Kuba Wojewódzki boi się PiS

Kuba Wojewódzki dobrze się czuje w roli błazna i gotów jest zostać męczennikiem w imię prawa do błaznowania. W chwilach powagi jednak autentycznie boi się ludzi dzisiejszej władzy.

06.04.2006 | aktual.: 06.04.2006 13:12

Nie przyszło ci do głowy, żeby samemu zapłacić półmilionową karę, jaką KRRiT nałożyła na Polsat za twój program z Kazimierą Szczuką?

- Rozważałem to, dlatego że wysokość kary współgra na przykład z ceną detaliczną mojego auta, więc nie byłaby dotkliwa. Tak jakby zabrali mi środek lokomocji. A że jestem młodzieńcem pracowitym i zuchwałym, to posiadam jeszcze inne auta.

Co cię powstrzymało?

- Sama władza. Bo taka, która wojuje z kabaretem albo z satyrykiem, sama staje się udziałowcem rozrywki, a mówiąc językiem kolokwialnym, robi sobie jaja. Zastanawiałem się, czy nie podjąć takiego dialogu, bo w polskiej polityce tak mało jest żartu, raczej dominuje syndrom ABPH - absolutnego braku poczucia humoru. Wolę swoje ADHD. Pomyślałem, że ten mój finansowy gest będzie taką troską o ocieplenie wizerunku pani Kruk, bo wygląda raczej mocno serio. Rozumiesz, polityczny marketing poprzez humor. A nic tak nie legitymizuje władzy jak śmiech. Natomiast z tego, co wiem, wynika, że Polsat chyba nie zapłacił jeszcze żadnej wymierzonej kary, gdyż były niesprawiedliwe. Też uważam, że człowiek ma prawo jeść dżdżownice.

Sprawy są w sądach.

- Stacja się skutecznie odwołuje. Oczywiście kara 500 tysięcy z perspektywy przeciętnego Polaka jest kosmiczna, ale trochę cynicznie można by powiedzieć, że chyba opłaca się dostać tak niesamowity bodziec poważnego traktowania niepoważnego prowadzącego i niepoważnego programu. Począwszy od "Polityki", przez twój tygodnik, a skończywszy na TVN24 i "Wydarzeniach", gdzie poświęcono zbrodniczej dwójce - Kazi i mojej twarzy - znaczący czas antenowy przeliczalny na spore pieniądze. Te wydarzenia pokazały mi, że "klan urwisów", do jakich należę ja czy Szymon Majewski, jest potrzebny rynkowi medialnemu. Jesteśmy takimi pionierami, którzy lekceważąc poprawność polityczno-obyczajową, zanurzają się w nieznany teren. I po reakcji organów władzy, po molestowaniu poprzez członka, bo generalnie jestem molestowany przez członka Krajowej Rady, pokazujemy, że ta nowa rzeczywistość jest zła i sroga. Jesteśmy sondą wysłaną w przestrzeń pełną wrogich kosmitów.

Skoro taki ci to wymurowało cokół pod pomnikiem, to może powinienem zapytać: ile wpłaciłeś na przyszłą kampanię PiS, że ci tę przyjemność zrobili?

- Nigdy nie ukrywałem, że praca w stacji najbogatszego Polaka jest pracą opłacalną. Ale i to nie skłania mnie do wpłat na kampanię kompanii braci. A nie wierzę, by istniał tak głęboko zakamuflowany układ, że to na przykład sama stacja mi to załatwiła w ramach czarnego marketingu. Chociaż - jak wiesz - słowo "układ" pozwala ostatnio tłumaczyć wszystko, to sformułowanie wytrych, podobnie jak "obraza uczuć religijnych". Nie wiadomo, o co chodzi, a im bardziej nie wiadomo, tym bardziej ten układ jest. A na razie jedyny układ, który udało się braciom obalić, to Układ Warszawski, i to już było dawno temu.

Żarty z braci Kaczyńskich mogą być długo pamiętane. Nie boisz się?

