Najpierw zarzuty korupcji, potem ciepła posadka
Koordynator ds. chemioterapii - tak nazywa się nowo utworzona funkcja dla Andrzeja Z., byłego wicedyrektora szpitala im. Rydygiera ds. medycznych i ordynatora hematologii, któremu prokuratura postawiła osiem zarzutów korupcyjnych.
Nie byłoby nic dziwnego w utworzeniu nowego stanowiska, gdyby nie fakt, że do tej pory żaden lekarz z nowohuckiej lecznicy nigdy nie pełnił takiej funkcji. Ponadto poza Andrzejem Z. żaden specjalista z "Rydygiera" nie zajmuje takiego stanowiska.
Pracownicy szpitala nie mają wątpliwości, że nowa funkcja została utworzona nie na potrzeby pacjentów, lecz specjalnie dla byłego wicedyrektora, który po prokuratorskich zarzutach został pozbawiony kierowniczych funkcji. - To oburzające, że dyrekcja funduje intratny etat osobie, którą podejrzewa się o korupcję - komentują pracownicy.
Dyrekcja nowohuckiej placówki ma inne zdanie na ten temat i nie widzi nic kontrowersyjnego w powołaniu Andrzeja Z. na to stanowisko. Krzysztof Kłos, szef "Rydygiera" przekonuje, że nie jest to funkcja kierownicza. - Andrzej Z. konsultuje trudne przypadki chorobowe i nadzoruje ich leczenie jako najbardziej doświadczony hematolog w szpitalu - wyjaśnia szef "Rydygiera".
Koledzy Andrzeja Z. zgodnie twierdzą, że to dobrej klasy specjalista, ale nie musi być koordynatorem, by w pełni wykorzystać swoją wiedzę z pożytkiem dla szpitala i pacjentów.
Były ordynator, w czerwcu 2009 r. został po raz drugi zatrzymany przez prokuraturę, która postawiła mu kolejne korupcyjne zarzuty. W szpitalu pojawił się dopiero w zeszłym tygodniu. I jak udało się nam nieoficjalnie dowiedzieć - wciąż zajmuje gabinet ordynatora, choć nim nie jest. Tabliczka z jego nazwiskiem przed drzwiami gabinetu jednak zniknęła. Ale sekretarka szefa oddziału jest cały czas do dyspozycji Andrzeja Z. Odbiera kierowane do niego telefony i tłumaczy, czy koordynator jest w pracy, czy go nie ma.
Pracownicy oddziału hematologii zdradzają, że nie zauważyli, by ich były szef opiekował się pacjentami i prowadził konsultacje dla chorych i ich rodzin. - Najczęściej woli przesiadywać w swoim gabinecie - opowiadają.
Próbowaliśmy dwa razy umówić się na spotkanie z dr Andrzejem Z. Bezskutecznie. - Szef musiał wyjechać - usłyszeliśmy od sekretarki. Nie chciał osobiście porozmawiać z reporterem "GK". Przez sekretarkę radził skontaktować się z dyrekcją szpitala. - Szef nie chce komentować tej sprawy - powiedziała nam sekretarka.
Zainteresował się tą sprawą Wojciech Kozak, wicemarszałek województwa, odpowiedzialny za służbę zdrowia. Przyznał, że nie wiedział o powrocie Andrzeja Z. - Powołanie nowego stanowiska powinno być uwzględnione w statucie szpitala, jak każda inna zmiana w organizacji lecznicy - zauważa Wojciech Kozak. - Sprawdzę, czy tak się stało - kwituje.