Kupcy z Wielkiego Bazaru wyszli na ulice Teheranu. Z nimi nawet rząd Iranu musi się liczyć
Protestujący handlarze sparaliżowali Wielki Bazar w Teheranie. Iran od lat nie widział tak wielkich demonstracji. Kupcy są zdruzgotani sankcjami i sytuacją gospodarczą. Rząd podjął nawet dramatyczną próbę ratowania waluty. Nie udało się.
Tysiące kupców wyszło na ulice w rejonie historycznego, Wielkiego Bazaru w Teheranie. Tak wielkiego protestu stolica Iranu nie widziała przynajmniej od 6 lat. Handlarze przede wszystkim są wzburzeni załamaniem się wartości lokalnej waluty, riala.
Teraz za dolara na czarnym rynku trzeba zapłacić ok. 90 tys. riali. To ponad dwa razy więcej niż pół roku temu. W kwietniu rząd usiłował ustabilizować sytuację zakazując handlu walutą inaczej niż po oficjalnym kursie wynoszącym 42 tys. riali za dolara.
To nie mogło się udać, a dalszy spadek wartości pieniądza powoduje gwałtowny wzrost cen importowanych produktów. Nic więc dziwnego, że jako pierwsi zastrajkowali sprzedawcy telefonów komórkowych. Rząd obiecał im ułatwić dostęp do twardej waluty, bez której nie kupią towaru na sprzedaż.
Jednak to są wyłącznie działania kosmetycznie. Problemem jest ponowne nałożenie sankcji gospodarczych na Iran i decyzja Donalda Trumpa o zerwaniu umowy, na mocy której Republika Islamska rezygnowała ze zbrojeń nuklearnych w zamian za otwarcie gospodarcze.
Za przykładem Wielkiego Bazaru zaczynają iść kupcy w innych miastach kraju. Zaczynają się też pojawiać otwarcie antyrządowe hasła. Władze na razie reagują stosunkowo spokojnie. Są, co prawda, doniesienia o aresztowaniach czy użyciu gazu łzawiącego i gumowych kul. Przynajmniej na razie nie jest to tak brutalna pacyfikacja, jak w przypadku prodemokratycznych wystąpień z przeszłości, w których ginęli ludzie.
Kupcy z Wielkiego Bazaru są konserwatywni i nieskorzy do buntu, jednak znają swoją siłę, na którą od setek pracują kolejne pokolenia handlarzy. Ich poparcie dla idei rewolucji islamskiej w końcu lat 70. ubiegłego wieku miało duże znaczenie dla obalenia szacha i wprowadzenia rządów ajatollahów.
Wznowienie w 2005 r. wzbogacania uranu przez ówczesnego prezydenta Ahmadineżada spowodowało zaostrzenie reżimu sankcyjnego, co z czasem sparaliżowało gospodarkę Iranu i uderzyło w Wielki Bazar. W 2012 r. kupcy zbuntowali się, ich protesty zmiękczyły stanowisko władz.
W rezultacie w 2015 r. zawarto przełomową umowę, która znowu otworzyła kraj na handel ze światem. Dzięki temu gospodarka Iranu, napędzana sprzedażą ropy naftowej, zaczęła szybko rosnąć. Napływające miliardy, ale także odradzający się ruch turystyczny, natychmiast korzystnie odbiły się na sytuacji kupców z Wielkiego Bazaru.
To się teraz kończy. W maju prezydent Donald Trump zerwał umowę, a kupcy doskonale wiedzą, do czego to prowadzi. Riala przed utratą wartości nie ratuje nawet to, że największymi partnerami handlowymi Iranu są Chiny i Indie. Sankcje amerykańskie bolą. Nawet największe, globalne koncerny zastanowią się, czy ryzykować handel z USA za cenę nawet miliardowych kontraktów z Iranem.
Demonstracje na Wielkim Bazarze nie obalą reżimu ajatollahów. Nie takie są zresztą cele kupców, którzy po prostu chcą normalnie handlować, jak niezliczone pokolenia przed nimi. Stanowią jednak ostrzeżenie dla rządzących i wskazówkę dla Zachodu – tylko naciski gospodarcze mogą wywrzeć wpływ na reżim, który stosunkowo łatwo i brutalnie rozprawia się z żądaniami swobód.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl