Kupił za łapówkę pozwolenie na broń i sztucer. CBA odesłało go z kwitkiem
Myśliwy, który nielegalnie wszedł w posiadanie broni, składa doniesienie do CBA. Przyznaje, że nielegalnie kupił sztucer, a pozwolenie na broń kosztowało go…wędzonego węgorza. - Związek łowiecki jest jak mafia – mówią nam myśliwi. CBA nie zajęło się sprawą, która od miesiąca jest odsyłana z jednej prokuratury do drugiej.
Robert (nazwisko jest znane redakcji) jest rolnikiem. Ma 160-hektarowe gospodarstwo, które sąsiaduje z terenami łowieckimi koła "Nad Dziwną”. Ze względu na dużą powierzchnię pól Robert rocznie dostawał od myśliwych 60 tys. złotych za zniszczenia dokonywane w jego uprawach przez zwierzynę. By zaoszczędzić, myśliwi zaoferowali rolnikowi staż, a potem członkostwo w kole. By zostać pełnoprawnym członkiem musi jednak zdać egzamin.
W teorii zaliczenie egzaminu nie jest łatwe, bo ma on stanowić zaporę dla tych, którzy chcieliby łatwo uzyskać dostęp do broni. Egzamin na myśliwego składa się z części pisemnej, ustnej i praktycznej - na strzelnicy. Zdanie go jest jednoznaczne z uzyskaniem pozwolenia na broń. Policja, która niechętnie wydaje taką zgodę w przypadku broni do ochrony osobistej, ma zaufanie do związku łowieckiego i nie podważa wydawanych przez tę organizację uprawnień dla nowych myśliwych.
Egzamin za wędzonego węgorza
W przypadku Roberta wygląda to inaczej. Rolnik opowiada, że zapytał jednego z członków koła o pomoce naukowe, które ułatwią mu przygotowanie do egzaminu. W odpowiedzi słyszy sugestię, że zdanie egzaminie może mu zapewnić łapówka w postaci... ryby.
Propozycję "kupienia” egzaminu za łapówkę – jak relacjonuje – przedstawił z pośrednictwem pracownika strzelnicy, który powiedział, że propozycja została przyjęta. Oprócz niego w taki sposób miał uprawnienia zdobyć jego kolega.
- Kupiliśmy i uwędziliśmy 10 kilogramów wędzonego węgorza i dwadzieścia kilogramów leszcza. Zawieźliśmy to przed egzaminem – opowiada Robert. Do ryb – jak dodaje – dorzucił dwie przyczepy drzewa opałowego, które miał zawieźć do egzaminatora ze szczecińskiego oddziału Polskiego Związku Łowieckiego.
W zamian za drzewo do kominka nasz rozmówca od człowieka z PZŁ usłyszał instrukcje – na egzaminie pisanym miał odpowiadać tylko na pytania, co do których był pewny. Jeśli nie znał odpowiedzi – miał zostawić puste miejsce i oddać kartkę prowadzącemu kurs.
Razem z Robertem egzamin miało zdawać kilku krewnych członków koła "Nad Dziwną”, w tym córka prezesa koła.
– Podczas egzaminu ze strzelania był obecny jej ojciec, a egzaminator nagle wyszedł – dodaje. Nasz informator, jego kolega, a także córka prezesa i inni krewni myśliwych z koła "Nad dziwną” zaliczyli egzamin i zostali myśliwymi.
Niespodziewana likwidacja koła łowieckiego
Czerwiec 2017 r. Wszyscy ekspresowo zostali przyjęci do koła. Chodziło o to, by mogli wziąć udział w przesuniętym na koniec miesiąca walnym zgromadzeniu członków. W ostatnich chwili do planu obrad dopisano punkt "likwidacja koła”. Punkt jest przyjęty większością 2/3. Decyduje jeden głos. Wszyscy nowi członkowie są za rozwiązaniem koła z wyjątkiem Roberta.
- Chcieli, żebym głosował za. Powiedziałem prezesowi, że nowi członkowie byli w kole tylko miesiąc i nie powinni brać udział w takim głosowaniu – wyjaśnia Robert. Według byłych członków koła w dniu rozwiązania koła jego majtek sięga 250 tys.
Niewygodne pytania
2015 rok. Obwód przynosi niemal pół miliona strat, wynikających z wysokich odszkodowań wypłacanych okolicznym rolnikom za zniszczenia dokonywane przez zwierzynę.
Do koła "Nad Dziwną” wstępują nowi członkowie. Les Gondor był właścicielem klubu żużlowego Pergo Gorzów i piłkarskiego – Pogoń Szczecin. Obecnie ma hotel w Gorzowie. Norbert Romanowski prowadzi biznes w branży stoczniowej, a Henryk Nalichowski jest przedsiębiorcą.
Koło – jak twierdzą – zaczyna lepiej współpracować z rolnikami, zabezpiecza ich uprawy płotem, co ogranicza straty i wysokość odszkodowań. Według nich w wyniku zaciskania pasa zamiast długu koło ma 250 tys. zł na koncie.