- Już moja serdeczna zażyłość z dziećmi pana Donalda T., kandydata na prezydenta, a następnie z samym panem Donaldem T. mogłaby być w specjalnej teczce, a jak wiesz, prezes lubi mieć teczkę, bo państwo to Ja-Jarosław Kaczyński i moja teczka. Więc ja jestem pewnie gdzieś w tej teczce, boję się o siebie i boję się o brata, bo też mam brata.

Bliźniaka?

- Bardzo podobnego do mnie. Bliźniactwo zresztą bardzo mnie interesuje. Ostatnio odkryłem, że te 45 sekund różnicy w dacie urodzin sławnych bliźniaków zdeterminowało polską politykę, czyli zarządzanie poprzez chaos i paranoję. Gdyby ten czas był krótszy, mogłoby być sielsko jak u Bolka i Lolka. Przygotowując się ostatnio do programu, znalazłem bardzo pikantną informację o wierzeniach Indian południowoamerykańskich. Wierzyli, że młodszy bliźniak nie jest prawdziwym człowiekiem, tylko jest takim demonicznym klonem, demonicznym cieniem, który wywiera bardzo zły wpływ na tego, który urodził się wcześniej. Ciekawa teoria, prawda?

Ale pogańska. Kiedy teraz prowadzisz program, zastanawiasz się, czy ten fragment może stać się przedmiotem interwencji Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji?

- Nie, choć gra się tak, jak przeciwnik pozwala, jak mówił słynny Kazimierz Górski. Wokół już widzę tę psychozę samokontroli, strachu czy takie niezadekretowane, psychologiczne zarządzanie konformizmem niektórych szefów mediów. Władza po omacku szuka tego czipa samokontroli, autocenzury, który podobno nosimy w sobie. Pytanie tylko, jak silny musi być bodziec, żeby on zaczął pracować.

Po nagraniu z Kazimierą Szczuką twój czip nie ożył?

- Kazimiera Szczuka po nagraniu zapytała mnie, czy to nie było przegięcie, czy jej brawura i liberalne poglądy w telewizji, którą ogląda masowy widz, nie ściągną czarnych chmur.

Ale ty lubisz, jak twoi goście przeginają.

- Humor i żart to żywioły wolności. Więc lubię, bo tak jest skonstruowany ten program. I ja ją przekonałem, że nie, nie mając świadomości, jakie rozpęta się piekło, do jakich poważnych mediów, włącznie z "Przekrojem", trafią nasze twarze, oczywiście skonfrontowane w sposób demagogiczny i manipulatorski z sylwetką Madzi Buczek. Bo już sama konfrontacja tych zdjęć nie daje nam szans. Werdykt mógł być jeden: dwoje lumpenliberałów z łże-elit kontra dziecko skrzywdzone przez los, jasnooświecone przez medium, w którym pracuje. Szczuka cię zapytała i co dokładnie jej powiedziałeś?

- Powiedziałem, że moim zdaniem zadaniem osób znanych, lubianych lub nie, jest ironia, krytyka, wyjście przed szereg. Z drugiej strony osoby, które prezentują się w mediach, jak Madzia Buczek, siłą rzeczy mogą być poddawane ocenie. A ocena w takim programie jak mój odbywa się poprzez żart, dowcip, sarkazm, jak to napisała w swoim rozporządzeniu pani Kruk - "naśladownictwo...".

...prześmiewcze?

- Tak, "naśladownictwo prześmiewcze". To jest język talk-show, które złożoną rzeczywistość próbują masowemu widzowi opowiedzieć w pigułce. Jestem facetem od stawiania wykrzykników, nie od robienia gruntownych analiz.

Rozumiem, że wtedy nie wiedziałeś, kim jest Magda Buczek. A gdybyś wiedział? Coś by to zmieniło?

- Dopiero po tym całym zamieszaniu dowiedziałem się, że ona ma w Telewizji Trwam o 19.30 swój show. Nie mam dekodera Telewizji Trwam, czego bardzo żałuję i obiecuję poprawę.

Stać by cię było. Kuba, ja ci wierzę, że nie wiedziałeś. Ale czy gdybyś miał tę wiedzę wcześniej, przymknąłbyś się?

