Łabędzie ze Skawiny i Krakowa nie miały ptasiej grypy
14 martwych łabędzi znalezionych w czwartek w Skawinie i Krakowie nie było zarażonych wirusem ptasiej grypy - poinformował małopolski wojewódzki lekarz weterynarii Krzysztof Ankiewicz. Naukowcy z Państwowego Instytutu Weterynaryjnego w Puławach nie wykryli wirusa w nadesłanych ostatnio próbkach pobranych z martwych ptaków.
17.02.2006 | aktual.: 17.02.2006 12:49
W Puławach badane są obecnie tkanki martwych łabędzi i kaczek nadesłanych z Dolnego Śląska i regionu Warmińsko-Mazurskiego.
Pierwsze wyniki otrzymane w piątek nie ujawniły wirusa ptasiej grypy u łabędzi nadesłanych ze Skawiny. Te ptaki padły prawdopodobnie z powodu zatrucia. Będziemy te badania jeszcze kontynuować, aby potwierdzić wyniki. Nie było ptasiej grypy też u martwych łabędzi znalezionych w Wielkopolsce - powiedział dyrektor puławskiego instytutu Tadeusz Wijaszka.
Po wykryciu wirusa ptasiej grypy w Niemczech nadsyłanych jest do nas więcej próbek do badań. Codziennie otrzymujemy ich kilka z różnych regionów kraju - dodał Wijaszka.
W laboratorium zostanie przeprowadzona cała seria badań próbek, w tym badanie biologiczne, czyli zakażenie jaj kurzych materiałem pobranym z padłych ptaków, aby zaobserwować, czy nie rozwija się w nich wirus ptasiej grypy.
14 martwych ptaków znaleziono w czwartek rano w zbiorniku wodnym w Skawinie, mającym połączenie z Wisłą oraz w tej rzece w Krakowie. Prawdopodobnie ptaki pochodziły z jednego stada. Według lekarzy weterynarii, łabędzie padły prawdopodobnie z głodu i wycieńczenia.
Nie ma w tej chwili zagrożenia ptasią grypą dla ludzi w Polsce - ocenił Ankiewicz. Dodał, że najgorszy scenariusz to pojawienie się choroby u ptaków domowych, bo wtedy istnieje ryzyko zarażenia ludzi.
Wojewoda małopolski i wojewódzki lekarz weterynarii bardzo dobrze ocenili współpracę policji, straży pożarnej i służb weterynaryjnych w czasie czwartkowej akcji związanej z wyławianiem i unieszkodliwianiem martwych ptaków. Współpraca służb w tej sytuacji była wzorcowa - powiedział wojewoda Witold Kochan.
Ankiewicz zaznaczył, że padanie dzikiego ptactwa o tej porze roku nie jest niczym nadzwyczajnym. Zwierzęta giną najczęściej z głodu i wycieńczenia, dlatego powinno się jej dokarmiać. Jednak dokarmianiem ptaków obarczonych największym ryzykiem, czyli dzikich kaczek, gęsi i łabędzi, powinny zajmować się wyspecjalizowane służby.
Wojewódzki lekarz weterynarii zaapelował też do rolników, aby swój drób karmili w zamkniętych pomieszczeniach i nie pozwalali na kontakt ptaków domowych z dzikimi.
O znalezieniu martwych ptaków informowano w środę i czwartek m.in. w województwie lubuskim, śląskim, zachodniopomorskim. Miejscowe służby weterynaryjne stwierdziły jednak, że ptaki padły z głodu, zamarzły lub zostały pogryzione przez psy.
Wszystkie ptaki poddawane są jednak badaniom laboratoryjnym w Państwowym Instytucie Weterynarii w Puławach. To jedyne miejsce w kraju, które posiada unijne certyfikaty i uprawnienia do tego typu badań.
Tymczasem z czwartkowych doniesień z zagranicy wynika, że padłe ptaki w Rumunii, Słowenii, Grecji czy Niemczech były zarażone niebezpieczną dla człowieka odmiana wirusa ptasiej grypy H5N1. Natomiast przyczyną śmierci duńskich ptaków nie był niebezpieczny, również dla ludzi, szczep wirusa.