Kuba Wojewódzki: ja, etatowy świr
Ludzie aktualnej władzy sugerują, deklarują i agresywnie wmawiają społeczeństwu, że mają nad nim moralną wyższość. Ci ludzie zachłannie i demagogicznie powołują się na mandat społeczny, którego – patrząc choćby na bierność wyborców – tak naprawdę wcale nie mają, przywłaszczyli go sobie. To jedna z przyczyn – owa arogancja i zachłanność, uzurpowanie sobie rządu dusz - powiedział Kuba Wojewódzki w wywiadzie dla "Przeglądu".
- Porozmawiajmy o Polsce. Oglądałeś tegoroczny festiwal w Opolu?
– Owszem, jestem bowiem człowiekiem konfrontacji, lubię sam wyrobić sobie zdanie na temat nawet najbardziej karkołomnych prób artystycznych. Kiedyś zdzierżyłem nawet bez utraty plomb trzyminutowy koncert Mandaryny, a na swoje 40. urodziny zafundowałem sobie w Sopocie koncert zespołu Ich Troje na molo. Było to przeżycie mocne, z gatunku tych, jakie odczuwa się po wyjściu z kina po obejrzeniu „Listy Schindlera” – mordercze. W Opolu wielką krzywdę wyrządzono Markowi Grechucie. Zrobienie festyniarskiego koncertu z tak pięknie oprawionej poezji to była duża przykrość dla mojej wrażliwej poetyckiej duszy. Próbowałem też zapamiętać choć jeden szlagwort z piosenek premierowych i uświadomiłem sobie, że w Polsce nie ma gwiazd. Są takie same jak w polityce – tak jak Wierzejski nawija, tak oni śpiewają. A Budka Suflera, która wykonuje 744. recykling swoich poprzednich utworów, to już było dopełnienie tego koszmaru.
- Odniosłem podobne wrażenie, ale to, moim zdaniem, wpisuje się w szerszy kontekst marnego klimatu, w jakim tkwimy przynajmniej od 17 lat.
– To prawda, jest marnie, a polski show-biznes jest tego niezłym przykładem. Przykładem mentalnego trupa. Dla mnie końcem pewnej epoki w polskiej rozrywce był koncert Edyty Górniak w domu handlowym Reduta. To było wejście polskiej piosenki, namiastki gwiazdy, między ogórki konserwowe i przysmak śniadaniowy. Myślę, że festiwal opolski jest dziś tylko pretekstem, żeby dział handlowy telewizji mógł sprzedawać podpaski samoprzylepne oraz płyny przeciwłupieżowe.
- A nie dziwi cię, że występujące w Opolu młode kabarety bawią się w jakieś neutralne gagi, szerokim łukiem omijając politykę?
– Wiesz, my chyba obaj należymy do pokolenia, które lokuje kabaret w scenie politycznej. W takim układzie kabaret jest takim wysuniętym do przodu, uśmiechniętym ryjem czwartej władzy. Czasem kąsającym, a czasem po prostu robiącym miny. Tymczasem dziś kabaret ucieka od polityki właśnie dlatego, że w obu izbach parlamentu pojawiła się duża liczba konkurencyjnych satyryków, którzy miotają gag za gagiem. Ciężko komentować politykę, która jest dziś z definicji rozśmieszająca.
- Rozśmieszająca?
– Rozśmieszające jest to, że np. miłościwie nam panujący największy z najmniejszych nie ma poczucia humoru, a człowiek, który jest zamknięty na reakcje świata na własny temat, pokazuje, że jest zamknięty na świat. To bywa śmieszne.
- Ale i straszne.
– Owszem. Niedawno czytałem badania z lat 60. XX w. na temat tego, jakie cechy kształtują ludzi prawicy, a jakie ludzi lewicy. Mimo że te amerykańskie badania są starsze niż ja, nakreślony tam cienką kreską portret świetnie dziś się sprawdza na polskiej scenie politycznej.
- A konkretnie?
– Według tych badań, ludzie prawicy uważają jednostkę za słabą, moralnie chwiejną, niezdecydowaną, mało ambitną, rozmemłaną charakterologicznie, taką, którą trzeba zarządzać i której potrzebna jest kuratela państwa. Natomiast ludzie lewicy cenią przede wszystkim indywidualność, samorealizację i wolność. Psychologiczne cechy ludzi prawicy, czyli kłótliwość, agresja, arogancja czy pycha, pokazują – jeśli wziąć pod uwagę np. słynne wypowiedzi Jacka Kurskiego o ciemnym ludzie, który ich wybrał – że ten psychologiczny portret jest trafny. Jak tak przymrużysz oczy, to od razu widzisz Pierwszego Jarka IV RP.
