Kurski: musieliśmy skrócić wakacje, by oddać samochód
Musieliśmy skrócić nasze wakacje, na które jeździmy naszym rodzinnym samochodem, dlatego, że musimy ten samochód oddać na licytację z wniosku Agory S.A. - tymi słowami Jacka Kurskiego rozpoczyna się film, który europoseł umieścił na swojej stronie internetowej i udostępnił mediom.
09.08.2010 | aktual.: 09.08.2010 18:55
Zobacz galerię: Wyciągnął z kieszeni 90 tys. zł
Zobacz: Nikt nie chciał kupić cacka Kurskiego, sam musiał zapłacić
Jak mówi w filmie Jacek Kurski "Gazeta Wyborcza" chce sprzedaży nie tylko samochodu. "Działający w jej imieniu komornik, od którego dostałem już kilkadziesiąt groźnych pism" - kontynuuje europoseł - "zajął już prawie wszystko co mamy, to znaczy dom w Gdańsku, mieszkanie, dochody z najmu tego mieszkania, zablokował konta bankowe, a nawet zajął zasiłek chorobowy jaki bym otrzymywał na wypadek gdybym zachorował" - wylicza Kurski. I zastanawia się: "skąd ta nienawiść, co ja właściwie takiego powiedziałem?"
Kurski twierdzi: "Gazetę Wyborczą dotknęła moja banalna w gruncie rzeczy teza, że ci, którym rząd PiS nadepnął na odcisk, wspierają media, które ten rząd atakują".
Komornik przejął samochód Jacka Kurskiego, ponieważ europoseł nie przeprosił, mimo dwóch prawomocnych wyroków sądu, Agory S.A., wydawcy m.in. "Gazety Wyborczej". Jeden z procesów dotyczył wypowiedzi polityka z maja 2006 r., kiedy w programie "Warto rozmawiać" w TVP oskarżał "Gazetę Wyborczą" o "układ medialny" z firmą J&S. Drugi proces Agora wytoczyła europosłowi za jego wypowiedź z lipca 2008 r., gdy mówił o "terrorze medialnym" gazety.
Agora w obu przypadkach zażądała przeprosin w "Gazecie Wyborczej" oraz w telewizji, a także wpłaty pieniędzy na cel społeczny. Kurski obie sprawy przegrał, ale nie zastosował się do nakazu sądu i nie umieścił przeprosin na łamach gazety. Za zgodą sądu zrobiła to za niego sama "Gazeta Wyborcza", jednak za umieszczenie przeprosin zapłacić musi polityk. Pieniądze na ten cel pochodzić miały właśnie z licytacji bmw. Licytacja się nie udała, bo przystąpiło do niej pięć osób, ale żadna z nich nie chciała zapłacić ceny wywoławczej, czyli 89 tys. 250 zł.
Tuż po licytacji Kurski podczas briefingu prasowego wrzucił do szklanego naczynia 90 tys. zł i przekazał komornikowi. Zaapelował do Agory, aby "te pieniądze, które wymusza przy pomocy komornika na polityku przeciwnej opcji, przekazała powodzianom z Bogatyni". Podkreślił, że "w tej sprawie chodzi o wolność słowa". Ze swej strony poseł przekazał na pomoc powodzianom 5 tys. zł.
Kurski powiedział, że "egzekucja komornicza wobec niego jest zakończona; łącznie przekazał komornikowi 91 tys. 900 zł". I dodał, że do licytacji doprowadził świadomie. - Bo w tej sprawie nie chodzi o samochód, ale mamy do czynienia z pierwszą w wolnej Polsce po 1989 roku licytacją majątku polityka przez potężny koncern medialny za głoszone poglądy - zaznaczył.
- Jako człowiek, który całą swoją młodość walczył o wolność słowa w Polsce jako działacz i dziennikarz podziemnej "Solidarności" uważam, ze war6to ponieść stratę materialną, by zwrócić uwagę opinii publicznej na zagrożenie wolności słowa w Polsce. Chyba nie chcemy Polski, w której za wyrażanie opinii będzie się konfiskować majątki - kończy film Jacek Kurski.