PublicystykaKto nam zwróci patriotyzm?

Kto nam zwróci patriotyzm?

Fajerwerki, barbecue i parady, na których tańczą cheerleaderki i grają szkolne orkiestry, a dzieci przebierają się za hot dogi czy Statuę Wolności - tak święto niepodległości obchodzi się za oceanem. Ale to głupie i prymitywne. My potrafimy świętować lepiej: krwią na twarzy fotoreportera i płonącym mieszkaniem naukowca zafascynowanego Witkacym - pisze w felietonie dla WP Opinie Sebastian Łupak.

Race, których prawdopodobnie użyto do podpalenia mieszkania w trakcie marszu, to od lat nieoficjalny symbol obchodów Narodowego Święta Niepodległości
Race, których prawdopodobnie użyto do podpalenia mieszkania w trakcie marszu, to od lat nieoficjalny symbol obchodów Narodowego Święta Niepodległości
Źródło zdjęć: © PAP

Jak najlepiej opisać piękne polskie święto niepodległości 11 listopada? Może imionami i nazwiskami poszkodowanych?

Zacznę najbliżej. Nasz reporter Klaudiusz Michalec dostał w czasie pracy tuż nad okiem racą rzuconą przez narodowców. Ma guza. Operator kamery WP, Aleksander Biernacki, dostał z kolei pięścią w twarz od polskiego patrioty, gdy relacjonował dla Was na żywo Marsz Niepodległości.

Obaj byli w pracy, obaj wrócili pobici z marszu prawdziwych polskich patriotów.

Wieloletni fotoreporter "Tygodnika Solidarność" Tomasz Gutry został postrzelony z policyjnej broni.

Spłonęło też częściowo mieszkanie Stefana Okołowicza, wybitnego znawcy twórczości pisarza i malarza Stanisława Ignacego Witkiewicza. A w mieszkaniu - dzięki szybkiej interwencji straży pożarnej - zniszczenia uniknęły reprodukcje i banery związane z wystawami jego prac. Lokum zostało podpalone przez narodowców, którzy wrzucili przez okno racę.

Zamieszki podczas Marszu Niepodległości w Warszawie. Zobacz, co się działo:

Renata Kim, dziennikarka "Newsweeka", ma poparzoną rękę, bo ocierała twarz Azjacie, przechodniowi, który został polany jakąś dziwną cieczą.

Moglibyśmy dodać tu jeszcze imiona rannych w zajściach policjantów. Ich imion nikt jednak nie podaje, bo to w końcu część ich pracy, prawda?

A może święto niepodległości opiszemy marszowymi rekwizytami i gadżetami? A proszę: pałki, race, gaz łzawiący, kamienie, butelki.

A może opiszmy święto niepodległości słowami? "Bóg, Honor, Ojczyzna" obok "Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę...", no i "zawsze i wszędzie policja je..ana będzie".

Polskie, patriotyczne rymowanki...

Przypomnę, że w historii Marszów Niepodległości mieliśmy już pobicie, opluwanie, lżenie i kopanie grupy 14 kobiet; spalenie wozu transmisyjnego TVN24; atak na squat; podpalenie budki na terenie Ambasady Rosji. Do tego coroczne zadymy i starcia z policją. Polscy patrioci zapraszali ostatnio na marsz neofaszystów z Włoch, wznosili antysemickie i ksenofobiczne hasła, krzyczeli o białej sile, palili flagi UE oraz tęczowe, ruchu LGBT.

Być może jest tak, że sposób w jaki świętujemy niepodległość świadczy o nas jako o zbiorowości? Może Amerykanie i Australijczycy są prymitywni, bo swoje Independence Day (czy Australia Day na antypodach) świętują płytko: fajerwerkami, barbecue i paradami, na których tańczą cheerleaderki i grają szkolne orkiestry, a dzieci przebierają się za hot dogi czy Statuę Wolności.

To jest głupie, płytkie i prymitywne, prawda? My potrafimy świętować lepiej: krwią na twarzy fotoreportera i płonącym mieszkaniem naukowca zafascynowanego Witkacym.

Jak zwykle pojawiły się głosy, że to tylko wybryki, odosobnione przypadki, a narodowców tradycyjnie prowokowali lewacy. Obawiam się jednak, że żadnych lewaków tym razem w zapalnych miejscach nie było. Nic nam tak dobrze nie wychodzi, jak wymówki i zwalanie winy za nasze przewinienia na innych.

Jestem gotów uwierzyć tym matkom patriotkom, które idą w tych marszach z dziećmi, gdzieś z tyłu, śpiewając "Rotę" i machając biało-czerwoną flagą. Zapewne wierzą w rodzinę, kościół i tradycyjne wartości. Specjalnie jadą na ten marsz do Warszawy. Mają prawo do demonstrowania swoich przekonań w sposób pokojowy. Niepodległość to także wolność słowa i zgromadzeń.

Ale coraz ciężej mi uwierzyć, że marsz to tak naprawdę łagodne kobiety z dziećmi w wózkach, gdy kolejne osoby zalewają się krwią, a w ruch idą pięści i ciężkie buty chuliganów. Gdy widzę, jak mój redakcyjny kolega wraca z tego rzekomego pięknego, patriotycznego, wzniosłego święta z rozbitym nosem, zaczynam się poważnie zastanawiać, czy marsz w takiej formie ma rację bytu.

Patriotyzm w wersji soft, czyli orzeł z białej czekolady, słynny pomysł Bronisława Komorowskiego, dawno przegrał. Wygrała wersja patriotyzmu w wersji hard: zaciśnięta pięść z różańcem. Tylko co zrobić z tymi wszystkimi, którzy jednak nie chcą się bić? Jak my mamy świętować? Kto nam zwróci patriotyzm?

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)