- Kłopot w tym, że polskie społeczeństwo ten portret akceptuje, lubi kuratelę, tęskni za silną ręką.
– I to głównie staramy się z Michałem Figurskim pokazać w porannych satyrycznych audycjach Antyradia. Ten postawiony na baczność konformizm polskiego społeczeństwa, pewną mentalną gotowość na to, żeby oczyszczać, dyscyplinować i moralizować. Kiedyś Charles de Gaulle – ostatnio czytałem jego fascynującą biografię – który w przeciwieństwie do pewnych małych polityków był naprawdę wielkim politykiem, powiedział, że jest jedna rzecz degradująca i kompromitująca państwo w oczach obywateli, a mianowicie głupi polityk. Po latach doszedł zaś do wniosku, że jest rzecz znacznie gorsza: polityk, który traktuje państwo jak własną kieszeń. Z takim politykiem nie należy iść do urn wyborczych, tylko do psychiatry.
- Masz kogoś konkretnego na myśli?
– Choćby tego „intelektualistę ginekologa”, posła Wojciecha Wierzejskiego z LPR. Takim ludziom należałoby urządzać seanse, które wykazałyby, czy mają w głowach jakieś zwoje myślące racjonalnie. Gdyby Pedro Almodóvar urodził się w Polsce, pewnie robiłby filmy wyłącznie o Wierzejskim. Bo on lubi portretować dziwaków i przebierańców. Kiedy PiS włoży brunatne mundury
- Wierzejski to przypadek szczególny, groteskowy, ale jest wielu bardziej wyrafinowanych polityków, którzy wpisują się w ten sam ton, lecz robią to w zawoalowany sposób. Nie przeraża cię to?
– Wiesz, jeśli pytasz mnie o symptomy zagrożenia i niebezpieczeństwa, to najbardziej przeraża mnie w Polsce zamykanie się tych czterech ścian polskiego nacjonalizmu, szowinizmu, bogoojczyźnianego i muzealnego wychowania w myśl XIX-wiecznego patriotyzmu. Przeraża mnie ta niby państwotwórcza myśl, nawiązująca do skrajnego Gierka oraz głupawej sanacji, że państwo trzeba wyciągnąć z jakiegoś układu, że trzeba je naprawiać i oczyszczać. Odzyskać. Ktoś je nam podprowadził?
- Mówisz o symptomach, które widzimy na co dzień. Mnie jednak bardziej interesują przyczyny takiego stanu rzeczy, gdyż to właśnie je trzeba leczyć. Okazuje się, że ani 17 lat wolności, ani Europa, ani pozorna otwartość niczego nie dały, bo jak przyszły wybory, to mamy to, co mamy.
– Ludzie aktualnej władzy sugerują, deklarują i agresywnie wmawiają społeczeństwu, że mają nad nim moralną wyższość. Ci ludzie zachłannie i demagogicznie powołują się na mandat społeczny, którego – patrząc choćby na bierność wyborców – tak naprawdę wcale nie mają, przywłaszczyli go sobie. To jedna z przyczyn – owa arogancja i zachłanność, uzurpowanie sobie rządu dusz. Ta władza czuje się pomazana, Roman Giertych czuje się jakimś medium, przez które przemawiają duchy, prochy tradycji i trumna Dmowskiego oraz jego koleżków z różnych ONR-ów i innych obozów od bicia mniejszości. Kiedy oglądałem ostatni kongres PiS, odniosłem wrażenie, że po brawurowym wykonaniu hymnu przez miłościwie nam panującego Kaczyńskiego ci wszyscy kolesie włożą brunatne mundury i zameldują się z pochodniami na Marszałkowskiej. Ciekawe, co zrobili z tymi 19 desperatami, którzy nie oddali głosów na Jarka. Pewnie ich zamknęli w szafie płk. Lesiaka za karę.
- To odważne, co mówisz. Ilekroć sugeruję, że nad Polską unoszą się brunatne opary, słyszę, że to przesada, że tak naprawdę to parodia i że nie ma czym się przejmować. Tak mówi pewna część polskiej inteligencji, która sądzi, że Kaczyńskich zmiecie bunt społeczny.
