Nikt nie chciał kupić cacka Kurskiego, sam musiał zapłacić
Europoseł PiS Jacek Kurski - po nieudanej licytacji jego bmw - przekazał 90 tys. zł komornikowi na pokrycie swoich długów wobec Agory oraz kosztów komorniczych. Zapelował podczas briefingu prasowego do wydawcy "Gazety Wybiorczej", aby te pieniądze przekazał na pomoc powodzianom.
09.08.2010 | aktual.: 09.08.2010 16:36
Licytacja bmw Kurskiego związana była z przegranymi przez polityka PiS dwoma procesami, jakie wytoczyła mu "Gazeta Wyborcza". Gazeta opublikowała przeprosiny w ramach "wykonania zastępczego", a koszty ogłoszenia musi pokryć sam Kurski. Na poczet długu komornik zajął auto polityka.
Do licytacji auta przystąpiło pięć osób, ale żadna z nich nie chciała zapłacić ceny wywoławczej, czyli 89 tys. 250 zł. W związku z tym będzie wyznaczony termin kolejnej licytacji.
Tuż po licytacji Kurski podczas briefingu prasowego wrzucił do szklanego naczynia 90 tys. zł i przekazał komornikowi. Zaapelował do Agory, aby "te pieniądze, które wymusza przy pomocy komornika na polityku przeciwnej opcji, przekazała powodzianom z Bogatyni". Podkreślił, że "w tej sprawie chodzi o wolnośćwolność słowa". Ze swej strony poseł przekazał na pomoc powodzianom 5 tys. zł.
Kurski powiedział, że "egzekucja komornicza wobec niego jest zakończona; łącznie przekazał komornikowi 91 tys. 900 zł". - Zrobiłem tak, bo uznałem, że osiągnąłem cel czyli dotarłem do opinii publicznej z alarmem, że "Gazeta Wyborcza", która zaczynała od odzyskania wolności, dożywa po ponad 20 latach jako żandarm debaty politycznej - podkreślił.
Europoseł mówił, że do licytacji doprowadził świadomie. - Bo w tej sprawie nie chodzi o samochód, ale mamy do czynienia z pierwszą w wolnej Polsce po 1989 roku licytacją majątku polityka przez potężny koncern medialny za głoszone poglądy - zaznaczył.
- Ja jestem ofiarą wyroku sądowego za wyrażoną opinię, nie jest prawdą jakobym kogokolwiek znieważył i zniesławił. Wyraziłem cztery lata temu banalną opinię, że mamy do czynienia ze swoistym antypisowskim porozumieniem części mediów i części biznesu - powiedział dziennikarzom polityk.
Kurski poinformował, że w internecie zamieścił spot pt. "Licytacja za poglądy". W ponad sześciominutowym filmie tłumaczy, dlaczego doszło do licytacji "rodzinnego samochodu" oraz o działaniach "Gazety Wyborczej" w tej sprawie.
Przy okazji podziękował wszystkim osobom, które podpisały się pod protestem przeciwko licytacji jego auta. W niedzielę sprzeciw wyrazili m.in. Zbigniew i Zofia Romaszewscy, Maciej Łopiński, Marek Migalski, Paweł Kowal, Jan Pietrzak, Andrzej Zybertowicz, Ryszard Bugaj oraz dziennikarze m.in. Jerzy Jachowicz, Igor Janke, Michał Karnowski, Joanna Lichocka, Piotr Semka, Bronisław Wildstein, Piotr Zaremba.
W przekazanym liście ocenili, że wypowiedzi Kurskiego mieściły się w ramach szeroko rozumianej krytyki i polemiki politycznej, a licytacja majątku to "praktyka oznaczająca dławienie wolności słowa i ograniczanie debaty publicznej".
"Konfiskaty lub licytacje majątku za poglądy są standardem białoruskim, stosowane były w czasach PRL-u. Licytacja majątku Jacka Kurskiego jest tym bardziej niezrozumiała, że wykonał on wyrok, z którym się nie zgadzał, w tej części, która była wykonalna ekonomicznie (przeprosiny w TVP, nawiązka dla Zakładu Ociemniałych w Laskach, zwrot kosztów sądowych)" - napisali.
Podczas briefingu Kurskiemu towarzyszyła grupa działaczy i sympatyków PiS. Wszyscy mieli zaklejone usta paskiem z logo "Gazety Wyborczej".
Komornik przejął samochód Jacka Kurskiego, ponieważ europoseł nie przeprosił, mimo dwóch prawomocnych wyroków sądu, Agory S.A., wydawcy m.in. "Gazety Wyborczej". Jeden z procesów dotyczył wypowiedzi polityka z maja 2006 r., kiedy w programie "Warto rozmawiać" w TVP oskarżał "Gazetę Wyborczą" o "układ medialny" z firmą J&S. Drugi proces Agora wytoczyła europosłowi za jego wypowiedź z lipca 2008 r., gdy mówił o "terrorze medialnym" gazety.
Agora w obu przypadkach zażądała przeprosin w "Gazecie Wyborczej" oraz w telewizji, a także wpłaty pieniędzy na cel społeczny. Kurski obie sprawy przegrał, ale nie zastosował się do nakazu sądu i nie umieścił przeprosin na łamach gazety. Za zgodą sądu zrobiła to za niego sama "Gazeta Wyborcza", jednak za umieszczenie przeprosin zapłacić musi polityk. Pieniądze na ten cel pochodzić będą właśnie z licytacji bmw.