Kryzys w amerykańskim Kościele
Kościół katolicki w USA od ponad 2 miesięcy boryka się z masowymi oskarżeniami księży o molestowanie seksualne. W komentarzach coraz częściej mówi się o jego "kryzysie", a liberalne środowiska katolickie naciskają na szybkie przeprowadzenie głębokich reform.
Zarzuty popełnienia przestępstw seksualnych dotyczą niemal wyłącznie szeregowych kapłanów; wysunięto je przeciwko prawie 2 tys. księży. Część z nich zawieszono lub wykluczono ze stanu kapłańskiego. Niektórzy stają przed sądem.
W Palm Beach na Florydzie miejscowy biskup Anthony O'Connell podał się do dymisji, kiedy jeden z jego byłych wychowanków Christopher Dixon ujawnił, że ponad 20 lat temu był przez niego molestowany.
Poprzednik O'Connella na tym samym stanowisku ustąpił pod naciskiem podobnych oskarżeń. W innych diecezjach hierarchom zarzuca się, że nie reagowali właściwie na doniesienia o gwałtach i molestowaniu przez podległych im księży.
W Bostonie miejscowy ksiądz John Geoghan wykorzystał seksualnie około 130 młodych chłopców. Niektórych zgwałcił. W lutym skazano go na 10 lat więzienia. Arcybiskup Bostonu, kardynał Bernard Law, wiedział o postępowaniu księdza od ponad 20 lat, ale skargi na księdza załatwiał w drodze tajnych układów z ofiarami, wypłacając im pokaźne sumy. Geoghan był tylko przenoszony z parafii do parafii, ale nadal bezkarnie wykorzystywał chłopców.
Obecnie amerykańscy biskupi obiecują wszędzie współpracę z organami ścigania w sprawach księży-pedofili oraz ogłaszają informacje o pozbawianiu winnych posługi kapłańskiej. (miz)