Lewe faktury i delegacje
Les Gondor: – Wtedy niektórzy koledzy zobaczyli, że są pieniądze do zagospodarowania. I chcieli położyć na nie rękę.
– Zwierzyna była rozdawana. Były zawyżane faktury. Wpadli też na pomysł budowy domku myśliwskiego. Rozumiem, gdyby gra się toczyła o miliony, ale dla nas to hobby. Do każdego hobby się dokłada. Tu byli tacy, którzy chcieli zarobić – zaznacza Romanowski.
– Wypisywali sobie delegacje po tysiąc złotych. Potem odsunęli nas od wszystkiego. Nawet mnie jako skarbnika. Usłyszałem: „Nie pytaj się. Nie jesteś w zarządzie i nie będziesz decydować, na co wydajemy pieniądze”. Chcieli mieć to koło po to, by się utrzymywać z łowiectwa – ocenia Nalichowski.
– Zaczęliśmy pytać. Odbyliśmy dwa spotkania z komisją rewizyjną – mówi nam Gondor.
– Przyszła odpowiedź? – pytamy.
– Odpowiedź miała być udzielona na walnym zgromadzeniu. To był następny punkt, po punkcie "rozwiązanie koła”, więc odpowiedź nie padła – tłumaczy myśliwy.
Nowe koło z pomocą starosty przejmuje majątek
Dzień po niespodziewanym rozwiązaniu koła "Nad Dziwną” powstaje nowe o podobnej nazwie. W jego skład nie wchodzą jednak trzej myśliwi, którzy zadawali kłopotliwe pytania i rolnik, który wyłamał się w głosowaniu. Nowe koło może za to przejąć majątek poprzedniego.
Cała operacja przejęcia majątku nie byłaby możliwa bez zgody Józefa Malca, starosty w Kamieniu Pomorskim i myśliwego. Zgodnie z prawem to starości wyrażają zgodę na użytkowanie obwodów łowieckich przez myśliwych.
– Doszło do złamania prawa. Decyzja o rozwiązaniu koła była podjęta niezgodnie ze statutem i nie była prawomocna, więc starosta nie mógł oddać naszego obwodu. Teraz nowe koło korzysta z naszego majątku – oburza się Gondor.
Starosta w rozmowie z nami podkreśla, że wszystko odbyło się zgodnie z prawem i tłumaczy, że musiał podpisać umowę z nowym kołem, bo wiąże się to z wzięciem odpowiedzialności za zniszczenia na polach dokonywane przez zwierzynę. – Nowe koło miało pozytywną opinie PZŁ, wiec nie było powodu, bym z nim nie podpisał umowy – wyjaśnia Malec.
CBA odsyła sprawę
Robert podejmuje decyzję o zgłoszeniu sprawy korupcji do CBA, choć w ten sposób doniesie również na siebie.
- Nasłuchałem się, że myśliwi to elita, koledzy, fajnie się zapowiadało, ale nadzieja szybko zgasła. Okazało się, że to materialiści, „złotówy”. Już nie chcę być myśliwym. Mam dość – mówi nam rolnik. Zdążył już kupić używany sztucer. Chce go teraz sprzedać.
Wtóruje mu Nalichowski: – Już nawet nie chce mi się polować. Oni zabili w nas chęć polowania. Zabili naszą pasję.
Romanowski: – Młody chłopak skończył szkolenie, na którym słyszał, że wszyscy myśliwi są równi, że jest koleżeństwo i przyjaźń. Życie pokazało, że to struktura kryminalna. To mafia. Tak się musimy nazwać.
Były prezes koła "Nad Dziwną" przedstawił w rozmowie z nami swój punkt widzenia, ale ostatecznie nie zgodził się na zacytowanie jego wypowiedzi.
Rzeczniczka Polskiego Związku Łowieckiego Diana Piotrowska zapewnia, że egzaminy na myśliwego są przeprowadzane w uczciwy sposób, a do związku nie dotarła żadna informacja z prokuratury. Odnosząc się do porównania PZŁ z mafią Piotrowska podkreśliła, że związek działa legalnie. – Byłabym ostrożna z takimi określeniami, bo wobec osoby, która użył podobnego określania złożyliśmy pozew sądowy – mówi Wirtualnej Polsce.
Rzecznik CBA przyznaje w rozmowie z nami, że Biuro nie zajęło się sprawą. – Nie podjęliśmy czynności. Sprawa została przekazana do prokuratury – wyjaśnia.
Po miesiącu od złożenia zawiadomienia do CBA o sprawę pytamy prokuraturę. – Zawiadomienie wpłynęło, ale ze względu na dobro prowadzonego postępowania nie informujemy o jego szczegółach. Zostało przekazane do prokuratury rejonowej w Goleniowie – mówi nam Joanna Wilanowska ze szczecińskiej prokuratury okręgowej.
Kiedy sprawa została przekazana? – pytamy. – Było to wysłane chyba w czwartek lub piątek. Nie wiem, czy poczta już dotarła – przyznaje Wilanowska.