Koronawirus. Detektywi ruszają do szpitali covidowych. Seria zgłoszeń od rodzin
Detektyw Łukasz Kucharski, który opublikował zdjęcia dokumentujące pozostawionych bez opieki pacjentów szpitala w Zgierzu, złoży doniesienie do prokuratury. - Córka pacjentki już rozpoznała na zdjęciach swoją matkę. Jesteśmy zszokowani tą sytuacją - mówi Wirtualnej Polsce Łukasz Kucharski.
23.11.2020 | aktual.: 02.03.2022 13:34
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W niedzielę Łukasz Kucharski opublikował zdjęcia półnagiej pacjentki leżącej na podłodze szpitalnej sali. Kobieta była ubrudzona zawartością pampersa. Sprawa ewentualnych zaniedbań w opiece nad pacjentami jest wyjaśniana przez Wojewódzki Szpital Specjalistyczny w Zgierzu. Opublikował on oświadczenie, z którego wynika, że zdjęcia są autentyczne.
"Zdjęcie zostało wykonane na styku zmian personelu pielęgniarskiego, co trwa maksymalnie 15 minut. Pacjentka po wejściu na strefę personelu pielęgniarskiego przed godziną 8.00 miała wykonane wszystkie czynności pielęgnacyjne. (...) Jest nam niezmiernie przykro z powodu zaistniałej sytuacji, ponieważ personel szpitala kieruje się niezwykłą empatią oraz chęcią pomocy. Zapewniamy, że sprawa zostanie wnikliwie sprawdzona" - czytamy w oświadczeniu szpitala.
Koronawirus. Rodziny pacjentów zatrudniają detektywów
Detektyw Kucharski przyznaje, że rodzina pacjentki z COVID-19 poprosiła go o ustalenie, co dzieje się z ich krewną. Trafiła ona do szpitala w Zgierzu, a przestała odbierać telefon. Ponieważ w "szpitalach covidowych" nie ma odwiedzin, takich próśb detektywi zaczynają otrzymywać coraz więcej.
Jak się okazuje telefon komórkowy, który zabiera ze sobą pacjent jadący do szpitala zakaźnego to jedyne połączenie ze światem zewnętrznym. Nie odbieranie połączeń od babci, dziadka, rodziców będących seniorami, wpędza rodziny w rozpacz.
- Mieliśmy już kilkanaście zgłoszeń od rodzin, które nie mają żadnych informacji o stanie zdrowia swoich krewnych umieszczonych w szpitalach. Kiedy pacjent trafia pod respirator, rodzina traci kontakt i nie wie, co dzieje się dalej. Jest jeszcze gorzej, kiedy pacjent umrze i nikt nie potrafi wyjaśnić, jak to się stało - mówi WP detektyw Dariusz Korganowski.
Podkreśla, że jest zaskoczony liczbą podobnych spraw, które prawdopodobnie świadczą o chaosie w służbie zdrowia. - Nigdy nie przypuszczałem, że detektywi i prawnicy będą angażowani do wyjaśniania losów osób, które trafiły do publicznych szpitali - dodaje Korganowski.
Na zlecenie rodziny z Francji wyjaśnia okoliczności śmierci seniorki z woj. łódzkiego. Jej rodzinę zaalarmował brak kontaktu z babcią. Jak się okazało, kobieta w ciężkim stanie trafiła do szpitala i zmarła. Poza krótką informacją, że zgon nastąpił w związku z COVID-19, a ciało czeka na odbiór z kostnicy, nikt nie potrafi wyjaśnić okoliczności rodzinnej tragedii.
Koronawirus. Niewyjaśnione błędy w szpitalach i sanepidzie
Biuro detektywa powiadomił też ojciec nastolatka, który trafił do szpitala ze złamaną nogą. Po opatrzeniu opuścił szpital już jako pacjent zakażony koronawirusem. Według rodziców chłopakowi nikt nie zrobił testu na COVID-19.
- Na razie mamy relacje świadków, ale sprawdzamy dokumentację medyczną. Może to być pierwszy udokumentowany przypadek dopisania COVID-u do karty pacjenta, po to, aby szpital uzyskał wyższe świadczenie z NFZ za leczenie osoby zakażonej - komentuje detektyw Korganowski.
- Staraliśmy się też pomóc pani, którą sanepid powiadomił telefonicznie o kwarantannie po kontakcie z osobą zakażoną koronawirusem. Potwierdziliśmy, że był to telefon z sanepidu, a nie od oszustów. Doszło do pomyłki służb, gdyż jako osobę chorą wskazano męża, który nie żyje od siedmiu lat. Nikt tego nie chciał wyjaśnić - dodał detektyw.