"Kwaśniewski i Olejniczak zatrzasnęli wieko nad SLD"
Lid po angielsku znaczy wieko. Wydawało mi się, że panowie Kwaśniewski, Onyszkiewicz, Olejniczak zatrzasnęli wieko nad SLD - powiedział były premier Leszek Miller w "Salonie Politycznym Trójki".
Michał Karnowski: SLD zaprezentował zarysy swojego programu. Aleksander Kwaśniewski wygłosił wielkie przemówienie. Mocny start kampanii. I przekaz - Pana nie będzie na listach wyborczych. To prawda?
Leszek Miller: To jest właśnie charakterystyczne. Pan powiedział - SLD zaprezentował. Tymczasem SLD w niedzielę zakończył - jak sądzę - działalność.
Jakoś tak mi się kojarzy z siedzibą przy ul. Rozbrat.
- Lid po angielsku znaczy wieko. Wydawało mi się wczoraj, że panowie Kwaśniewski, Onyszkiewicz, Olejniczak zatrzasnęli wieko nad SLD.
Co to znaczy? To znaczy, że ta partia się rozmywa, znika, jest przejęta wrogo?
- To znaczy, że po wyborach będzie próba utworzenia partii politycznej LiD, co oznacza rozwiązanie SLD. Chyba, że LiD nie odniesie sukcesu wyborczego i wtedy sprawy potoczą się inaczej.
To ciekawe, co Pan mówi. W tych przekazach, komunikatach z ul. Rozbrat nie znalazłem takiej informacji. Czy SLD, jako partia, ma zniknąć? LiD ma przestać być koalicją po wyborach i stać się jedną partią?
- Tak. Sądzę, że takie są prawdziwe intencje. Być może wówczas Aleksander Kwaśniewski stanąłby na czele tej formacji, zakładając, że po kolejnych wyborach LiD może odnieść prawdziwy sukces i wtedy droga do fotela Prezesa Rady Ministrów byłaby bardziej realna.
Kto by najbardziej zyskał na takim przekształceniu? A kto stracił?
- Trudno mi powiedzieć, dlatego, że koncepcja LiD-u jest dosyć ryzykowna. To nie jest tak, że osobista popularność Aleksandra Kwaśniewskiego automatycznie przekłada się na notowania LiD-u. Zresztą one są daleko poniżej oczekiwań.
W przeliczeniu na mandaty, to wynika, że ta koalicja może mieć mniej w nowym klubie - w niektórych sondażach - niż ma teraz samo SLD. A czasami o 10 mandatów więcej.
- I to jest główny problem tej konstrukcji, która jest bardziej związkiem towarzysko-politycznym niż inicjatywą spontaniczną. Bardziej jest pomysłem liderów niż inicjatywą członków SLD.
Co by Pan podpowiadał? Samodzielny start SLD?
- Uważam, podobnie jak Pan, że SLD samodzielnie mógłby mieć co najmniej tyle samo lub może nawet więcej.
To sondaże mówią.
- Uważam to, co sondaże mówią, dlatego, że jak słyszę wypowiedzi wielu ludzi SLD, im np. trudno będzie głosować na listy, na których jest nazwisko Jana Lityńskiego, który ma opinię gorliwego lustratora i zdecydowanego przeciwnika SLD, czy na Marka Borowskiego, który ma w SLD opinię zdrajcy.
A Frasyniuka?
- Frasyniuk to jest postać bardzo sympatycznie oceniana.
I nie startuje zresztą. - Ale niestety nie startuje. Trudno powiedzieć, jaki będzie wynik tego eksperymentu. Ale sukces nie jest oczywisty.
Mam przed sobą "Trybunę" i ona wydaje się bardzo zadowolona z tego, co się stało. LiD - hit, PiS - kit, cytuję Aleksandra Kwaśniewskiego. A wstęp jest taki - sala była poobwieszana czerwono-złotym logo LiD. Mównicę w słynnej sali A przyozdobiono świeżą trawą, w tle słychać było świergot ptaków. Nawet gazeta, której bodajże jest Pan szefem rady programowej, wydaje się być zadowolona. Jest Pan chyba sam w tym sprzeciwie, oporze.
- Nie. To nie jest sprzeciw. Po prostu wyrażam sąd, do którego przecież mam prawo. A gazeta pisze to, co uważa za stosowne. Ale w sobotę opublikowała mój artykuł, który przecież rozmijał się trochę z tą sielsko-anielską wizją, która została w tym, co Pan mówi zarysowana.
Myśli Pan, że LiD - hit, PiS - kit, do dobre hasła?
- To jest powrót do przeszłości w tym znaczeniu, że kiedy mówi to Aleksander Kwaśniewski, to wszyscy przypominamy sobie początki jego kampanii prezydenckiej - jeszcze nawet nie drugiej kadencji, tylko pierwszej. Być może to jest już trochę anachroniczne, być może wielu ludzi od Aleksandra Kwaśniewskiego wymagałoby czegoś innego. Ale z drugiej strony takie wiece, manifestacje rządzą się swoimi prawami. Tu chodzi o to, żeby powiedzieć coś, co zostanie zapamiętane, co wbije się w pamięć, co wpada w ucho. Niewątpliwie taka twórczość wpada w ucho.
Pan miał w ogóle okazję, szansę, ochotę powiedzieć coś na tej konwencji, czy nie było zaproszenia?
- Nie. Ja nie byłem zaproszony.
Nawet na salę?
- Nawet na salę.
A gdyby Pan był, to co by Pan powiedział? To, co w tym artykule?
- Nic bym nie powiedział, dlatego, że scenariusz był z góry założony i było wiadomo, kto może zabrać głos i co powiedzieć.