Kurdowie w Iraku przygotowują się do referendum niepodległościowego. Szewko: Tam jest o co się bić
Kurdowie z północnego Iraku przygotowują się do referendum niepodległościowego. Głosowanie narusza interesy kilku krajów. W grę wchodzi też kontrola nad wielkimi złożami ropy naftowej. To niebezpieczna sytuacja, na której można zarobić. Polska dała się z Kurdystanu wypchnąć, o czym mówi dr Wojciech Szewko, ekspert ds. Bliskiego Wschodu.
Dlaczego akurat teraz Kurdowie ogłosili referendum niepodległościowe?
Kurdyjski przywódca Masud Barzani chce ogłosić powstanie niepodległego państwa na koniec swojej kariery politycznej. On rozumie, że im bardziej będzie to przeciągał w czasie, tym Irak będzie stabilniejszy, relacje irańsko – amerykańskie mogą zacząć się układać, i tym trudniej będzie takie referendum przeprowadzić. To może stać się nawet niemożliwe. Dlatego to jest ostatni moment, żeby wykorzystać chaos i przeprowadzić referendum.
Ale przecież Barzani nie reprezentuje wszystkich Kurdów.
I to właśnie jest jednym z problemów. Ostatnio w Warszawie parlamentarzyści z Iraku, przedstawiciele różnych partii, w tym chrześcijanie, ale także Kurdowie, podkreślali, że referendum będzie tragedią i wcale nie cieszy się popularnością. Po pierwsze decyzję podjął wyłącznie Masud Barzani i jego partia KDP. Istnieje bardzo poważne niebezpieczeństwo, że państwo, które utworzy, będzie niedemokratyczne. Po prostu nie zostawi miejsca dla przedstawicieli innych ugrupowań, także innych partii kurdyjskich. Po drugie to będzie katastrofa ekonomiczna. Już teraz autonomiczny Kurdystan ma problem z opłaceniem i utrzymaniem wszystkich urzędników, a co z nową armią oficjeli, którzy będą musieli obsłużyć niepodległy kraj? Według parlamentarzystów z Bagdadu referendum nie tylko brakuje legitymacji, ale po prostu jest niemądre i dlatego są mu przeciwni.
Warto dodać, że kilka dni później przedstawiciele wszystkich partii kurdyjskich, za wyjątkiem Gorran bojkotującej obrady parlamentu w Erbilu, poparli referendum.
To nie jedyny sprzeciw. Iran czy Turcja na pewno nie zgodzą się na utworzenie państwa.
Tak, ale żadne nowe państwo nie powstawało w sposób miły i bezkonfliktowy. Tak było po drugiej wojnie światowej czy podczas procesów dekolonizacji Afryki. Za każdym razem deklaracja niepodległości była albo ukoronowaniem wojny albo jej początkiem. Tak niestety już jest. ONZ z jednej strony uznaje prawo narodów do samostanowienia, a z drugiej strony podkreśla jako dogmat suwerenność i integralność terytorialną państw. Te zasady są po prostu sprzeczne.
Śmiało możemy zakładać, że Kurdowie opowiedzą się za niepodległością. Kto uzna niepodległy Kurdystan?
Niepodległy Kurdystan na pewno uzna Izrael, uznać mogą również państwa Unii Europejskiej. To jest bardzo prawdopodobne. Kraje UE już teraz mają interesy w Kurdystanie, który stał się ważnym partnerem handlowym. Wojska niemieckie, włoskie i hiszpańskie zajęły pozycje po Polakach, którzy stamtąd się wycofali. Kiedyś Polska miała tam bardzo silną pozycję, natomiast teraz to Niemcy zbroją i dostarczają sprzęt czy instruktorów Peszmergom, Włosi chronią tamę pod Mosulem, Hiszpanie szkolą Peszmergów. Niemieckie firmy są bardzo aktywne w Kirkuku i Irbilu.
Czy uznanie Kurdystanu przez Niemcy nie rozwścieczy Turków, którzy mają metody nacisku na Europę?
Tak, ale władze niemieckie wydają się już nie przejmować straszakiem w postaci uchodźców. Co więcej, pomimo wielkiego konfliktu politycznego pomiędzy Erdoganem a elitami niemieckimi, Rheinmetall zadeklarował rozpoczęcie produkcji niemiecko – tureckich czołgów bazujących na Leopardzie. Gdyby sytuacja szła naprawdę na noże, to przecież nie byłoby aż tak wielkich inwestycji. Zresztą, Niemcy i Holendrzy należą do największych partnerów inwestycyjnych Turcji, a konflikt na wielką skalę po prostu zakończyłby się tragicznie dla gospodarki tureckiej. Oczywiście obie strony miałyby problem, ale Niemcy i Unia Europejska zdecydowanie mniejszy.
Ponadto to, co się stanie z północnym Irakiem, tam gdzie powstanie Kurdystan, będzie też funkcją polityki amerykańskiej w stosunku do Iranu. Wbrew pozorom to nie Turcji najbardziej przeszkadza niepodległy Kurdystan. Turcja bardzo długo podsycała iracki separatyzm, ponieważ osłabiał wpływy Iranu. Największym przeciwnikiem będzie Iran. Jeżeli wojska tureckie wkroczą do Kurdystanu, to najwyżej dojdą do Gór Sinjar, żeby pozbawić partyzantkę PKK bazy wypadowej, ale to wszystko. Natomiast Teheran i Bagdad mogą być gotowe do wojny.