- Nie. Dlatego, że ktoś, kto ma chociażby minimalną świadomość siły aparatu pojęciowego Kazimiery Szczuki i wierzy w choćby minimalną ilość normalnego, ludzkiego humanizmu we mnie, wie, że żadne z nas nie popełniłoby żartu, który atakowałby chorobę. Ta sprawa została przygnieciona przez demagogów, siewców chaosu, którym zależy na tym, żeby z tej anegdoty zrobić oręż polityczny. W Polsce odbywa się ideologiczna wojna domowa. Bo są dwie Polski. Jedna ma dekoder Trwam, a druga dekodery zdrowego rozsądku.

To nie tyle wojna domowa, to Jarosław Kaczyński, jak mówi, chce zrobić porządek. Choć ostatni porządek, jaki pamiętam, to był porządek w PRL.

- Tylko że robiąc porządek, powołuje się na Boga, Honor i Ojczyznę, te wartości bardzo często goszczą w przemówieniach i deklaracjach. Powiem szczerze jako ateista: boję się takiego Boga, boję się takiego Honoru i boję się takiej Ojczyzny. Dla mnie to są pojęcia jasne, pozytywne, nacechowane wartościami, powodują, że człowiek jest silny i dobry. To nie są pojęcia neurotyczne, podbudowane agresją i nietolerancją. Boję się wzorca narodowego patrioty, jakim jest Roman G., boję się patriotyzmu l la Jarosław Kaczyński i jego brat, boję się także pewnego sposobu myślenia o gospodarowaniu przestrzenią społeczną, jaką ma w oczach pan Dorn, dlatego że już widziałem takie oczy u polityka - nazywał się Macierewicz. Wolnej myśli nie da się wsadzić w kamasze.

Pajacujesz czy to cię przeraża rzeczywiście?

- Przeraża mnie. Bo ja uważam, że też mam prawo na swoim poziomie zajmować się tym krajem i mam prawo wyrażać swoje obawy i swoje troski, dlatego że mnie III RP bardzo dotyczy. Byłem studentem w '89 roku i ja tę III Rzeczpospolitą emocjonalnie współtworzyłem. A IV jest mi obca, to jest jakiś implant. Urodzony w najgorszym duecie - obsesji władzy i władzy obsesji.

Porozmawiajmy o tym twoim lęku, jeżeli jest prawdziwy. Boisz się, że co w skrajnej wersji może się zdarzyć?

- Ja się w ogóle nie boję o swoje losy osobiste, bo jak mawiał Ronald Reagan, ciężka praca jeszcze nikogo nie zabiła. Chociaż po co ryzykować? Moje troski sprowadzają się do pewnej wiary w to, że bez względu na to, która partia będzie miała większość, wolność słowa będzie pojęciem realizowanym w mediach. Czyli sprowadzając to do prostego faktu, że będzie można swobodnie...

...z wszystkich żartować?

- Nie tyle żartować, ile zadawać pytania i szukać w ludziach, w zjawiskach jasnych stron, szukać ich humorystycznych aspektów. Taka samoobrona poprzez śmiech, znieczulanie śmiechem.

Mówisz pięknie, a jednak czy nie za często u ciebie w programie rzecz sprowadza się do kształtnych lub niekształtnych piersi i do innych seksualnych podtekstów czy nawet nadtekstów?

- A dlaczego uważasz, że słowa "ojczyzna", "Polska", "niezależność" przeplatane kształtnym biustem czy seksualnymi skojarzeniami to błąd? Zarówno Polska, jak i biust budzą wielką namiętność. Chcę mieć kontakt z obiema tymi wartościami.

To wprowadza zamieszanie pojęciowe.

- Ale na pewno z punktu widzenia marketingu bardzo przyciąga uwagę. Wierz mi, że słowo "naród" przeplatane kształtnymi piersiami brzmi lepiej niż słowo "naród" w ustach Romana Giertycha przeplatatane inkwizycyjnym żargonem. Szukamy w takich programach, jak ja robię, suwerenności języka. Taka wolność jest dawana autorom talk-show, bo to są programy eksperymentalne na tyle, na ile osobowość prowadzącego jest w stanie wytrzymać w studiu, a publiczność jest w stanie wytrzymać przed telewizorem.

