Łatwo być bez skazy w łatwych czasach
Niedobry to był rok. Ubyło ludzi. Największych. Nie chodzi tylko o to, że wielcy, że autorytety… Wielcy jeszcze się pojawią i będą jeszcze jakieś autorytety. Ale już nie takie. Odchodzi całe pokolenie, cała formacja intelektualna i duchowa, która już się nie odtworzy: Kołakowski, Skarga, Edelman, Geremek, Zapasiewicz, Anna Radziwiłł i z młodszego pokolenia - Zbyszek Hołda. Odeszła też Millvina Dean, pasażerka "Titanica". To ma znaczenie symboliczne, bo wraz z zatonięciem "Titanica" odeszła też pewna wizja świata, który już nie wróci, a wraz ze śmiercią ostatniej żyjącej pasażerki odeszło pokolenia, które w ten świat gorąco wierzyło.
Jaki to był świat? Przede wszystkim świat, gdzie ludzie wierzyli w rzeczy wielkie, na przykład w postęp. Niełatwy, okupiony ofiarami, ale postęp. Wierzyli, że wszystko zmienia się, dekonstruuje, czasem psuje, ale - per saldo - zmienia się na lepsze. A w każdym razie, że warto tego świata bronić, ocalić go przed zagładą. Mimo kataklizmów, cierpień, błędów, ślepych dróg, "śmierci Boga" i "śmierci człowieka", ludzkość i cywilizacja mają jakąś wartość. Prof. Skarga, na przykład, mimo strasznych doświadczeń, zawsze wierzyła w święte wartości kultury europejskiej, które - krytycznie, ale nieustannie - rewitalizuje metafizyka. Hołda wierzył, że prawo i praworządność ulepszą życie społeczne, choć niekoniecznie poprzez rygoryzm.
Jacy to byli ludzie, ci którzy odeszli? Wyjątkowi poprzez swoją formację, ale przede wszystkim biografię trudną, zawikłaną, tragiczną. Los stawiał ich przed wyborami i dylematami, których inne pokolenia w ogólne nie znały i zapewne nie poznają. Łatwo być bez skazy w łatwych czasach (co jest udziałem pokoleń młodszych, a jak oskarżycielskich!), trudniej - w nieludzkim świecie. Edelman, Skarga przeszli przez piekło i pozostali prawymi wśród podłości tego świata. I nigdy nikogo nie oskarżali.
"Świat Titanica" pełen też był wiary w ludzi w ogóle. Bo choć wydają się mali, prości i głupi to są też zdolni do rzeczy wielkich, przy których małość skrywa się w cieniu. Ludzie pokolenia, które odchodzi, mieli różne poglądy i zdarzało się, że je radykalnie zmieniali, ale też z reguły pamiętali, kim byli przedtem, co dawało gwarancje, że konwersja jest autentyczna. Kołakowski, który był komunistą, nigdy nie stał się człowiekiem wierzącym, ale też stając się antykomunistą pamiętał swoją przeszłość i czynił ją przedmiotem refleksji własnej. Bo można zmieniać poglądy, ale trzeba zawsze pamiętać jakie się miało niegdyś.
Ci którzy odeszli wierzyli też w pewne wartości i standardy. I co najważniejsze, byli humanistami. Niemodne to słowo, znaczyło niegdyś coś bardzo wartościowego. Po pierwsze pewien typ "humanistycznego" wykształcenia, który daleki był od wąskiej specjalizacji, choć jej nie wykluczał. Po drugie, szerokość horyzontów i zainteresowań; humanizm angażował pewien typ światowej erudycji wspartej na pracy własnej, a nie na… Wikipedii. No i zaangażowanie. To całe pokolenie było zaangażowane w coś więcej niż własna kariera. Troszczyło się, każdy na swój sposób, o świat, o wspólnotę, o jakość kultury i jej obronę. Obawiam się, że wraz z nimi zniknie ta troska i kultura, mimo że coraz bogatsza i różnorodna, straci coś więcej niż tylko wielkie osobowości.
Magdalena Środa specjalnie dla Wirtualnej Polski