Syryjscy Kurdowie ogłosili autonomię. Pierwszy krok w kierunku zmiany granic Bliskiego Wschodu?
• Kurdowie ogłosili powstanie federalnego regionu Północnej Syrii-Rożawy
• Decyzja godzi w interesy niemal wszystkich uczestników konfliktu w Syrii
• Ruch Kurdów może sprowokować Turcję do gwałtownej reakcji
• Ostateczny beneficjentem może okazać się ISIS
Podczas gdy w Genewie trwały rozmowy pokojowe w sprawie zakończenia konfliktu w Syrii i powojennego kształtu kraju, syryjscy Kurdowie - wielcy nieobecni konferencji - postanowili wziąć sprawy w swoje ręce. Przedstawiciele głównej politycznej siły Kurdów, Demokratycznej Partii Jedności (PYD) wraz z reprezentantami mniejszych sił arabskich, asyryjskich i turkmeńskich ogłosili powstanie federalnego (a w domyśle autonomicznego) regionu Północnej Syrii - Rożawy.
Na pierwszy rzut oka, decyzja ta nie jest zaskoczeniem, lecz stwierdzeniem rzeczywistości. Syryjscy Kurdowie cieszą się de facto autonomią na ziemiach przez nich kontrolowanych od ponad dwóch lat, w dodatku sukcesywnie powiększając swoje terytorium, korzystając ze wsparcia militarnego zarówno Stanów Zjednoczonych, jak i Rosji. Jednak próba sformalizowania tego stanu - i postawienia pozostałych graczy w Syrii przed faktem dokonanym - może mieć poważne konsekwencje dla całego regionu.
Poprzez deklarację, Rożawie udało się bowiem zantagonizować niemal wszystkich uczestników konfliktu w Syrii. Pomysł skrytykowała zarówno syryjska opozycja, jak i reżim Baszara al-Asada. Jedność Syrii w jej przedwojennym kształcie i brak zgody co do postulowanego przez niektórych podziału kraju to bodaj jedyna rzecz, w której zgadzają się te obie strony. Tymczasem przez niektórych obserwatorów ogłoszenie kurdyjskiej autonomii w Syrii widziane jest jako pierwszy krok w kierunku całkowitego przerysowania granic na Bliskim Wschodzie. Szczególnie w połączeniu z aspiracjami lidera Kurdów z Iraku, Masuda Barzaniego, który chce doprowadzić do referendum w sprawie niepodległości irackiego Kurdystanu.
- Jeśli spojrzy się dziś na Bliski Wschód, te stare granice istnieją tylko na papierze. Nowe wyrysowanie granic w regionie jest już faktem - stwierdził 10 marca Barzani, cytowany przez kurdyjską agencję Rudaw.
Ruch syryjskich Kurdów nie spodobał się także zewnętrznym graczom zaangażowanym w konflikt syryjski. Oświadczenie PYD skrytykowali Amerykanie, którzy zapowiedzieli, że nie uznają autonomii Kurdów - przynajmniej dopóki nie zgodzą się na to pozostałe siły w Syrii. Sceptyczna jest też Rosja, w ostatnim okresie największy polityczny sojusznik Kurdów. Dla Moskwy uznanie autonomii może być problematyczne, bo sama obawia się ruchów autonomistycznych i separatystycznych na swoim terytorium.
Zdaniem Tomasza Otłowskiego, analityka ds. bezpieczeństwa międzynarodowego i Bliskiego Wschodu, Kurdowie skorzystali z nadarzającej się sytuacji i mimo sprzeciwu reżimu, nie są skazani na niepowodzenie.
- Sytuacja w Syrii zdaje się ewoluować w kierunku jakiegoś uregulowania politycznego, co niejako wymusza na wszystkich aktorach doprecyzowanie własnych pozycji i wyznaczenie jaśniejszych stanowisk. Dla Kurdów takim doprecyzowaniem jest właśnie autonomia, i to zapewne szeroka, na wzór tej kurdyjskiej z Iraku - mówi Otłowski w rozmowie z WP. - Oczywiście, Asad oficjalnie wciąż chce odbudować Syrię w kształcie sprzed wojny. Ale wie też, że nie ma na to szans. Łatwo nie odpuści, ale z całą pewnością nie otworzy kolejnego frontu, tym razem “kurdyjskiego”, zwłaszcza po wycofaniu się Rosjan. Kurdowie to wiedzą, i mają świadomość że ze strony Damaszku raczej nic im nie grozi - dodaje ekspert.
O ile jednak Kurdowie nie muszą obawiać się ataków ze strony Damaszku, to tego samego nie można powiedzieć o postawie Turcji. Ankara od dawna daje do zrozumienia, że nie zgodzi się na utworzenie wzdłuż jej granic państwa kurdyjskiego w jakimkolwiek kształcie - i widzi w tym większe zagrożenie niż Państwo Islamskie. Rządząca Rożawą PYD jest bowiem ściśle związana z działającą w Turcji Partią Pracujących Kurdystanu (PKK) - kurdyjskiej partyzantki, z którą Turcja walczy od ponad 30 lat. Co więcej, wycofanie się Rosji (choć jak dotąd postępuje ono bardzo powoli) może dodatkowo ośmielić Turcję w jej działaniach.
- Dla Ankary jednak decyzja kurdyjska to jak płachta na byka, to potwierdzenie tureckich obaw i najgorszych przewidywań. Turcy nie mogą tolerować takich kroków kurdyjskich, bo stanowią one bezpośrednie i otwarte zagrożenie dla interesów tureckich - mówi Otłowski. - Teraz nie można więc wykluczyć stanowczych działań Turcji, być może wspólnie z Saudami, na rzecz faktycznego zlikwidowania quasi-państwowości syryjskich Kurdów – np. stworzenie strefy buforowej po syryjskiej stronie granicy, pod pretekstem humanitarnym - przewiduje ekspert.
Ze zdaniem tym zgadza się Kyle Orton, analityk i badacz Bliskiego Wschodu z Henry Jackson Society, amerykańskiego think-tanku.
- Z perspektywy Ankary, quasi-państwo powiązane z PKK jest w długiej perspektywie dużo bardziej niebezpieczne niż istnienie kalifatu - mówi publicysta. Jak dodaje, agresywne działania Turcji mogłyby do tego doprowadzić do rozłamu w koalicji przeciwko Państwu Islamskiemu i wywołać jeszcze większy chaos i zapętlenie interesów w syryjskim konflikcie.
- Wszystko wskazuje na to, że jak zwykle, największym beneficjentem tych kolejnych roszad i przetasowań strategicznych w i wokół Syrii będzie ISIS i jego kalifat - podsumowuje Otłowski.