Ta wolność może być zagrożona IV Rzeczpospolitą?

- A czy nie uważasz, że kara 500 tysięcy złotych jest formą bardzo dyskretnego mobbingu finansowego, czyli...

Nie znajduję w tym nic dyskretnego.

- Dyskretnego w takim sensie, że biorąc pod uwagę majątek właściciela stacji oceniony ostatnio w "Forbesie", Krajowa Rada mogła zażądać większej sumy. To jest forma grożenia palcem, wywierania presji. Budzenia u dziennikarzy, nadawców pewnej formy autocenzury, że tak naprawdę nie opłaca się wychylać. Nadawcy komercyjni to są ludzie, którzy nie chcą mieć problemów ani politycznych, ani obyczajowych, oni chcą po prostu zarabiać na telewizji pieniądze. I może pojawić się taka sytuacja, że przestanie być opłacalne z punktu widzenia strategicznych interesów właścicieli stacji posiadanie takiego mąciwody jak ja. I tego się boję. Ktoś z tobą w Polsacie po tym wszystkim rozmawiał?

- Wiesz, co jest najpiękniejsze, dlaczego dobrze się czuję w tej stacji? Bo do mnie nikt nie zadzwonił z ekskomuniką. Oni to wzięli na siebie, przyjęli to na klatę. I to mnie jako autora programu, jako osobie, która stanowi twarz tej stacji, sprawia wielką przyjemność, dlatego że czuję się członkiem teamu. Pytasz mnie, co mnie prywatnie przeraża? Jest we mnie taka dziwna zgodność, że wcześniej czy później, kiedy ta ekipa ludzi z PiS straci swoje przywileje, straci to jakże dostojne miejsce, które okupuje, powołując się oczywiście na wybór całego narodu, a nie muszę chyba przypominać, że przy 40-procentowej frekwencji na nich głosowało niespełna trzy miliony ludzi!

Nie zapominajmy jednak, że to była największa grupa spośród tych, którym chciało się pójść na wybory. Reszta uważała, że to nie jest ich sprawa.

- Miejmy nadzieję, że po całym tym bałaganie to się zmieni. Pomyślałem sobie niedawno, że jeżeli oni stracą robotę i będą musieli powyprzedawać te swoje jacuzzi i inne dobra, to w sposób niezauważalny większość tych ludzi mogłaby przejąć bardzo intratne posady w dzienniku "Fakt", dlatego że ja widzę w nich ten sam sposób zagospodarowania polskiej frustracji, polskiej biedy, polskiej agresywności. Ten sam sposób zagospodarowania ludzkich nieszczęść. Szukania i wskazywania wroga.

To jest język, który ma trafiać.

- I trafia. Tylko problem polega na tym, że nawet jeżeli nauczyli się pewnego rodzaju marketingu wyborczego, to na poziomie marketingu politycznego, utrzymania władzy dostają same dwóje i to widać. I społeczeństwo temu się przygląda.

Ale społeczeństwo kocha premiera!

- Ale dlatego, że to jest jedyny u nich człowiek, który ma świadomość, że dowcip jest najlepszym przejawem reklamy politycznej. On się przebija przez tę masę, przez ten neurotyczny wizerunek dętych panów od polityki z minami ojca Torquemady, i zastanawia mnie, skąd ta odrębność, bo on się stał rzeczywiście jednoosobowym kabaretem Mumio, bo to, co mówi, jest tak samo absurdalne. Zastanówmy się, czy ludzie go kochają jako polityka, czy jako kolejnego pana z telewizji, który jest zabawny? Trochę jako politycznego Jasia Fasolę?

Raczej jako "innego" polityka.

- Który zarządza szmoncesami w stylu "Yes, yes, yes" czy "cieniasy". Myślisz, że on jest postrzegany jako sprawny polityk?

Jako "inny" polityk.

