Królowa zdradza Polakom tajemnicę szczęścia
Za siedmioma górami, za siedmioma lasami istnieje małe królestwo, w którym wszyscy są szczęśliwi... Bajka? Nie, Bhutan. Za dzień spędzony w tej bajce turysta musi zapłacić 200 dolarów. Królowa tego tajemniczego himalajskiego państwa, Ashi Dorji Wangmo Wangchuck, gości właśnie w Polsce.
25.05.2011 | aktual.: 10.07.2012 21:40
Bajkę o położonym między Chinami a Indiami Bhutanie można ciągnąć dalej: każdy obywatel państwa, zwanego Królestwem Grzmiącego Smoka, ma własną ziemię. Mieszkańcy spędzają czas wolny na beztroskich kąpielach w gorących źródłach i strzelaniu z łuku. Strzelnice są w każdej wsi i to właśnie drogie, importowane łuki są symbolem statusu. Łuczników podczas wiejskich rozgrywek zagrzewają do rywalizacji czirliderki. Taki obraz azjatyckiego kraju wyłania się z książki królowej "Skarby Królestwa Grzmiącego Smoka - Tajemnice Bhutanu", która ukazała się w Polsce.
Jej Wysokość, nosząca obecnie tytuł Królowej Matki, to jedna z czterech sióstr, które zostały żonami czwartego króla Bhutanu. Mąż monarchini abdykował w 2006 r. i przekazał władzę swojemu najstarszemu synowi. 31-letni król Jigme Khesar Namgyel Wangchuck znalazł się kilka dni temu na ustach całego świata, kiedy ogłosił, że zaręczył się z Jetsun Pema, 20-latką "z ludu". Ślub planowany jest na październik 2011 r., a zachodnie media ochrzciły go już mianem kolejnego ślubu stulecia.
Monarchowie Bhutanu podkreślają, że postęp i rozwój kraju nie może być mierzony produktem krajowym brutto. Ich zdaniem ważniejszy jest poziom szczęścia narodowego brutto.
Są powody do radości
"Mówiąc w uproszczeniu, koncepcja szczęścia narodowego brutto opiera się na przekonaniu, że sam materialny dostatek nie daje szczęścia i nie zapewnia ludności szczęścia i dobrobytu" - wyjaśnia królowa w książce "Skarby Królestwa Grzmiącego Smoka".
Zgodnie z tą teorią wzrost ekonomiczny i modernizacja nie powinny się odbywać kosztem jakości życia i tradycyjnych wartości.
Skąd się bierze szczęście Bhutańczyków? Przebywająca w Polsce królowa Ashi Dorji Wangmo Wangchuck, pierwsza żona czwartego króla Bhutanu, wyjaśniła, że najważniejszy jest "sprawiedliwy rozwój społeczno-ekonomiczny" wszystkich regionów i grup społecznych. Szczęście ludności daje także zachowanie wyjątkowego dziedzictwa kulturowego Bhutanu, zapewnienie dobrych rządów oraz zachowanie i ochrona nieskażonego środowiska.
Szacunek dla wyjątkowej himalajskiej przyrody w Bhutanie (chroniony nawet specjalną ustawą, zgodnie z którą lasy muszą stanowić co najmniej 60% powierzchni państwa) przekłada się na całkiem realne zyski. Nie są to jedynie przychody z turystyki. Bhutan zręcznie wykorzystuje swoje położenie w górach poprzecinanych rzekami - głównym źródłem dochodu królestwa jest eksport do Indii energii elektrycznej, pozyskiwanej w elektrowniach wodnych.
Sam prąd jednak daje szczęście niewielu Bhutańczykom. Pierwsza telewizja w kraju - państwowa - pojawiła się dopiero w 1999 r. Telewizory wciąż jednak nie są w Bhutanie popularne. Pierwsze radio - także państwowe - zaczęło nadawać w 1974 r. Dopiero od 2003 r. w himalajskim królestwie można porozmawiać przez telefon komórkowy.
Samochód też musi się najeść
Bhutańczycy mogą się cieszyć ze zdobyczy materialnych ostatnich lat. Każdy chłop - a rolnictwem trudni się tam ponad 60% populacji - ma własny kawałek ziemi. Wciąż żywe są wspomnienia niewolnictwa, zniesionego dopiero w 1958 r. Królowie powoli wprowadzają elementy demokracji. Pierwszym - ale jakże ważnym - była możliwość abdykacji króla w sytuacji, gdyby Zgromadzenie Narodowe wyraziło wobec niego wotum nieufności.
W kilku ostatnich dziesięcioleciach Bhutańczycy doświadczyli wyjątkowych zmian. Do lat 60. XX w. Bhutan był niemal odcięty od reszty świata. Dopiero pół wieku temu, dzięki budowie dróg, himalajskie państwo stało się bardziej dostępne. Królowa podkreśla jednak, że nawet bez dróg transport nie był wcale trudny - przy użyciu mułów i koni można było się przemieszczać krętymi, górskimi ścieżkami.
Królowa w swojej książce opisuje przygodę z dzieciństwa, którą Europejczycy mogą uznać za wręcz niesamowitą. Kiedy w wiosce przyszłej żony króla w latach 60. pojawił się pierwszy samochód, mieszkańcy miejscowości byli przekonani, że pojazd jest wielkim zwierzęciem i... przynieśli mu paszę dla bydła. Dzisiaj już widok samochodu nie dziwi mieszkańców Królestwa Smoka.
