Kredyt na start w wyborach do PE. Ministrowie od mieszkań chcą się przenieść do Brukseli
Waldemar Buda i Krzysztof Hetman - realizatorzy najbardziej kontrowersyjnych pomysłów na politykę mieszkaniową ostatnich lat - będą kandydatami swoich partii do Parlamentu Europejskiego. Jak ustaliła WP, obaj ministrowie rozwoju i technologii - były i obecny - chcą się przenieść do Brukseli. Liczą na kredyt zaufania od wyborców.
- Waldek już dawno ma kandydowanie wychodzone u prezesa - mówi o Budzie jego kolega z PiS. Z kolei o Krzysztofie Hetmanie jego polityczny kompan z Trzeciej Drogi mówi tak: - Krzysiek to porządny człowiek, chce jak najlepiej. Ale ten garb mieszkaniowy go przytłoczył. Moim zdaniem frustruje go ta cała atmosfera wokół "kredytu 0 proc.". Chce wrócić do Brukseli.
PiS - jak usłyszeliśmy - większość list wyborczych od Parlamentu Europejskiego ustali do końca przyszłego tygodnia. Trzecia Droga już kompletuje kandydatów.
Waldemar Buda wystartuje do PE najprawdopodobniej z biorącego miejsca w Łodzi (w tym roku nie będzie kandydował m.in. Witold Waszczykowski).
Krzysztof Hetman chciałby kandydować z Lublina, ale biorąc pod uwagę kiepskie wyniki koalicyjnych partii na Lubelszczyźnie w wyborach samorządowych, polityk ma świadomość, że z tego miejsca nie ma szans na mandat europosła. - Krzysiek wiedział to już wcześniej, dlatego w ubiegłym roku wrócił z Brukseli i kandydował jesienią do Sejmu. To było polityczne zabezpieczenie na wypadek, gdyby nie dostał się w tym roku do PE. Ale zamierza spróbować - mówi jego znajomy.
Według nieoficjalnych informacji WP, Trzecia Droga szuka Hetmanowi innego okręgu, z którego mógłby się dostać do Parlamentu Europejskiego. On sam - pytany w mediach o swój ewentualny start - nie zaprzeczył. Podobnie jak Waldemar Buda.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kredyty na start
Co łączy obu polityków? Funkcje, a także obszary, którymi zajmowali się lub zajmują. Buda był ministrem rozwoju i technologii w rządzie PiS, który wprowadził "kredyt 2 proc." i - jak zwracali uwagę eksperci i społecznicy - doprowadził do niebotycznego wzrostu cen mieszkań rok do roku, dzięki czemu historyczne zyski zanotowały banki i deweloperzy (którzy dziękowali rządowi PiS za program).
Hetman jest następcą Budy w nowym rządzie; jako minister rozwoju i technologii odpowiada za wprowadzenie programu "Mieszkanie na start" (czyli "kredytu 0 proc."), który - zdaniem analityków i ekspertów - w jeszcze większym stopniu doprowadzi do wzrostu cen mieszkań, wyższych marż banków i podbije zyski branży deweloperskiej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"500 tysięcy za kawalerkę". Absurdalne ceny mieszkań Polaków
Oby dwa programy - jak przewidują specjaliści - długofalowo doprowadzą też do sytuacji, w której młodzi ludzie będą pozbawieni szans na mieszkanie na własność. Albo będą zmuszeni mieszkać w drogich, ale ciasnych mieszkaniach, co - jak wielu wskazuje - jeszcze mocniej może wpłynąć na spadek dzietności.
Waldemar Buda krytyką "kredytu 2 proc." się nie przejmował, chwaląc go i twierdząc po wyborach jesienią ubiegłego roku, że za wzrost cen mieszkań odpowiada Donald Tusk (który dopiero przejmował rządy). Krzysztof Hetman zaś w wywiadach z niektórymi mediami (Wirtualnej Polsce nie udało się jeszcze porozmawiać z ministrem) przekonuje, że krytyka autoryzowanego przez niego programu to w istocie "hejt", za który odpowiadają "anonimowe konta" w internecie.