- On po prostu przyciąga uwagę, bo się spotka z Telewizją Trwam, potem z emerytami, potem z dziewczynami, które rodziły, a potem z dziewczynami, które 10 minut temu zaszły w ciążę, bo on się lubi spotykać. I szczególnie lubi zwoływać konferencje prasowe i opowiadać o tym! W narcyzmie medialnym konkuruje nawet ze mną.

Ale jednocześnie mówi ludziom, że "rzeczy się dzieją tam, w gabinetach moich ludzi, moich ministrów", i ludzie mu wierzą niezależnie od tego, jaka jest prawda. I twoje przekonanie o tym, że to jest kolos na glinianych nogach, które szybko się rozpadną, może być...

- Cały czas próbuję sobie przypominać strukturę społeczną elektoratu PiS i Lecha Kaczyńskiego. Wielki brat wygrał głosami ludzi starszych, z małych miasteczek, z wykształceniem podstawowym. I jeśli propaganda, jakość naszego życia publicznego, to, co się dzieje ostatnio z ministrem edukacji, wojną z T-shirtami, czyli wejście z ewidentną wojną światopoglądową do szkół, ma się odbywać na poziomie elektoratu, który ich wybrał...

Może dlatego, że rządzą w imieniu tych, którzy ich wybrali, i o tym pamiętają?

- Pamiętasz hasło, z jakim PiS szedł do wyborów?

Już nie pamiętam.

- Widzisz, a ja pamiętam, to jest najbardziej zabawne hasło, jakie ostatnio słyszałem: "Dotrzymujemy obietnic".

Ale obietnic danych tym wyborcom, którzy nas wybrali. A skoro wybrali ich...

- ...ale ci wyborcy, którzy im zaufali, dzisiaj opowiadają najkrótszy dowcip budowlany: "Trzy miliony mieszkań". I wybuchają śmiechem. A wracając do moich lęków, to ja mam taką uproszczoną wizję klasztoru o zaostrzonym rygorze, który się nazywa IV Rzeczpospolita, w którym jest obowiązek słuchania radiowęzła Radia Maryja, oglądania Telewizji Trwam, w którym wszyscy muszą czytać "Nasz Dziennik", a tych wszystkich Majewskich, Wojewódzkich, Szczuki, inicjatorów akcji "T-shirt dla wolności" czy Parady Równości, właścicieli Le Madame zamknęłoby się w takim getcie, w generalnej guberni wrogów ludu i sprzedawało na nich bilety jak na jakieś dziwolągi. Tak sobie w uproszczeniu i humorystycznie wyobrażam IV Rzeczpospolitą malowaną małymi rączkami braci. Może jest tak, że oni rzeczywiście chcą stworzyć Polskę, która się marzy ich elektoratowi, i to nie jest Polska otwarta, pluralistyczna. To jest Polska ludzi, którzy chcą dyscyplinować swoich sąsiadów, którzy ich zdaniem źle się zachowują, źle się prowadzą, to jest
Polska mentalnie prowincjonalna. Inna, niż my byśmy chcieli, ale to oni decydują.

- Czyli w imię zaspokojenia tandetnych, prowincjonalnych, zahukanych potrzeb trzech milionów przemalujemy 37 milionów ludzi?!

Skoro tacy ludzie zdecydowali o wyniku wyborczym, to może Polska powinna być taka, jakiej oni chcą?

- Zastanawiam się, czy jesteś demagogiem, czy jesteś już obłąkany?

Próbuję szukać wewnętrznej logiki postępowania władzy i tę logikę przyjmuję jako możliwą.

- Czyli wierzysz, że jeżeli na przykład sprowadzimy naszą dyskusję do jednego, podstawowego pojęcia pod tytułem "wolność słowa", "wolność wypowiedzi", to my na tego rodzaju standardy cywilizacyjne mamy się wypiąć w imię jakiejś ksenofobicznej woli mniejszości?

Nie, władza mówi nam, że mamy to zrobić w imię budowania nowego państwa.

