Kto na Wawel? Spór o miejsce pochówku trwa
Pogrzeb Marii i Lecha Kaczyńskich na Wawelu dzieli polskie społeczeństwo podobnie jak pochówek marszałka Józefa Piłsudskiego, w którego krypcie ma spocząć Para Prezydencka.
14.04.2010 | aktual.: 29.04.2010 23:17
Zobacz galerię: Spoczną na Wawelu
Zobacz Galerię: Oni przyjadą na pogrzeb
Zaledwie trzy dni po tragicznej śmierci Lecha i Marii Kaczyńskich w katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem kardynał Stanisław Dziwisz ogłosił zaskakującą decyzję - Prezydencka Para zostanie pochowana na Wawelu. Tego samego dnia pod Kurią Krakowską protestowało kilkaset osób, a opinie sprzeciwu wyrażali też internauci (m.in. na portalu Wirtualna Polska). Kardynał Dziwisz namawia, by w związku z żałobą narodową przyjąć to postanowienie do wiadomości, tak by nie było źródłem podziałów społecznych. Jednak trudno się z nim zgodzić, gdyż podziały właśnie się tworzą, a solidarne przeżywanie tragedii, które zjednoczyło wszystkich Polaków, nie może ich połączyć wobec decyzji o pochówku Pary Prezydenckiej na Wawelu.
Czy prezydentura powinna być oceniana po tym, jak prezydent urząd sprawował, czy po tym jak zginął? Co z ciałem Prezydenta Kaczorowskiego? Co z pochówkiem przyszłych prezydentów? Czy dla nich też znajdzie się miejsce w katedrze wawelskiej? Czy nie jest to decyzja podjęta pod wpływem emocji? Czy tragiczna śmierć tej wyjątkowej Prezydenckiej Pary ma być głównym argumentem przy wyborze miejsca pochówku?
Podobny konflikt, który podzielił opinię publiczną w Polsce i za granicą miał miejsce w latach 30. XX wieku po pogrzebie marszałka Józefa Piłsudskiego. Echa konfliktu dotarły nawet do Mieczysława Lepeckiego, adiutanta Marszałka, przebywającego wówczas na Madagaskarze.
Cofnijmy się jednak na chwilę jeszcze kilka lat wcześniej. W czerwcu 1927 roku w katedrze wawelskiej, obok Adama Mickiewicza, spoczęły prochy Juliusza Słowackiego. Poetę przy dźwiękach dzwonu Zygmunta pożegnał marszałek Piłsudski, a nabożeństwo żałobne odprawił arcybiskup Adam Stefan Sapieha. Metropolita krakowski postawił jednak wówczas warunek, że będzie to ostatni pochówek w grobach królewskich, a premier Piłsudski wyraził na to pisemną zgodę.
Kiedy jednak 12 maja 1935 roku Marszałek zmarł, podobnie jak teraz, tak i wtedy podjęto natychmiastową decyzję w sprawie jego pochówku na Wawelu. Dzień po śmierci Piłsudskiego w „Ilustrowanym Kurierze Codziennym” ukazała się informacja: „W związku z pogrzebem Marszałka Piłsudskiego wyłoniła się koncepcja, ażeby zwłoki Marszałka spoczęły na Wawelu, a serce w Wilnie. Koncepcja ta spotkała się z powszechnym uznaniem”. Arcybiskup Sapieha był niechętny temu pomysłowi, ale ostatecznie się zgodził. We wspomnieniach „Dlaczego zgodziłem się wprowadzić do katedry na Wawelu Marszałka Piłsudskiego” wyjaśniał: „(…) gen. Wieniawa-Długoszowski zostaje wysłany przez Prezydenta i Rząd do mnie, bym pozwolił pochować M. Piłsudskiego na Wawelu. Kardynał na moje zapytanie odpowiedział mi, że radzi mi dozwolić. (…) Zapewne i osobiście nie jedną miałem wątpliwość, gdyż wiele rzeczy w postępowaniu jego było niewłaściwem, nie odpowiadało temu tak wielkiemu odznaczeniu, zasługiwało na ostra krytykę. (…) A jednak zdawałem sobie już
przed widzeniem się z Długoszowskim sprawę, że zachodzi prawie konieczność ustąpienia i zgody na tę prośbę”. Podobne argumenty sprzeciwu, które 80 lat temu wygłaszał arcybiskup, słyszy się i teraz, nie tylko ze strony autorytetów, ale i zwykłych obywateli. Przebieg i temperatura tamtego konfliktu przypomina ten, który właśnie toczy się w mediach. Głos dzisiaj zabrał nawet Andrzej Wajda, który w liście otwartym wraz z żoną Krystyną Zachwatowicz nawołuje do porzucenia pomysłu pochowania pary prezydenckiej na Wawelu.
