Ksiądz oskarża biskupa o przestępstwo. Sprawa trafia do Zbigniewa Ziobry
Ksiądz w piśmie do Zbigniewa Ziobry oskarżył swojego biskupa o popełnienie przestępstwa. Sprawę do maja ma rozpoznać prokuratura. Według kapłana duchowni, którzy ulegali wypadkom, są pozostawiani przez Kościół bez pomocy.
Ksiądz Krzysztof w 2016 roku został wysłany przez swojego proboszcza po dokumenty do kurii w Łowiczu (woj. łódzkie). Po drodze miał wypadek samochodowy. Konieczna była rehabilitacja. By dostać odszkodowanie z ZUS-u kapłan musiał dostarczyć tzw. kartę wypadku podpisaną przez pracodawcę. I tu zaczęły się schody.
Biskup odmówił podpisania dokumentu argumentując, że nie jest pracodawcą księdza. Zgodnie z kodeksem karnym nie wydanie dokumentu przez pracodawcę jest przestępstwem. Prokuratura jednak umorzyła sprawę, a sąd utrzymał tę decyzję przyznając, że trudno wskazać osobę, która jest szefem kapłana i popełniła przestępstwo. W sprawie, którą jako pierwsza opisała „Gazeta Wyborcza”, zapadła cisza.
Duchowny jednak nie odpuścił. Od czerwca 2017 r. napisał kilka pism do ministra sprawiedliwości i dzwonił do resortu, w którym go długo zwodzono. W marcu Jan Kanthak, szef gabinetu politycznego Zbigniewa Ziobry przekazał nakazał prokuraturze, by zajęła się sprawą, a na jej rozpoznanie dał czas do 10 maja.
Kanthak pytany przez Wirtualną Polskę o pismo podkreślił, że wszystkie sprawy, które trafiają do Ziobry jako prokuratora generalnego są przekazywane do rozpoznania prokuraturze krajowej.
Ksiądz Krzysztof wyjaśnia w rozmowie z nami, że zwrócił się do resortu, bo biskup odmawiając w 2014 r. wydania dokumentów dla ZUS złamał art. 221 kodeksu karnego, który nakazuje pracodawcy zawiadomienie właściwego organu o wypadku pracownika.
- Spotkałem się z szantażem. Otrzymałem od arcybiskupa Andrzeja Dziuby (biskupa łowickiego - przyp. WP) polecenie ukrycia przed organami państwowymi faktu, że zostałem ranny, że złamano prawo i nakazał mi się leczyć z prywatnych pieniędzy lub z kredytu – mówi kapłan.
Zobacz także: Szydło "wkurzyła" wyborców PiS. Lisicki komentuje
Dodaje, że problem dotyczy wszystkich duchownych, bo co do zasady płacą oni składki ZUS, ale jeśli ulegną wypadkowi i nie mają umowy o pracę np. w kurii, czy zakonie, to nie mają szans na odszkodowanie. Biskupi – jak tłumaczy – nie zgadzają się na zgłaszanie wypadków do ZUS, łamiąc w ten sposób przepisy kodeksu karnego.
- Po moim wypadku były kolejne. Nawet od biskupa usłyszałem, że jeden ksiądz był potrącony przez samochód, mięso z nóg mu odstawało i nie mówił o ubezpieczeniu. Zacząłem pytać w innych diecezjach, pisać do sióstr zakonnych i księży. Okazało się, że tak jest w całej Polsce - przekonuje duchowny.
Kapłan napisał petycję do prezydenta, w której postuluje wprowadzenie zmian w kodeksie karnym. Według jego propozycji powinno być wprost zapisane, że za zgłoszenie wypadków duchownych odpowiada biskup, albo przełożony zakonny.
O odniesienie się do zarzutów formułowanych przez księdza Krzysztofa poprosiliśmy ks. Piotra Karpińskiego, rzecznika diecezji łowickiej. - Diecezja na razie nie komentuje sprawy - powiedział.
Odnieść się do niej nie chciał rzecznik Konferencji Episkopatu Polski ks. Paweł Rytel-Andrianik. Wyjaśnił, że ksiądz zajmujący się tematyką ubezpieczeń duchownych będzie mógł rozmawiać po Świętach Wielkanocnych.