- Jeśli to nowe państwo ma być zahukanym narodowo-katolickim zaściankiem, któremu się będzie raz na tydzień serwowało morfinę pod tytułem "Taniec z gwiazdami", a dwa razy w tygodniu "Plebanię", ze spacyfikowanymi aspiracjami wychodzenia poza prywatne sprawy, to gratuluję takiej wizji.

Może tak to się zmienia i jesteśmy u progu takiego procesu. Zdarzało się to już większym krajom.

- Czyli zmierzanie w stronę takiej neurotycznej, sfrustrowanej narodowo-katolickiej republiki bananowej. To mi przypomina dowcip o Chucku Norrisie, którego nogi nazywają się Prawo i Sprawiedliwość, a może raczej Prawie Sprawiedliwość, bo "prawie" robi wielką różnicę. To jest trochę tak, jak byśmy stanęli przed alternatywą, którą mają chłopcy z reklamy Sprite'a, że PiS to jest Sprite, a my, liberalnie myśląca część społeczeństwa, to pragnienie. Pragnienie nie ma żadnych szans. Czy tylko dlatego, że mamy skołtunione trzy miliony ludzi, radykałów, mamy zmieniać ten kraj?

Jeżeli to jest najbardziej aktywna w wyborach część społeczeństwa, to niestety będziemy musieli taką drogę przejść.

- Dojdziemy do tego, że stworzymy, Najsztubie, dwuosobowy kabaret, a potem będziemy mieć celę obok Rywina i Pęczaka. A naszą publiką będą miejscowi klawisze. Moim zdaniem reakcja powinna być prosta. Jako obywatel żądam obowiązkowych badań psychiatrycznych dla ekipy rządzącej.

I jakie choroby miałyby twoim zdaniem dyskwalifikować rządzących?

- Jeżeli ktoś siada za sterami boeinga i ma na pokładzie 366 osób, nie może być osobą podejrzliwą, neurotyczną, agresywną, nieufną, musi być człowiekiem, który umie współpracować z innymi, żeby maszynę wzbić w niebo i ją w miarę delikatnie posadzić, nie rozlewając drinków. Jeżeli ktoś zarządza państwem i według moich zaprzyjaźnionych psychiatrów ma zbiorowy zespół cech charakteryzujący paranoika - nieufność, agresywność, nieumiejętność komunikowania się z innymi ludźmi, wiarę tylko w silne, radykalne środki, niewiarę w dobro człowieka i jego wolną wolę - to się do władzy nie nadaje. Poza tym oni widzą rzeczy, których inni nie widzą, jakieś układy, czworokąty bermudzkie. Jak zaczną słyszeć głosy, to mnie to nie zdziwi. Studiowałem na przełomie epok i załapałem się na parę marksistowskich książek. To w nich rzecz sprowadza się do tego, że człowiek jest tylko śrubką, a władza ma wielki klucz i tę śrubkę albo dociska, albo luzuje. I mnie to przeraża, bo w takiej sytuacji nie chcę być komediantem, stachanowcem na
odcinku rozrywki.

I co wtedy byś zrobił?

- Mam rodzinę w Stanach, więc zostawię list pożegnalny: "Żegnaj, Polsko, normalny kraju", ale jeszcze parę lat spróbuję. Wierzę w takie pozytywne tsunami, które się już zbiera, nawet ma w sobie wielu z tych trzech milionów, którzy głosowali na obecnych mistrzów ceremonii, ci ludzie doznają olśnienia. Dużo jeżdżę po kraju, spotykam się ze studentami i nie znalazłem na żadnym spotkaniu, na które przychodzi naprawdę po dwa i pół tysiąca ludzi, nikogo, kto by podniósł rękę i powiedział: "Ja głosowałem na Kaczyńskiego". Gdzie są ci ludzie? Ten elektorat to jakiś znikający punkt. Narozrabiali i wzięli nogi za pas. Znasz kogoś takiego w kręgu swoich znajomych? Ja nie znam nikogo.

Znam.

- W co oni uwierzyli?

W istotną zmianę, w zerwanie z przeszłością. W każdym przecież jest dziecko, które wierzy, że można zamknąć oczy w jednym pokoju, a po chwili otworzyć je i zobaczyć się w kompletnie innym.

