"Kreml chce wpłynąć na wynik wyborów"
Władze Kremla chcą wpłynąć na wynik niedzielnych wyborów prezydenckich, wywierając nacisk na miliony pracowników sektora publicznego - twierdzi "The Guardian".
01.03.2008 | aktual.: 01.03.2008 12:11
Gazeta powołuje się m. in. na Marinę Daszenkową, rzeczniczkę niezależnej organizacji monitorującej przebieg kampanii wyborczej i głosowania "Gołos", Renata Sulejmanowa - działacza komunistycznego z Nowosybirska, Władimira Biezpałowa - deputowanego z Władywostoku oraz doniesienia z Niżnego Nowogrodu.
Według dziennika, przewodniczącym komisji wyborczych miano polecić głosowanie za nieobecnych poprzez wrzucenie kart do głosowania do urn wyborczych po zamknięciu lokali; władze regionalne mają w swoich sprawozdaniach dla Centralnej Komisji Wyborczej podawać dane, których oczekują władze, a nie dane faktyczne.
"Gubernatorzy regionów, kierownicy urzędów, dyrektorzy szkół i inni decydenci otrzymali polecenie, aby dołożyli starań, by popierany przez Władimira Putina kandydat Dmitrij Miedwiediew uzyskał druzgocącą przewagę nad konkurentami" - pisze gazeta.
"The Guardian" podaje, że nauczycielom, studentom i lekarzom na spotkaniach w miejscach pracy polecono, że jeśli nie chcą narazić się na utratę pracy na uczelni lub usunięcie ze studiów, powinni wziąć udział w wyborach. Na zebraniach komitetów rodzicielskich w szkołach zapowiedziano rodzicom, że jeśli nie chcą, by dzieci miały trudności, powinni głosować.
"Szefowie różnych instytucji publicznych muszą zadbać o to, by frekwencja sięgnęła 68-70%, z czego ok. 72% głosów powinno zostać oddanych na Miedwiediewa" - pisze gazeta.
Niezależni analitycy spodziewają się, że do wyborów pójdzie 25-50% uprawnionych do głosowania.