mogą być elementem wojny informacyjnej ze strony Federacji Rosyjskiej.
Przeczytaj też:
Źródło: thehill.com