18 maja 1935 roku ciało Piłsudskiego zostaje przewiezione z Warszawy do Krakowa – ulicami miasta rozciągnięty na kilkanaście kilometrów podąża wielotysięczny kondukt. Szklaną trumnę z ciałem Marszałka złożono czasowo w krypcie św. Leonarda obok sarkofagów Tadeusza Kościuszki oraz księcia Józefa Poniatowskiego. Docelowo trumna miała się znaleźć w krypcie pod Wieżą Srebrnych Dzwonów. W 1937 roku, kiedy prace nad kryptą zostały ukończone, arcybiskup napisał list do gen. Wieniawy-Długoszowskiego (przewodniczącego Naczelnego Komitetu Uczczenia Pamięci Marszałka Józefa Piłsudskiego), że ciało Marszałka zostanie przeniesione. W odpowiedzi otrzymał prośbę, aby trumnę pozostawić w krypcie św. Leonarda. Sapieha nie zgodził się i trumna z ciałem znalazła się w nowej krypcie. Sprzeciw arcybiskupa ściągnął na niego falę ataków.
W Krakowie protestowano pod Wawelem, wybito nawet szyby w oknach pałacu arcybiskupiego. W Warszawie przeciwnicy metropolity zebrali się na pl. Piłsudskiego. Senator Śliwiński zarzucał arcybiskupowi, że: „upojony swą warcholską pychą nie zdaje sobie sprawy z tego, że podkopuje się Rzeczypospolitej dzieło”, że „znieważył majestat Rzeczypospolitej i obraził naszą największą świętość narodową, pamięć Wielkiego Marszałka”. Na transparentach widniały hasła o wyłączeniu grobów wawelskich spod jurysdykcji kościelnej, oddanie Wawelu we władanie władz państwowych czy pozbawienia metropolity wszelkich odznaczeń honorowych oraz obywatelstwa polskiego.
„Gazeta Polska” w rubryce zatytułowanej „Protesty społeczeństwa polskiego przeciw zarządzeniu metropolity Sapiehy” informowała o manifestacjach. W bezpardonowy i brutalny sposób zaatakował Sapiehę prezes Polskiej Akademii Literatury Wacław Sieroszewski, który na nadzwyczajnym posiedzeniu domagał się dla arcybiskupa sądu i więzienia. Teatralny gest uczynił premier Sławoj-Składkowski podając się do dymisji (która oczywiście nie została przyjęta). Oznajmił, że nie może dalej pełnić swojej funkcji, ponieważ nie potrafił zapobiec niewykonaniu przez polskiego obywatela [Sapiehę] woli prezydenta. Arcybiskup też miał swoich zwolenników. Ci wysyłali listy do kurii i redakcji „Głosu Narodu”.
Po kilku miesiącach i trzech listach posłanych przez arcybiskupa Sapiehę do prezydenta Mościckiego sprawa została zakończona, a ciało Marszałka pozostało w krypcie pod Wieżą Srebrnych Dzwonów. Jednak echa „konfliktu wawelskiego” ciągnęły się wiele lat.
Tak też może być i teraz. Odwiedzając grób Marii i Lecha Kaczyńskich w katedrze wawelskiej, będziemy mieć w pamięci nie tylko tragiczną śmierć 96 pasażerów Tu-154 pod Smoleńskiem, ale także – zupełnie niepotrzebnie – medialny spór, jaki wywołała decyzja o pochówku pary prezydenckiej na Wawelu.
Marta Tychmanowicz