Kuszą i bronią
Polacy, przestraszeni rosnącą przestępczością, zaczęli się prywatnie zbroić. Szybko zareagował na to rynek, oferując wiele typów broni, od pistoletów i wiatrówek po kusze, od ostrzy ukrytych w parasolkach po kastety i nunczaki. Niestety, jak głosi powiedzenie, broń czasami strzela sama - pisze "Polityka".
Według badań OBOP przeprowadzonych w maju 2003 r. na zlecenie KG Policji, co trzeci Polak nie czuje się bezpiecznie, spacerując po zmroku w swojej okolicy. W katalogu zdarzeń, których obywatele obawiają się najbardziej, na pierwszym miejscu znalazły się włamania do mieszkań. Dlatego też tysiące rodaków w obawie o życie własne i rodziny oraz o swoje mienie śpi z bronią pod poduszką lub trzyma ją w szafach. Dziesiątki tysięcy, często bezskutecznie, stara się o pozwolenia na nią.
Pozwolenia na broń, w zależności od jej rodzaju, wydają wojewódzcy i powiatowi komendanci policji. Komenda Stołeczna wydała dotąd ok. 70 tys. pozwoleń na broń (w 2002 r. były to 3662 pozwolenia na 7125 jednostek broni, głównie myśliwskiej). "Około 40% podań musieliśmy odrzucić" – przyznaje podinspektor Grzegorz Burzycki, szef sekcji pozwoleń w KS Policji. "Wnioskodawcy nie spełniali ustawowych kryteriów. Osoby, które występują o pozwolenie na broń w celu ochrony osobistej, często nie potrafią udokumentować swego rzeczywistego zagrożenia. Najczęściej jest to poczucie subiektywne, niepoparte zdarzeniami zgłaszanymi wcześniej organom ścigania".
Ustawowa możliwość odmowy wydania pozwolenia na broń przez policyjnego urzędnika, a nawet cofnięcia już wydanego jest solą w oku zwolenników powszechnego dostępu Polaków do broni. Uważa się to za ograniczenie swobód obywatelskich w demokratycznym państwie prawa.
Dyskusje o dostępie obywateli do broni toczą się w wielu krajach. W tej chwili, nie tylko z uwagi na przypadki masowych zabójstw w wykonaniu nastolatków w amerykańskich czy niemieckich szkołach, górą są zwolennicy ograniczania dostępu do broni. W Polsce także, choć wśród przedwyborczych obietnic SLD była i ta, że nowy rząd wystąpi z projektem nowelizacji ustawy o broni, umożliwiającym łatwiejszy do niej dostęp. Postulat ten znalazł się też w rządowym programie Bezpieczna Polska, ale nadal nie przyoblekł się w legislacyjną treść.
Przy restrykcyjnym prawie rozwija się rynek broni „bez recepty”, której kupno i używanie nie jest obwarowane obostrzeniami. Ta parabroń wciąż pozostaje bronią, która w nieodpowiednich rękach może być groźna. A wystarczyło jedno słowo ustawodawcy - pisze "Polityka".