– Przestałem wierzyć w bunt społeczny, ponieważ proste rozpoznanie przez PiS polskiej biedy, tego, że większość społeczeństwa żyje nędznie, smutno i niedostatnio, a tzw. klasa średnia stanowi mniejszość, daje bardzo wyraźny obraz skłonności tej partii do magii politycznej i tęsknoty za bardzo prostym uporządkowaniem świata. Ludzie to kupili. Poszli za nimi. PiS wytłumaczyło im, że mafia Balcerowicza i Michnika to sataniści i przyczyna ich niepowodzeń. Polska bieda zmieniła się jakościowo, w ludziach zostały rozbudzone odruchy konsumenckie, a jednocześnie mizerne możliwości finansowe zepchnęły ich w strukturę, jaką widzę w krajach południowoamerykańskich, czyli że istnieje szpica ludzi bardzo bogatych, a potem jest bardzo dużo biedy. Myślę, że Kaczyńscy doskonale wykorzystali tę społeczną frustrację i zagospodarowali ową biedną, radiomaryjną Polskę B, która została bardzo skrzywdzona przez okres transformacji, a teraz jest po prostu przez władzę oszukiwana. Sukces PiS, ofensywa Leppera to wynik polskiej biedy
i głupoty zarazem.
- Teraz mówisz jak prawdziwy lewicowiec.
– Mam powiedzieć, że serce mam po lewej stronie? Bo mam. Jestem normalny. Dopóki mnie Religa nie dopadnie.
- Tylko że polska lewica, która w naturalny sposób powinna zająć się tą biedą, przeżywa kryzys, przegrała z demagogią Kaczyńskich.
– Bo Kaczyńscy chcą rządów autorytarnych, chcą gospodarować przestrzenią społeczną i aktywnością ludzką poprzez strach, konflikt i permanentną walkę. Jest to kopiowanie bolszewickich czy faszyzujących metod wykorzystywania ludzkiego nieszczęścia i strachu. Kiedy przyglądam się partii Kaczyńskich, która zaczęła swoistą okupację polskiego państwa, wydała mu wojnę, mam wrażenie, że im się to uda. Jeśli ktoś zna historię Hiszpanii, która jest dziś wprawdzie krajem niezmąconym światopoglądowo, otwartym, postępowym, a przecież kiedyś pchanym w stronę zaścianka, stęchłego, obskuranckiego katolicyzmu, to dostrzeże, że Polska zaczyna przypominać tamten kraj, ale przed upadkiem Franco. Kraj, w którym homoseksualizm był zbrodnią, nie można było się całować w kinie ani chodzić w bikini; kraj, w którym kobiety nie mogły samodzielnie założyć konta w banku, a politycy mierzyli, ile masz od końca spódnicy do ziemi, bo seks jest tabu. Tam było na to mentalne przyzwolenie.
- A co z polską mentalnością? U nas też jest dziś na to wszystko przyzwolenie...
– To właśnie chcę powiedzieć: że w Polsce rozkłada się parasol nad ową patologią, którą nazywa się współczesną odmianą patriotyzmu. Taki Wierzejski funkcjonuje w mediach jako mentor, ciągle się go zaprasza, pozwala mówić, nikomu nie przyjdzie do głowy, że należy go bojkotować, a on stał się nieomal dyżurnym seksuologiem, co jest dla mnie klasycznym przykładem mentalnego rasputinizmu. A przecież to jest facet, którego wywody na pograniczu bełkotu obrażają każdy zdrowy umysł, a jednocześnie wzywają na alert bardzo wielu młodych ludzi, chcących porządkować Polskę w imię narodowej, rasowej i seksualnej czystości. Na to jest przyzwolenie. Któregoś dnia narodzi się kolejny Niewiadomski, tyle że XXI w. - Minister edukacji Roman Giertych, partyjny kolega Wierzejskiego, chce nawet wprowadzić do szkół obowiązkowe wychowanie patriotyczne.
– Jeżeli komuś się wydaje, że można młodych ludzi, otwartych na Europę i świat, spacyfikować poprzez wieszanie w każdej klasie Piłsudskiego na Kasztance, zbiorową modlitwę czy wspólne odśpiewywanie na lekcji hymnu, to taki ktoś jest po prostu zatęchłym scholastykiem. Przeraża mnie, że można mieć tak karłowaty stosunek do młodzieży, a PiS właśnie definiuje młodzież przez pryzmat przestępczości i narkotyków. Moim zdaniem, te 17 lat wolności, o których mówiłeś wcześniej, pozornej wolności, przypudrowało w myśl politycznej poprawności polskie fobie. Antysemityzm, szowinizm, narodowo-katolicką klaustrofobię. LPR i Kaczyńscy sprzyjają klimatowi reanimacji tych lęków, dlatego twierdzę, że hasła porządkowania i czyszczenia kraju, zakazywanie parad równości, ściganie przez policję studenta, który idzie w koszulce z kaczkami, są już objawami okupacji.
