Kwaśniewski kontra "Życie" - koniec, czyli od początku
Sąd Najwyższy zwrócił w środę sądowi II instancji sprawę wytoczoną dziennikowi "Życie" przez prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego za sugestię jego rzekomych kontaktów z oficerem wywiadu ZSRR i Rosji Władimirem Ałganowem.
14.05.2003 | aktual.: 14.05.2003 16:53
Uwzględniając kasację "Życia", SN uchylił wyroki Sądu Okręgowego w Warszawie z 2000 r. oraz Apelacyjnego z 2001 r. Nakazywały one dziennikowi przeprosiny prezydenta za podanie w 1997 r., że od 5 do 15 sierpnia 1994 r. przebywał w Cetniewie razem z Ałganowem. Sprawa wróci do Sądu Apelacyjnego w Warszawie.
Jak wyjaśnił w ustnym uzasadnieniu orzeczenia SN sędzia Tadeusz Wiśniewski, SA ma teraz rozważyć, czy dziennikarze mogą odpowiadać za naruszenie dóbr osobistych w sytuacji, gdy dochowali wymogu rzetelności i staranności na etapie zbierania informacji (co przyznały oba sądy), choć okazały się one nieprawdziwe.
Nie można mówić o odpowiedzialności za naruszenie dóbr osobistych, jeśli fakty podane przez dziennikarzy nie odpowiadają prawdzie, ale dochowują oni zasad rzetelności i staranności - brzmiała konkluzja wywodu sędziego Wiśniewskiego.
Podkreślił on, iż dlatego nie można wykluczyć, że powództwo wytoczone przez prezydenta okaże się bezzasadne, choć procesy obu instancji wykazały, że nie było go w Cetniewie w okresie, o którym pisało "Życie".
SN uznał, że Sąd Apelacyjny dopuścił się uchybień w tej sprawie, przez co jego ustalenia okazały się przedwczesne. Według SN, uchybienia polegały m.in. na "rażąco niewłaściwej" ocenie zeznań świadków oraz "niezrozumiałym" ograniczeniu postępowania dowodowego. Jako przykład SN podał nie zażądanie przez SA akt karnych prokuratury w tej sprawie (o co wnosiło "Życie").
"Jestem zaskoczony, gdyż tym rozstrzygnięciem sąd zmienił dotychczasową linię orzecznictwa" - powiedział po wyroku dziennikarzom mec. Andrzej Sandomierski, pełnomocnik prezydenta, który liczył na zakończenie całej sprawy przed SN.
"Teza, że dziennikarze dochowali rzetelności i staranności bez dociekania prawdy, jest nie do przyjęcia dla pełnomocników(...) Staranność i rzetelność bez prawdy nie istnieją" - oświadczył. Podkreślił, że po tym rozstrzygnięciu SN "dziennikarze, przy zachowaniu staranności i rzetelności, mogą pisać nieprawdę" oraz twierdzić, że za to nie odpowiadają.
Mec. Sandomierski powiedział, że telefonicznie poinformuje teraz prezydenta, że "przegrał sprawę"; opowie mu też to wszystko, co powiedział prasie.
Po wyroku pozwani powiedzieli, że nie jest to ich zwycięstwo, ale wolności prasy. "Sąd dał zielone światło temu, żeby dziennikarze w Polsce poszukiwali prawdy" - oświadczył jeden z autorów inkryminowanego tekstu Rafał Kasprów.
"Doceńcie państwo, że macie tak wspaniały Sąd Najwyższy; bez tego nie byłoby tego zielonego światła" - powiedział dziennikarzom pełnomocnik pozwanych mec. Roman Nowosielski. Dodał, że bliższe wytyczne SN dla SA są na razie nieznane, ale adwokat liczy na to, że teraz materiał dowodowy zostanie rozszerzony.
Tomasz Wołek, b. naczelny "Życia", podkreślił, że jest daleki od triumfalizmu. "Ten wyrok jest ważny dla przyszłości mediów, zwłaszcza w obliczu tego, co próbuje się z mediami wyrabiać" - dodał.
W Polsce nie ma zasady precedensu: wyrok SN jest wiążący tylko w danej sprawie dla sądów niższych instancji. Inne sądy mogą, ale nie muszą brać go pod uwagę.
Na rozprawie przed SN pełnomocnicy "Życia" domagali się zwrotu sprawy do sądu I instancji, twierdząc, że sądy obu instancji naruszyły prawo. Według "Życia", sądy bezzasadnie odrzuciły część wniosków dowodowych tej nieistniejącej już gazety, a zebrany materiał oceniły w sposób dowolny.
Mec. Nowosielski podkreślił, że w tym procesie nie liczy się "prawda materialna", lecz dochowanie przez dziennikarzy zasady rzetelności.
O oddalenie kasacji wnosili pełnomocnicy prezydenta reprezentujący go w SN (powód nie ma obowiązku stawiennictwa). "Prasa ma obowiązek prawdziwego przedstawiania omawianych zjawisk" - zacytował mec. Sandomierski prawo prasowe, odnosząc się do słów mec. Nowosielskiego. Wtórował mu drugi pełnomocnik mec. Tadeusz de Virion. "Nieprawda nie może oblekać się w szaty prawa" - powiedział, podkreślając, że sądy należycie oceniły dowody w tej sprawie. Podkreślił, że w sprawach o naruszenie dóbr osobistych rozstrzygnięcia przychodzą zbyt późno. Przypomniał, że od złożenia pozwu minęło niemal 6 lat.
W sierpniu 1997 r. "Życie" napisało, że między 5 a 15 sierpnia 1994 r. Kwaśniewski, ówczesny lider SLD, spędzał wakacje z Ałganowem w ośrodku "Rybitwa" w Cetniewie. Gazeta powoływała się na świadków oraz rachunki Kwaśniewskiego i Ałganowa za pobyt. Kwaśniewski pozwał gazetę do sądu - był to pierwszy w Polsce proces cywilny wytoczony prasie przez urzędującego prezydenta.
W maju 2000 r., po procesie, w czasie którego część świadków "Życia" zeznała inaczej niż wcześniej opowiadała dziennikarzom, Sąd Okręgowy w Warszawie wydał wyrok korzystny dla prezydenta.
Sąd uznał, że reporterzy, dochowując staranności na etapie zbierania informacji, nie dochowali rzetelności i odpowiedzialności za słowo przy pisaniu tekstu. Zdaniem sądu, informacje, jakimi dysponowali, nie dawały podstaw do napisania, że między 5 a 15 sierpnia - gdy w Cetniewie był Ałganow - przebywał tam Kwaśniewski (prezydent przedstawił dokumenty świadczące o tym, że choć w tym czasie w Cetniewie miał wykupiony pokój, to naprawdę przebywał gdzie indziej - w Warszawie i za granicą).
Przegrywając proces w I instancji, gazeta nie musiała jednak wpłacać 2,5 mln zł dla powodzian, jak chciał prezydent.
W lutym 2001 r. Sąd Apelacyjny w Warszawie oddalił apelację "Życia" i utrzymał nakaz przeprosin Kwaśniewskiego. Uznał jednak, że gazeta nie musi przepraszać za zdjęcia z artykułu i podpis pod nimi (były to zdjęcia Kwaśniewskiego i Ałganowa, podpisane "koledzy z plaży"). W pozostałej - zasadniczej - części Sąd Apelacyjny utrzymał wyrok Sądu Okręgowego. Jesienią 2001 r. "Życie" złożyło w SN kasację.
W grudniu 2002 r. "Życie" upadło, ale nie miało to wpływu na środową kasację. (an)