Zmarł na COVID-19. W szpitalu zaginął telefon z nagraniem dla rodziny
Rodzina ofiary epidemii COVID-19 ujawnia nowe kontrowersje wokół szpitala w Zgierzu. Po śmierci pacjenta ktoś zabrał należący do niego telefon. Były na nim zdjęcia z ostatnich dni jego życia oraz prawdopodobnie nagranie pożegnania z rodziną.
"Jacusiu, wytrzymaj ten COVID. Walcz. Jeśli mnie słyszysz, kocham cię. Czekam w domu. Nie poddawaj się!" - pani Mariola, żona Jacentego Aleksiejewicza nagrywała na jego pocztę głosową dziesiątki podobnych wiadomości. Miały dodać mu otuchy w walce z chorobą. 54-letni mężczyzna był zakażony koronawirusem i dodatkowo miał raka.
Prawdopodobnie odsłuchiwał wiadomości, kiedy jego stan poprawiał się, wysyłał swoje zdjęcia ze szpitalnego łóżka. Spodziewał się śmierci ze względu na dodatkowe ryzyko powikłań COVID i postępującej choroby współistniejącej. Miał nagrać pożegnalne słowa skierowane do rodziny.
Nie dotarły one do wdowy, bo po śmierci pacjenta przepadł należący do niego telefon.
COVID-19. Zaginęły zdjęcia z ostatnich chwil życia
- Myślałam, że oszaleję z rozpaczy. 18 listopada szpital powiadomił mnie telefonicznie o śmierci męża. Dzień później z telefonu męża ktoś zadzwonił na mój numer. Jakaś kobieta powiedziała, że znalazła ten telefon w szpitalu. Spytała, do kogo należy i rozłączyła się - relacjonuje wdowa.
- W pierwszych godzinach łudziłam się, że mąż nadal żyje. Może doszło do pomyłki? Wydzwaniałam do szpitala. Zbywano mnie. Wreszcie trafiłam na lekarza, który zapewnił mnie, że osobiście zamykał ciało męża w worku. Telefonu nie było jednak wśród rzeczy osobistych męża pozostawionych w szpitalnym depozycie - dodaje.
Podkreśla, że telefon zawierał ostatnie nagrania i zdjęcia męża z sali szpitalnej. - To dla mnie najcenniejsza pamiątka. Nie wiem, co się działo z mężem, przez ostatnie dni choroby. Wiem tylko, że musiał bardzo cierpieć. W ostatnich rozmowach majaczył, że boi się ludzi w kombinezonach - mówi dalej pani Mariola.
Twierdzi, że szpital już nie interesuje się sprawą zaginionego telefonu. Pracownicy, z którymi rozmawiała, tłumaczyli jej, że są na pierwszej linii walki z epidemią i nie mają czasu na takie sprawy.
- Mężowi należał się elementarny szacunek. Był społecznikiem, pomagał seniorom w zakupach, rozwieszał w Łodzi plakaty ostrzegające przed koronawirusem. Przed laty był odznaczony za odwagę podczas akcji ratunkowej przy pożarze domu sąsiadów. Umarł i zapakowali go do worka i koniec - płacze wdowa.
ZOBACZ TAKŻE: Rosja wnioskuje do Polski ws. katastrofy smoleńskiej. Reakcja Barbary Nowackiej
Koronawirus. Kontrowersje wokół szpitala w Zgierzu
Z prośbą o wyjaśnienie incydentu zwróciliśmy się do dyrekcji Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Zgierzu. Do czasu publikacji nie otrzymaliśmy jednak komentarza. Za to pracownik szpitala skontaktował się wdową. Przekazał jej, że jedyne, co udało się odnaleźć, to 50 zł w bilonie, termometr oraz dowód osobisty. Telefon zmarłego przepadł i omyłkowo mógł być przekazany rodzinie innego zmarłego.
Dodajmy, że to kolejne kontrowersje wokół szpitala w Zgierzu. 22 listopada detektyw Łukasz Kucharski opublikował zdjęcia dokumentujące brak opieki nad pacjentami z COVID-19. Obnażona pacjentka leżała na podłodze szpitalnej izby. Szpital zadeklarował, że wyjaśni incydent.
W mediach społecznościowych sprawę braku opieki poruszyli pacjenci szpitala. Według ich relacji, ze względu na brak personelu chorzy są pozostawiani sami na wiele godzin.