- Pachnącej absurdem okupacji, z której śmieją się ludzie w internecie, choć coraz częściej, ze strachu, anonimowo.
– Cóż, oczywiście nie można nazywać Robespierre'ami ludzi, którzy wysyłają sobie mailem karykatury Kaczyńskich, ale internet, medium w gruncie rzeczy inteligenckie, stał się swoistym polskim satyrycznym undergroundem. Tam są ludzie, którzy być może za parę lat będą netowymi Pietrzakami czy Laskowikami. Ale skoro władza już chce cenzurować tę wolną przestrzeń, zaczyna mi to przypominać politykę Microsoftu internetowej żelaznej kurtyny. Po to, żeby w chińskich googlach nie można było wpisać hasła „wolny Tybet” albo „Amnesty International”. Jeśli do tego zmierzamy, to boję się tego kraju.
- To może wyemigrujesz? Kaczyńscy bardzo by się ucieszyli, gdyby tak wpływowy w mediach przedstawiciel łże-elity i największy cham III RP wyjechał z Polski. Takich jak ty powinno się eliminować ze społeczeństwa, które ma być zdrowe.
– Jeśli chodzi o „chama”, to mam coraz bardziej rosnącą konkurencję w nowych elitach władzy. Pamiętam komisarzy partyjnych, którzy w dobie stanu wojennego wędrowali po szkołach i czytali zawartość naszych gazetek szkolnych. Odnoszę wrażenie, że dziś rolę takich komisarzy mają przyjąć w szkołach katecheci i księża. Pamiętam czasy budowania pewnego rodzaju nowego człowieka. Dziś też ktoś próbuje – nie patrząc na to, że nie nazywa się Jezus Chrystus, Mahomet czy Budda – takiego nowego człowieka stworzyć i zarządzać jego sumieniem. Nowy minister edukacji stwierdził, że Reymont, Iwaszkiewicz czy Miłosz to byli libertyni, a ja pamiętam czasy, kiedy Witkiewicz z „Szewcami”, Gombrowicz z „Dziennikami” czy Mrożek ze wszystkim też byli skazani na niebyt. Lepiej już było. Boję się takiego chamstwa politycznego. Chamstwa ducha. Powiedziałeś, że jestem wpływowym przedstawicielem łże-elity...
- Jesteś, tak jak „Przegląd”, Michnik czy „Tygodnik Powszechny”. Wszyscy, którzy odrzucają IV RP według Kaczyńskich, są łże-elitami.
– Widzisz, ja czuję się mentalnym powstańcem 1989 r., zawsze będę się tym szczycił. Byłem w NZS, stałem przy zamkniętej bramie uniwersytetu i uważam, że w tej pokojowej rewolucji mentalnej, która wtedy się działa, jest też mój promil udziału. Nikt mi tego nie zabierze. A jeśli ktoś chce idee Okrągłego Stołu oraz późniejsze lata docierania się polskiej demokracji traktować jako brud historyczny, postkomunistyczny osad, bagno, z którego należy Polskę wyciągnąć, to zastanawiam się, gdzie zostanie otwarta najbliższa Bastylia. Jeśli w Polsce pojawiają się sugestie, że należy palić książkę „Kod Leonarda da Vinci”...
- E tam, sugestie. W kilku miejscowościach wręcz zakazano wyświetlania filmu zrobionego na podstawie tej książki.
– Jak straszną siłę musi mieć ten film, skoro potrafiłby wyrwać z objęć Chrystusa 90% polskich katolików, prawda? Otóż to światopoglądowe wojowanie z kinem, sztuką, galeriami też jest rodzajem okupacji, o której mówię. Gdybym był człowiekiem wierzącym, prawdopodobnie moje umiłowanie wiary, Chrystusa, dogmatów, Ewangelii byłoby tak silne, że nie pojawiłby się żaden Antychryst, który by mnie z tego mógł wyrwać. Nawet Tusk z Urbanem. Tymczasem polski katolicyzm jest neurotyczny, antyinteligencki. Festyniarski i ciemny. Gdyby Jezus powrócił, musiałby się poddać terapii.