- Ale czy ta zmiana ma polegać na tym, że historycznie wydymamy generała Jaruzelskiego? To już niesmaczne, to już jest prawie bezczeszczenie zwłok. Czy to jest ta pozytywna zmiana? To mi pachnie dwoma minutami nienawiści, orwellowskimi minutami nienawiści. Wietrzenie przeszłości nie zbliża nas do standardów europejskich. Kładę to na karb twojej wrodzonej przesady.

- Wolę, żeby paru kabotynów, Stańczyków dzwoniło ostrzegawczo swymi dzwoneczkami, bo za kilka miesięcy zadzwonią do was nocą i kolbami w drzwi załomocą...

Nie boisz się, że w którymś programie znieważysz prezydenta? To już jest paragraf.

- Jeżeli na przykład żartuję, że wkrótce zabroniona będzie lektura "Stewarta Malutkiego", bo to jest obrażanie prezydenta, albo mówię "czy te rączki mogą kłamać" po orędziu prezydenta, to czy to jest już obraza?

Nie wiem, to urzędnicy zdecydują.

- Uważam, że cudownym orderem chwały, porównywalnym do Virtuti Militari, byłoby zostać wyrzuconym w tych czasach za poglądy. Bycie ukaranym, bycie wpisanym na czarną listę poczytywałbym sobie za zaszczyt.

Widzę, że masz silną potrzebę bycia męczennikiem.

- O, Rzeczpospolita lubi męczenników.

Ale to ta Rzeczpospolita, której ty nie lubisz, ta jej część.

- I na którą powołuje się czasami pan ojciec R., serfując demagogicznie po falach ewangelii, po miłości bliźniego, a generalnie wymierzając jeden wielki policzek wartościom wiary takiej, jaką ja bym chciał widzieć w tym kraju.

Próbujesz zapraszać do programu tych, których nie lubisz albo się ich boisz?

- Oczywiście.

Nie chcą przychodzić?

- Nie chcą. Nigdy nie myślałem, że będę tęsknił za Danutą Waniek, nigdy nie myślałem, że będę tęsknił, za facetem, który w pewien sposób wziął kiedyś udział w "tańcu z gwiazdami" w Charkowie, czyli za Aleksandrem Kwaśniewskim. Nigdy nie przypuszczałem, że będę tęsknił za ludźmi z tamtego rozdania.

A tęsknisz?

- Chyba tęsknię, bo jeśli oni ciągnęli tę wajchę z normalnością w swoją stronę, a ci próbują w swoją, to przy tych ostatnich szansa na normalność jest znikoma. Moją religią jest zdrowy rozsądek. Moją wartością bazową, której szukam w ludziach, jest poczucie humoru, bo ono jest dzieckiem inteligencji. Jestem człowiekiem bardzo głęboko wierzącym w intelekt, w wiedzę, w umysł człowieka. I ja na lewo i prawo widzę obrażanie moich uczuć religijnych. I obrażają moje uczucia religijne także ludzie władzy.

Gdybym mógł cię tylko poprawić, że jako ateista nie masz uczuć religijnych, tylko masz co najwyżej poczucie zdrowego rozsądku i ono jest obrażane.

- Nie, moją religią jest wiara w intelekt, w zdrowy rozsądek, w umiejętność zdystansowania się. Wierzę w zdanie, które kiedyś powiedział Henry Kissinger: "Polityk, który idzie na wojnę z mediami, ma prawo napisać na swej wizytówce jedno słowo: idiota".

Bądź konsekwentnym ateistą, ateista nie ma uczuć religijnych, ty masz poczucie zdrowego rozsądku.

- Jeżeli religia jest świadomym i dobrowolnym wyborem miłości, pewnych dogmatów, to ja wybrałem tak: wiarę w miłość człowieka do bycia rozsądnym, w intelekt. I tu jestem obrażany. W niektórych przypadkach, jak w reklamie Heyah, jestem ładowany podwójnie. Myślisz, że za takie porównanie pójdę do paki?

rozmawiał Piotr Najsztub
Warszawa, 1 kwietnia 2006 r.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)