"Langenort"
Pewnego czerwcowego dnia do portu we Władysławowie wpłynął statek. Wyglądał jak wiele innych statków, które wpływają codziennie do wielu normalnych portów, jednak ten razem zwrócił na siebie uwagę całej Polski. Statek nazywał się „Langenort” i ciągnęła się za nim zła sława „kliniki aborcyjnej”. Ponadto na pokładzie znajdowały się tabletki wczesnoporonne, o których wielu nie wiedziało nic, ale wielu wiedziało, że są złe. To wszystko, jak po wsadzeniu kija w mrowisko, spowodowało nagłe ożywienie przeciwników aborcji i poruszyło drażliwy temat przerywania ciąży.
10.12.2003 | aktual.: 10.12.2003 10:57
Gdy statek cumował u nabrzeży, w porcie odbywały się pikiety i protesty przeciwników aborcji. Kilkadziesiąt osób krzyczało: "Mordercy", "Gestapo", inni powitali gości z Holandii jajkami i czerwoną farbą. Do ataku ruszyły władze Władysławowa, Liga Polskich Rodzin i Młodzież Wszechpolska.
Mimo tego, statek kilkukrotnie wypływał z portu z polskimi pasażerkami na pokładzie. Po każdym z tych rejsów stwierdzano ubycie tabletek wczesnoporonnych. Jak twierdziły działaczki z organizacji "Kobiety na Falach" (statek należy do zarejestrowanej w Holandii fundacji "Women on Waves") - rejsy miały charakter edukacyjno-szkoleniowy. Podczas nich ”nie doszło do naruszenia żadnych polskich przepisów prawnych i nie zostało popełnione żadne przestępstwo" - głosiło oświadczenie "Komitetu STER - Kobiety Decydują". "Na wodach eksterytorialnych załoga statku i jego pasażerki stosowały się do prawa holenderskiego, obowiązującego na statku podczas jego pobytu na otwartym morzu" - stwierdzał dalej komitet.
Rada Miejska Władysławowa wezwała załogę holenderskiego statku-kliniki aborcyjnej do natychmiastowego wstrzymania działań "oburzających miejscową społeczność" i opuszczenia portu. "W obliczu tego zagrożenia nie możemy dopuścić, aby namawianie do zbrodni przeciwko najbardziej niewinnej z ludzkich istot miało miejsce tu, na kaszubskiej ziemi" – napisali w apelu radni Władysławowa. LPR domagała się, aby prokuratura przejęła leki wywołujące reakcje poronne, znajdujące się na "Langenorcie" oraz zatrzymała paszporty załogi jednostki.
Po dwóch tygodniach, "Langenort" w strugach deszczu odpłynął. Jego wizyta ożywiła w Polsce dyskusję na temat aborcji. Na jakiś czas. Pozostało mgliste wspomnienie awantur, czerwonej farby, „zabawy w kotka i myszkę”. Przeciwnicy aborcji nadal mówią swoje, a zwolennicy swoje. Pomimo tego, że "Langenort" odpłynął, w Polce nadal istnieje podziemie aborcyjne, statystyki oficjalne i nieoficjalne.(reb)