- To co robić? Ślepa uliczka? Nie wierzysz w bunt, Polskę obecną odmalowujesz w najczarniejszych barwach, oskarżasz społeczeństwo o przyzwolenie na te harce...
– Bunt, który w Polsce zaczyna tryskać, choćby w internecie, o czym powiedzieliśmy, jest na poziomie studencko-inteligenckim. Z tego nie będzie rewolucji. Ja też mówię właściwie do przekonanych. Nieprzekonani czytają „Fakt”, oglądają „Taniec z gwiazdami”, polskie seriale, które zapewniają im opary niby-normalności, wierzą w to, że polski szpital wygląda jak w „Na dobre i na złe”, a polska rodzina jest żywcem wyjęta z „M jak miłość”. Tak, nie mam dobrego zdania na temat polskiego społeczeństwa. Ono reprezentuje, tak jak władza, którą sobie wybrało, mentalność człowieka chorego, skatowanego przez historię, skrajnych przywódców, różne narodowe ikony, totalnie antyintelektualny Kościół. Nadbałtycko-karpackie kompleksy. Narcyzm skrzyżowany z poczuciem cywilizacyjnej bylejakości. Ten Kościół tworzy podziały, nie integruje. Dlatego Polak jest ciemny, rozmodlony i zastraszony, odżywa tylko, jak skacze Małysz, bo wtedy jest ta alkoholowa, spirytualna fala entuzjazmu. Podejrzewam, że teraz znów odżyje za sprawą
mundialu. Małysz, Dudek, B XVI, mundial – oto współczesne opium dla mas. - Podczas wizyty papieża odżyło. Tak przynajmniej twierdzili dziennikarze, którzy na klęczkach relacjonowali tę wizytę, i publicyści, którzy ją podsumowywali: że było mistycznie, pięknie i głęboko.
– Moim zdaniem, wizyta B XVI pokazała przede wszystkim, że Polacy mają fasadowe, cekinowe wręcz podejście do największych autorytetów, bo nas interesuje tylko to, żeby obecny papież wspominał swojego wielkiego poprzednika i nawijał po naszemu, ponieważ wtedy kwitnie nasze narodowe superego. Dla mnie policzkiem była obecność abp. Paetza podczas pożegnania B XVI, to znów był powrót do pudrowania rzeczywistości. Odnowa moralna jak w mordę strzelił.
- Panie doktorze, co w takim razie z lekiem, o który już pytałem? Co leczyć?
– Pytałeś mnie o emigrację, czy nie ucieknę. Powiem, że coraz częściej zza szyb swojego luksusowego samochodu za milion średnich krajowych widzę dłuuugaśne kolejki do ambasad amerykańskiej i kanadyjskiej. To wielki sukces frekwencyjny braci K.
- To jest lek? Ucieczka?
– Jeden z niezłych środków. Innym jest zmuszenie grupy wpływowych publicystów do bicia na alarm. Oni tego nie robią, nie wiem, czy z mimikry, czy ze strachu. Bo wiesz, jeśli z Michałem Figurskim dzwonimy do Opola i mówimy, że decyzją zarządu TVP nadajemy tamtejszemu amfiteatrowi imię Niny Terentiew, a oni odpowiadają: „Oczywiście, przygotujemy tablicę”, to coś jest nie tak. Wcześniej dzwoniliśmy do Muzeum Narodowego, że chcemy wystawić legitymację partyjną Lecha Kaczyńskiego obok Matejki, a sekretarka powiedziała, że tak, oczywiście, czekamy, zaraz powiadomię dyrektora Ruszczyca. Innym razem dzwoniliśmy do lokalnej komórki LPR z prośbą o przygotowanie listy homoseksualistów i oni powiedzieli: „Tak, dajcie nam kilka dni, to się da załatwić”. To, że czcigodne polskie władze są gotowe ganiać kolorowo ubranego geja, a nie są w stanie uporać się z serwerem faszystowskiej organizacji, to jest skandal i drwina ze standardów normalności. Do domu Michała Figurskiego przyszło już czterech chłopców z bulterierem, z
Młodzieży Wszechpolskiej, w celu wspólnej konwersacji o wartościach, na szczęście udało mu się z tego jakoś wybrnąć.
- Nie słyszałem o tym, ale widzę, że przechodzenie od słów do czynów zatacza coraz szersze kręgi.