Zdaniem części ekspertów "Kredyt na start" jest lepszą wersją programu dopłat do zakupu mieszkań, który zaoferowała poprzednia władza. Preferuje rodziny wielodzietne, nie dyskryminuje singli i ma długą listę ograniczeń. Są jednak obawy o wzrost cen. Jak pisze w Money.pl Karolina Wysota, rząd nie ma opracowanych rozwiązań osłonowych w tej sprawie. Na konferencji prasowej Donald Tusk, zapytany o te osłony, stwierdził jedynie, że o "kredycie 0 proc." informować ma "właściwy minister" odpowiedzialny za program.
Sam Krzysztof Hetman jeszcze 7 grudnia ub. roku w Radiu Zet mówił, że "kredyt 2 procent podniósł ceny i spowodował tylko to, że ludzie kupili mniejsze mieszkania i za większe pieniądze". Przyznał też, że wprowadzenie kredytu 0 proc. "z pewnością" podniesie ceny jeszcze bardziej. 11 kwietnia br. w tej samej rozgłośni radiowej minister stwierdził, że "ceny nieruchomości rosły, rosną i nadal będą rosnąć, bo podaż nie dogania popytu".
Finansowa perspektywa
Z dużym prawdopodobieństwem można stwierdzić, że gdy kredytowy program koalicji będzie wchodził w życie, to minister Hetman będzie przygotowywać się do powrotu do Brukseli. Waldemar Buda przygotowuje się od dłuższego czasu.
Władze Prawa i Sprawiedliwości mają świadomość, że ich partia straci kilka miejsc w Parlamencie Europejskim. Podobne rozterki mają przedstawiciele PSL czy Lewicy. Dlatego też w wielu partiach - zwłaszcza w formacji Jarosława Kaczyńskiego, która jest w opozycji - już kilka miesięcy temu zaczęła się rywalizacja o jak najlepsze pozycje na listach wyborczych.
Dziś PiS ma w Parlamencie Europejskim 27 deputowanych, ale ta liczba po planowanych na czerwiec 2024 r. wyborach zapewne zmieni się na niekorzyść PiS.
Ta rozgrywka toczy się między tymi europosłami, którzy rezydują w Brukseli i Strasburgu od lat, a tymi, którzy szukają dziś bezpiecznej przystani na trudne czasy w opozycji. Chcą oni jednocześnie realizować swoje polityczne aspiracje i - przy okazji - zarobić duże pieniądze.
A europarlament bywa świetną trampoliną do kolejnych etapów w karierze. I daje finansowy spokój, bez potrzeby martwienia się o przyszłość. Europosłowie w większości przypadków stają się milionerami, część z nich inwestuje w nieruchomości i staje się rentierami.
Poseł do europarlamentu ma miesięczne wynagrodzenie w wysokości aż 9,9 tys. euro (przed opodatkowaniem). To równowartość 44 tys. zł. Dla porównania poseł na Sejm ma 12 tys. zł, czyli blisko cztery razy mniej. Na tym istotne przywileje się nie kończą - specjalny jest też wiek emerytalny europarlamentarzystów. Gdy skończą 63 lata, załapią się na świadczenie emerytalne. To 3,5 proc. z wynagrodzenia za każdy pełny rok wykonywania mandatu (choć kwota ta nie może przekroczyć łącznie 70 proc. wynagrodzenia). W przypadku posłów z Polski jest to zatem 1540 euro emerytury za każdy rok pracy. Po jednej kadencji jest to zatem ponad 6,6 tys. ekstra.
A i do tego warto doliczyć zwroty za dojeżdżanie do Brukseli i Strasburga (w kwocie do 4 tys. euro rocznie), ponad 300 euro diety (na hotele i wyżywienie, ale tylko w przypadku potwierdzonej obecności i kolejne ponad 4 tys. euro na prowadzenie biura). Z perspektywy polskiego parlamentarzysty są to kwoty nieosiągalne.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl