Kreml przyznaje: Rosjanie są w Donbasie
Kreml przyznał, że Rosjanie są w Donbasie, ale nie zamierza tego faktu komentować. W ten sposób rzecznik prezydenta Rosji Dmitrij Pieskow odniósł się do informacji o objęciu przez rosyjskiego pisarza Zachara Priliepina funkcji zastępcy dowódcy batalionu służb specjalnych w samozwańczej Donieckiej Republice Ludowej.
13.02.2017 | aktual.: 13.02.2017 15:43
O tym, że objął dowodzenie milicyjnym batalionem w separatystycznej republice poinformował, w wywiadzie dla „Komsomolskiej Prawdy”, sam zainteresowany. 42-letni Zachar Priliepin w ostatnich latach uznawany był za jednego z najpoczytniejszych rosyjskich pisarzy. Uczestnik wojen w Czeczenii, w 2010 roku związał się z antyputinowską opozycją, ale już w 2014 roku poparł rosyjską aneksję Krymu. Włączył się także aktywnie w działalność donieckich separatystów.
Kreml nie chce komentować informacji o objęciu przez Zachara Priliepina dowództwa jednego z separatystycznych batalionów. - Odnotowujemy ten fakt, ale go nie komentujemy - oświadczył dziennikarzom kremlowski rzecznik Dmitrij Pieskow.
Dodał, że "rzeczywiście są obywatele Rosji, tak jak i innych państw, którzy z różnych powodów jadą do nieuznawanych republik".
Ukraina, a także przedstawiciele NATO, Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych od początku wojny w Donbasie alarmują, że Moskwa wysyła tam swoich żołnierzy i sprzęt wojskowy. Władze Rosji odrzucają te oskarżenia twierdząc, że jeśli Rosjanie są w separatystycznych regionach to z własnej woli i za własne pieniądze.
W latach 2014 i 2015 głośno było w Rosji o zmuszaniu żołnierzy kontraktowych do wyjazdu na Ukrainę. Mieli oni pod pretekstem udziału w ćwiczeniach przekraczać granicę z separatystycznymi regionami. Ponieważ oficjalnie rosyjska armia nie przyznawała się do takich działań żołnierzy wysyłano na urlopy.
Według szacunków różnych, rosyjskich organizacji broniących praw człowieka, w tym petersburskiego związku "Żołnierskie Matki", w walkach na Ukrainie zginęło kilkuset Rosjan.