PolskaKwaśniewski zdradza szczegóły lądowania w Smoleńsku

Kwaśniewski zdradza szczegóły lądowania w Smoleńsku

Wiemy, jak wyglądają, a przynajmniej jak powinny wyglądać kulisy przygotowań do wizyty prezydenta czy premiera w obcym kraju. Kiedy 15 lat temu na lotnisku w Smoleńsku lądował samolot z Aleksandrem Kwaśniewskim (57 l.), wszystko było dopięte na ostatni guzik - opowiada nam były prezydent. Dla głowy polskiego państwa zalano nawet betonem zdewastowany pas startowy. Szczegóły tamtej wizyty zdradza osoba z ówczesnego kierownictwa Biura Ochrony Rządu. I przyznaje, że zeszłoroczne przeloty do Katynia premiera Donalda Tuska (54 l.) i prezydenta Lecha Kaczyńskiego (61 l.) zostały źle przygotowane.

27.10.2011 | aktual.: 27.10.2011 10:45

Wizyta Kwaśniewskiego była szykowana ponad trzy miesiące. Sprawdzono każdy element wyposażenia lotniska w Smoleńsku, zapadła nawet decyzja o remoncie pas lotniska Siewiernyj. – Inaczej do tej wizyty by nie doszło – mówi "Faktowi" osoba z ówczesnych władz BOR. – Aż trudno mi uwierzyć, że mogło być inaczej – tak nasz rozmówca komentuje doniesienia o zaniechaniach, o które prokuratura podejrzewa BOR przygotowujący wizyty w 2010 r. 7 kwietnia 2010 r. delegacja z premierem szczęśliwie wylądowała. Lot z 10 kwietnia okazał się tragiczny – zginęło 96 osób.

Wszystko pod linijkę

Prezydent Kwaśniewski lądował w Smoleńsku w 1996 r. – Na trzy miesiące przez terminem do Rosji poleciała grupa rekonesansowa – opowiada nasz rozmówca z BOR. – Sprawdzone zostało calusieńskie lotnisko Siewiernyj. Nie było takiej możliwości, by jakikolwiek sprzęt nie działał, czy był uszkodzony. Nasi funkcjonariusze z linijką w ręku mierzyli cały pas startowy. Okazało się, że jego część wymagała remontu. Dlatego natychmiast zadecydowaliśmy, ze Rosjanie muszą wylać nową nawierzchnię. Zrobili to z przekazanych przez Polskę pieniędzy. Musieli tez dokonać wymiany wszystkiego, co budziło nasze wątpliwości, włącznie z każdą żaróweczką czy guzikiem – relacjonuje tamte wydarzenia nasz rozmówca.

Ochrona pod bronią

Zupełnie inaczej też niż w 2010 r. wyglądała kwestia ochrony prezydenta Kwaśniewskiego. – Naszych agentów było mniej więcej tyle samo, co Rosjan – kilkadziesiąt osób – opowiada nam funkcjonariusz. – Oczywiście, że mieli broń – dodaje, gdy przypominamy, że podczas kwietniowych wizyt BOR nie miał broni, bo zakazali tego Rosjanie. Przed wizytą prezydenta Kaczyńskiego oficerowie ochrony nie czekali na niego na płycie lotniska, tylko w oddalonym o kilkanaście kilometrów Katyniu. – Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji – mówi nasz rozmówca.

BOR stawiał warunki

Dlaczego 14 lat temu Rosjanie zgodzili się na wcześniejsze rozeznanie BOR i obecność uzbrojonych agentów w Smoleńsku, skoro odmówili tego samego 7 i 10 kwietnia ubiegłego roku?

– Nie mogli się nie zgodzić! Gdyby odmówili, do tej wizyty po prostu by nie doszło – relacjonuje oficer. – Bez spełnienia naszych warunków, nie moglibyśmy zapewnić bezpieczeństwa i prezydent po prostu by tam nie pojechał. Wybuchłby skandal. Tę relację potwierdza też Aleksander Kwaśniewski. Nie chce zdradzać szczegółów ochrony, z której do dziś korzysta. Ale zapewnia: – Leciałem do Katynia ze świadomością, że wszystko jest przygotowane i dopięte na ostatni guzik.

Polecamy w wydaniu internetowym fakt.pl:
Tak wyrzucają z domu staruszkę!

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (476)