Kwaśniewski zdradza, co myśli o Palikocie i Kaliszu
Znaczącym błędem była walka Napieralskiego z Olejniczakiem, która skończyła się wyrzuceniem tego drugiego z kierownictwa partii. To spowodowało podział w partii, który nigdy nie został de facto zasypany - uważa Aleksander Kwaśniewski.
Dobrze robi Grzegorz Napieralski, rezygnując z szefowania SLD?
– Taka jest logika takich porażek. To norma, nie mógłby postąpić inaczej.
Nie powinien zawalczyć o wejście do koalicji?
– Przewodniczący jest na dobre i złe czasy. Najgorszy wynik w historii zmusza niejako szefa do wzięcia na siebie odpowiedzialności. To jedyne, co może zrobić, a partia powinna mieć prawo wybrania nowego przywódcy.
Czemu SLD poniosło taką porażkę?
– Kampania była tylko dopełnieniem szeregu błędów. Tu trzeba wrócić do wydarzenia sprzed paru lat, kiedy zbyt pochopnie zrezygnowano z formuły LiD. To była szansa na stworzenie ugrupowanie centrolewicowego, otwartego na inne środowiska. Drugim znaczącym błędem była walka Napieralskiego z Olejniczakiem, która skończyła się wyrzucenie tego drugiego z kierownictwa partii. To spowodowało podział w partii, który nigdy nie został de facto zasypany. Po trzecie SLD straciło wybitnych przywódców w Smoleńsku – Szmajdzińskiego, Szymanek-Deresz, Jarugę-Nowacką. To były znaczące postaci Sojuszu, odgrywały istotne role w SLD. Po czwarte, Napieralski przyjął złą koncepcję kierowania partią, bardzo indywidualną – przez ostatnie półtora roku nie uzupełnił nawet wakatów po Szmajdzińskim i Szymanek-Deresz. To była niedobra koncepcja. SLD przestało być w ostatnich latach wspólnotą ludzi, stało się tylko organizacją wyborczą.
A kampania?
– Była nieudana, co tu dużo gadać. Wynik mówi sam za siebie. Brakowało czytelnego przesłania, o co SLD chodzi. Błędem było też atakowanie PO. Okazało się, że Polacy chcą mieć Platformę przy władzy. Błędem było również niedocenienie Palikota i wypuszczenie takich ludzi, jak Biedroń czy Nowicka, którzy z list Palikota znaleźli się w sejmie.
Napieralski broni się, mówiąc o zmasowanym ataku na SLD.
– To też prawda. SLD nigdy nie był pieszczoszkiem mediów. Ale trzeba działać w takich warunkach, jakie są. A błędów dopatrywać się w pierwszej kolejności u siebie. Poza tym kiedyś SLD w trudnych warunkach potrafiło wygrywać wybory.
Niedoceniony Palikot pokonał w Warszawie Ryszarda Kalisza, którego pan popierał – kandydat SLD dostał 40 tys. głosów mniej.
– To oczywiście nieprzyjemne, ale prawda jest też taka, że główną osobą, która zbierała głosy dla Ruchu Palikota był sam Janusz Palikot, więc nie ma się co dziwić, że jego wynik jest dobry. Jakby jednak nie patrzeć, wszędzie wynik SLD jest poniżej wszelkich oczekiwań. 8% to jest milion głosów. W poprzednich wyborach SLD sięgnęło przecież po blisko 2 mln głosów. To skala katastrofy.
Kto zastąpi Napieralskiego?
– Partia o tym zdecyduje. Lista osób, które mają kwalifikacje, żeby przewodniczyć SLD, nie jest taka długa. Ale niech decyzja nie zapada na żadnym tajnym spotkaniu. Ja na pewno nie powiem żadnego nazwiska, żeby mnie nie oskarżano, że chcę kogoś namaścić.
Kalisz?
– To jedna z najbardziej znaczących postaci lewicy, ale nie jedyna. I proszę mnie nie ciągnąć za język.
Janusz Palikot mówi, że chce rozmawiać z panem i Kaliszem właśnie o przyszłości lewicy.
– Przed nami cztery lata i na pewno trzeba rozmawiać. Jeśli Janusz Palikot będzie chciał się ze mną spotkać, to znajdę czas na takie spotkanie. Jak widać, lewica wspólnie może mieć w Polsce około 20% głosów. Chodzi o to, by było więcej współpracy niż wzajemnej walki po tej stronie sceny politycznej. Tym bardziej, że wiele wskazuje na to, że mamy przed sobą niełatwe cztery lata. Wspólna dyskusja więc ma sens. Ale dziś nie pisałbym scenariuszy na daleką przyszłość, bo SLD musi dokonać porządków we własnych szeregach. A Palikot musi się zorientować, czym on sam rządzi.
„Tęczowemu Rysiowi" – jak powiedział o Kaliszu Tusk – chyba dobrze współpracowałoby się z Palikotem?
– Nie mam żadnych wątpliwości, że jedną z największych zalet Ryszarda Kalisza jest umiejętność dialogu i otwartość. Jeśli lewica chce szukać osoby, która może się poruszać w różnych środowiskach, to on jest świetny. Ale to jest decyzja partii.
Nie wyklucza pan zatem głębszej współpracy tych dwóch formacji?
– Nie wykluczam.
Czy wynik Palikota to nie jest drogowskaz dla Sojuszu, że powinien być bardziej antyklerykalny?
– SLD powinien raz jeszcze zdefiniować swój światopoglądowy program, to na pewno. Ale z drugiej strony zobaczymy, jak Palikot będzie realizował swoje postulaty. Bo jak na razie one nie mają szansy powodzenia. Pytanie brzmi, na ile Ruch Palikota chce wzbudzać stały niepokój na polskiej scenie politycznej, a na ile będzie szukał sposobu do konstruktywnego działania.
A nie brakuje panu na polskiej scenie politycznej socjalnej partii, która w trudnych czasach zadba o najbiedniejszych?
– Wiara w niewidzialną rękę rynku właśnie upada. Dziś widać, że kapitalizm ma jednak wiele wad. Tu jest pole do popisu dla lewicy: jak zatroszczyć się o to, by nie zwiększały się nierówności społeczne, jak zadbać o młodych, słabych? Na te pytania lewica powinna mieć odpowiedzi. Czas dla lewicy na świecie właśnie się zbliża.
Tym bardziej przygnębia wynik SLD.
– Owszem, ale to znak, że nie należy zwijać sztandarów, tylko przeanalizować tę klapę i znaleźć odpowiedzi na współczesne problemy.
Czemu premier Tusk zawdzięcza swój sukces? PO wygrała bezapelacyjnie mimo kryzysu.
– Polacy postąpili racjonalnie. Woleli zachować stabilizację, nawet jeśli jest ona mała, niż wybrać małą czy dużą rewolucję. Czyli znów będzie rządzić koalicja PO-PSL.
PiS za to kolejny raz przegrało. Dojdzie pana zdaniem w tej partii do rozliczeń?
– Nie. I to jest wielki problem PiS. Prezes tej partii co prawda na wybory zmienia twarz, ale i tak prędzej czy później okazuje się, że nie przestał być sobą – insynuuje, obraża itd. Tak długo, jak Jarosław Kaczyński będzie przewodniczył PiS, ta partia nie będzie alternatywą dla rządzących.
Polecamy w wydaniu internetowym fakt.pl:
Poseł PO o 4 nad ranem w markecie. Co kupił?