Poznaj najpiękniejsze miejsca w Polsce! Opinie o Bhutanie wciąż są jednak mocno podzielone. Jedni uważają królestwo za raj na ziemi, inni z kolei forsują pogląd, że państwo jest zacofane i żyje w mrokach średniowiecza. Dość wspomnieć, że mieszkańcy Bhutanu mają nakaz noszenia tradycyjnych strojów w miejscach publicznych. Nie jest trudno także dostrzec podobieństwa między hierarchią społeczeństwa bhutańskiego a feudalnym ustrojem średniowiecznej Europy.
Pytana o to, skąd wiadomo, że mieszkańcy Bhutanu są szczęśliwi, królowa odpowiada, że świadczy o tym średnia długość życia. Jeszcze w 1985 r. Bhutańczycy żyli średnio 47 lat. Dzisiaj jest to już 66 lat. Również polityka chronienia przyrody przynosi wymierne efekty - Bhutan wymieniany jest wśród dziesięciu obszarów o największej różnorodności biologicznej na świecie.
Marcin Mędrzecki z nowo powstałego Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Bhutańskiej przekonuje, że obowiązkowa edukacja w Bhutanie przynosi coraz lepsze efekty. - Wszyscy mówią tam po angielsku, w szczególności dzieci, bo jest to obowiązkowy język w szkole - twierdzi.
Statystyki są jednak nieubłagane. Z danych CIA z 2003 r. wynika, że niespełna połowa (47%) ludności powyżej 15. roku życia potrafi czytać i pisać. Porażające są zwłaszcza dane dotyczące kobiet - wśród nich zaledwie co trzecia mogłaby przeczytać książkę królowej.
Turystom więcej wolno
Jeszcze do niedawna turyści mogli o Bhutanie jedynie pomarzyć. W imię zachowania tradycyjnej kultury i chronienia przyrody Bhutanu rocznie kraj wydawał zaledwie kilkaset wiz. Z czasem jednak się to zmieniło. Teraz himalajskie królestwo w ciągu roku odwiedza nawet 10 tys. podróżników.
- Bhutańczycy są bardzo otwarci - mówi Marcin Mędrzecki z Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Bhutańskiej. - Wiedzą, jak ważna jest turystyka. Turystom w Bhutanie więcej wolno. Przygotowuje się im nawet inne dania, mniej pikantne - dodaje.
Zdaniem Mędrzeckiego, polscy turyści nie muszą się obawiać Bhutańczyków. - Nie ma tam takich zakazów, jakie obowiązują np. w krajach muzułmańskich. Jednym zakazem, jaki przychodzi mi do głowy, jest zakaz palenia przy drogach publicznych - mówi.
Przyjemność obcowania z nieskażonym środowiskiem naturalnym i przyjaznymi ludźmi kosztuje. Żeby otrzymać wizę, trzeba wpłacić 200 dolarów za każdy dzień pobytu w królestwie. - Trzeba jednak pamiętać, że w tę opłatę wliczone są transport, hotel i wyżywienie w Bhutanie. Ten kraj wyjątkowo dba o swoich turystów - mówi Mędrzecki.
Narodowe szczęście nie dla każdego
Jednym z najważniejszych problemów Bhutanu, skrzętnie pomijanym podczas głoszenia haseł o szczęściu obywateli, jest niezadowolenie mniejszości nepalskiej w kraju.
W latach 80. i 90. monarchia intensywnie "bhutanizowała" mieszkańców. Chciała w ten sposób "poradzić sobie" z potencjalnie niebezpieczną mniejszością nepalską, która stanowiła już pokaźny, 30-procentowy odsetek ludności. Władcę niepokoiło bowiem to, że imigranci z Nepalu nie chcą się integrować z Bhutańczykami, przyjmować kultury nowego kraju i uczyć się lokalnych języków.
Król Jigme Singye Wangchuck, mąż przebywającej w Polsce królowej, w imię "zachowania tradycji i kultury Bhutanu" zaczął prowadzić politykę, która skończyła się odebraniem wielu Nepalczykom bhutańskiego obywatelstwa i skazaniem ich na życie w obozach dla uchodźców na wschodzie Nepalu i w indyjskim Sikkimie. Na początek odebrał im jednak możliwość uczenia się języka nepalskiego w szkołach.
W 1990 r. grupy Nepalczyków zorganizowały marsze protestacyjne, często przeradzające się w krwawe jatki. Zarówno oni, jak i Nepalczycy, którzy nie wzięli udziału w protestach, zostali zmuszeni do opuszczenia kraju. W wyniku tej polityki z Bhutanu wyjechało ponad 100 tys. Nepalczyków, chociaż samo królestwo twierdzi, że było ich zaledwie 5 tys.
O poziomie szczęścia mniejszości nepalskiej królowa podczas swojego wystąpienia w warszawskich Łazienkach Królewskich i w swojej książce nie wspomniała jednak ani razu.
Poznaj najpiękniejsze miejsca w Polsce!
Iga Burniewicz, Wirtualna Polska