Czy w takim razie Kurdowie obronią swoją niepodległość?
Wszystko zależy od Waszyngtonu. Amerykanie są przeciwni referendum. Uważają, że skomplikuje ono już i tak trudną sytuację USA w Iraku. Krótko mówiąc, Waszyngton będzie musiał opowiedzieć się za rządem w Bagdadzie albo za rządem w Irbilu. Jeżeli wybuchną walki, to właśnie Amerykanie będą rozdzielać strony. Trudno wyobrazić sobie USA tolerujące interwencję zbrojną Iranu na terytorium Iraku.
To jest bardzo wewnętrznie podzielone społeczeństwo. Czy sami Kurdowie będą w stanie zapanować nad kłótniami?
To jest rzeczywiście bardzo skłócone i podzielone społeczeństwo. Tylko w irackim Kurdystanie są przynajmniej cztery główne frakcje, a to przecież nie są wszyscy Kurdowie. Wydaje mi się, że idea niepodległości będzie jednak ważniejsza niż kłótnie. Prawdopodobnie żadna istotna frakcja kurdyjska nie opowie się przeciwko tej wymarzonej, wyśnionej niepodległości. W Polsce też kiedyś byli lojaliści, którzy uważali, że lepiej pozostawać w orbicie jednego z mocarstw, bo takie rozwiązanie jest bezpieczniejsze. Wierzyli w połączenie z potężną gospodarką rosyjską lub niemiecką, z cywilizcją słowiańską lub germańską. Jednak przegrali z nurtem niepodległościowym.
Co z Kurdami poza Irakiem? W Turcji, Iranie i Syrii?
Po pierwsze jest Partia Pracujących Kurdystanu, PKK, i inne organizacje, które uznają swoją podległość - choćby tylko sentymentalną - Ocalanowi. Te organizacje są przeciwne tworzeniu państwa narodowego. Oni posługują się doktryną demokratycznego konfederalizmu, która przypomina maoizm – państwo oparte na niezależnych, kooperujących ze sobą wspólnotach lokalnych. Chcieliby, żeby Kurdystan miał formę współpracujących, ale niezależnych komun, wspólnot z elementami demokracji bezpośredniej. Na przykład założenia konstytucji Rożawy w Syrii przypominają założenia konstytucji szwajcarskiej.
Dla nich silne państwo narodowe z rządem centralnym odbiega od tego ideału. Dlatego nie wiemy, co zrobią Kurdowie z Rożawy. Łatwiej jest przewidzieć, co będą chcieli zrobić Kurdowie z Turcji. Sami ogłoszą niepodległość albo będą chcieli przyłączyć się do nowego, niepodległego Kurdystanu. Mogą przynajmniej zażądać większej autonomii w ramach Turcji.
Turcja się na to nie zgodzi.
Oczywiście, że państwo tureckie na nic takiego się nie zgodzi. Może więc wybuchnąć poważne powstanie we wschodniej Turcji, gdzie mieszka ok. 15 mln. Kurdów.
Jest też Iran, gdzie od jakiegoś czasu trwają zamieszki. Gwardia Rewolucyjna przerzuca dodatkowe jednostki do irańskiego Kurdystanu. Iran realnie obawia się wybuchu dużego powstania w rejonach graniczących z Kurdystanem irackim.
To dlaczego Irańczycy i Turcy nie wkroczą już teraz do Iraku zapobiegając referendum?
Pamiętajmy, że tam stacjonują oddziały amerykańskie i niemieckie. To nie są wojska, po których tak po prostu można sobie przejechać czołgami. Amerykanie mają w Iraku jednostki bojowe liczące przynajmniej kilka tysięcy żołnierzy, a do tego potężne lotnictwo. Oni na pewno nie pozwolą na wkroczenie Iranu i pewnie – gdyby do interwencji doszło mogliby nawet odpowiedzieć bombardowaniem Teheranu.
Po drugie rola Turcji wcale nie jest oczywista. Kurdystan w północnym Iraku będzie ekonomicznie uzależniony od Turcji. Jedyny rurociąg z Kirkuku biegnie przez Turcję. Do tego niepodległe państwo zapewni pewien stopień pacyfikacji PKK i współpracy przeciwko komunistycznej partyzantce. Krytycy od dawna oskarżają o to Barzaniego. Poza tym jeżeli jacyś Kurdowie z Turcji będą chcieli żyć w niepodległym państwie, to będą mogli po prostu wyjechać do północnego Iraku.
Czy w takim razie referendum jest krokiem w stronę stabilizacji regionu, czy wręcz przeciwnie?
Na pewno jest to ruch destabilizujący i nowa oś konfliktu przede wszystkim dla Amerykanów. Nawet jeżeli sama deklaracja niepodległości nie zostanie bardzo szybko podpisana, to będziemy już mieli do czynienia z faktem politycznym: naród kurdyjski opowiedział się za niepodległością. Kurdowie sami będą więc uznawali siebie za niepodległych, a inne państwa i siły będą się pozycjonowały w odniesieniu do tej deklaracji. Możemy więc mieć do czynienia z rajdami szyickich milicji na sporny Kirkuk. Tam żyją nie tylko Kurdowie, ale też Turkmeni i Arabowie, a w okolicach jest ropa, więc jest też się o co bić.
To oznacza też wielkie zawirowanie w koalicji przeciwko państwu islamskiemu i Al Kaidzie, bo rząd w Bagdadzie może powiedzieć Amerykanom, żeby sami bili się z ISIS.