– Ale tak to jest, kiedy politycy tworzą klimat, w którym część ludzi czuje się powołana do wyczyszczenia tego kraju z obcych. Dlatego zgadzam się z Magdaleną Środą, kiedy mówi, że milczenie dziś, w takich sytuacjach, jest zaprzeczeniem postawy obywatelskiej. Tchórzostwem wręcz. Państwo Kaczyńskich można porównać do słynnego ciecia z serialu „Alternatywy 4”, któremu marzyła się nie tylko wielka miotła porządkująca klatkę, ale i rząd dusz, dlatego grzebał w skrzynce na listy. PiS chce zaś nam grzebać w sumieniach. Piotrek Najsztub, z którym rozmawiałem parę tygodni temu, powiedział, że oni to, niestety, robią bardzo dobrze. I minę miał przy tym smutną.
- Bo robią.
– I nawet jak im spadnie w sondażach, to mają tę maskotkę, tego swoistego Tolka Banana na czele rządu, który ma 60% poparcia. Widzę bardzo dużo konotacji między Raulem i Fidelem Castro a Jarkiem i Lechem. Raul był terrorystą, bandytą, podkładał bomby, porywał ludzi, a Fidel tuszował te działania swoją dobroduszną twarzą. Jarek robi czystki, a Lech to łagodzi w porywających orędziach. A trzeba pamiętać, ilu Kubańczyków uciekło na Florydę i tylko czeka, żeby wrócić. Nam sprzyja Unia. Oni tam śmieją się z nas w kułak, ale wiedzą też, że autorytaryzm i totalitaryzm to w Polsce groźne, bo żywe pojęcia. Kaczyńscy nigdy nie powieszą szabelki w szatni, choć w gruncie rzeczy ich IV RP jest tylko kabotyńską fasadą rodem z filmów fantasy. Oni jej nastania nigdy nie ogłoszą, bo to będzie znaczyło zaprzestanie walki klasowej.
W kraju, gdzie wolność oznacza dziki hedonizm i pornografię, homoseksualizm jest zboczeniem, chorobą i pedofilią, liberał zaś postrzegany jest jako bogacz i wyzyskiwacz, i gdzie znów pojawiło się hasło „oni”, nie ma psychologicznego klimatu do normalnego dyskursu. Język nam się wykoleił. Obejrzałem niedawno bardzo niedoceniony na świecie film o Nixonie Stone'a. To powinna być lektura obowiązkowa wszystkich, którzy chcą zrozumieć psychologię władzy. Ten film pokazał dwie kadencje polityka, który z dzielenia, konfliktu z mediami, elitami, ze sposobu komunikowania się ze społeczeństwem poprzez frazesy, agresję i czcze obietnice stworzył skuteczną metodę zdobywania władzy. Mam nadzieję, że Kaczyńscy skończą tak jak on. Bo on też robił sobie listę dziennikarzy, którzy byli niemili.
- Wylaliśmy parę wiader goryczy. Powiesz mi na koniec coś pozytywnego?
– Powiem. W ostatnim dniu prezydenckiej kampanii Donalda Tuska, którego uznaję za mniejsze zło, poszedłem do niego z Tomkiem Lipińskim, liderem zespołu Tilt. Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy – ja, etatowy świr, Tomek, legenda punka, i Donald, polityk, którego polubiłem, choć nie podoba mi się brak liberalizmu Platformy w polityce obyczajowej i światopoglądowej. I Tomek powiedział słowami swojej najbardziej znanej piosenki: „Jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie”. Cholera, w coś trzeba wierzyć...
KUBA WOJEWÓDZKI (ur. w 1963 r.), krytyk, dziennikarz muzyczny i radiowy, showman, muzyk. W latach 80. członek punkowego zespołu System i formacji New Dada, perkusista grupy Klatu. W 1993 r. był szefem festiwalu w Jarocinie, realizował teledyski, sprowadzał zagraniczne zespoły (New Model Army). Był dziennikarzem gazet muzycznych („Magazyn Muzyczny”) i redaktorem naczelnym miesięcznika „Brum” oraz współwydawcą miesięcznika „Plastik”. Prowadził audycje muzyczne w Rozgłośni Harcerskiej, Trójce, Radiu Bis, RMF FM. Dużą popularność przyniósł mu telewizyjny program „Idol”, gdzie był jurorem. Obecnie w Polsacie prowadzi talk-show zatytułowany „Kuba Wojewódzki” oraz poranną audycję z Michałem Figurskim w Antyradiu.