Kasacja ws. podwójnego zabójstwa - bezzasadna
Kary dla sprawców bestialskiego zabójstwa biznesmena z Kęt i jego dziewczyny przed 11 laty są ostateczne. Sąd Najwyższy oddalił kasacje złożone przez obrońców czterech z pięciu skazanych w tej sprawie. Większość argumentów obrony uznano za bezzasadne.
11.05.2011 | aktual.: 11.05.2011 16:02
W tej sprawie w obu instancjach dwaj mężczyźni zostali prawomocnie skazani na dożywocie, dwaj na 25, a jeden na 15 lat więzienia. Pierwszy wyrok zapadł w Sądzie Okręgowym w Katowicach w październiku 2009 r. Apelację wnieśli obrońcy części oskarżonych. Wskazywali m.in., że oskarżenie oparte jest na wyjaśnieniach jednego z oskarżonych, który składając je miał kierować się przede wszystkim chęcią złagodzenia kary oraz pretensjami do innego oskarżonego.
W czerwcu 2010 r. Sąd Apelacyjny w Katowicach uznał jednak te wyjaśnienia za wiarygodne. Podkreślił, że nie jest to jedyny dowód w sprawie - są też m.in. zeznania świadków, bilingi rozmów telefonicznych, informacje o przemieszczaniu się oskarżonych na podstawie ich telefonów komórkowych. W efekcie SA utrzymał wyroki orzeczone przez sąd okręgowy.
W środę SN, obradując w pięcioosobowym składzie, uznał większość argumentów podnoszonych przez obrońców skazanych za "oczywiście bezzasadne". Jedynie zarzut dotyczący sędzi Alicji Bochenek, która brała udział w sprawie w pierwszej instancji, a potem po awansie orzekała w niej również w drugiej instancji uznano za "po prostu bezzasadny". To niuans prawniczy. Jak tłumaczył sędzia sprawozdawca Jacek Sobczak, chodziło tylko o to, by w pisemnym uzasadnieniu SN rozstrzygnął na przyszłość to zagadnienie prawne (w przypadku oczywistej bezzasadności kasacji SN uzasadnia wyrok jedynie ustnie). Zdaniem SN udział sędzi Bochenek w obu instancjach nie wpłynął na proces, bowiem nie brała ona udziału w wydawaniu pierwszego orzeczenia, a po jej awansie do sądu apelacyjnego proces w pierwszej instancji praktycznie rozpoczął się na nowo.
Do zbrodni doszło latem 2000 r. Ciała ofiar udało się odnaleźć dopiero po pięciu latach dzięki wyjaśnieniom jednego z przestępców i żmudnej pracy policjantów, prokuratorów oraz naukowców, którzy przeszukiwali las przy pomocy georadaru. Akt oskarżenia trafił do sądu latem 2007 r. Na ławie oskarżonych zasiadło pięć osób, dwaj inni sprawcy już nie żyją.
Sąd skazał na dożywocie Przemysława J. i Mariusza S., nie dopatrując się dla nich żadnych okoliczności łagodzących. Wyroki po 25 lat więzienia usłyszeli Piotr G. i Paweł M. Ten pierwszy współpracował z prokuraturą - w wyjaśnieniach ujawnił zleceniodawcę i szczegóły dotyczące przebiegu zbrodni. On też jako jedyny nie złożył apelacji od wyroku pierwszej instancji, tym samym nie mógł złożyć kasacji. Natomiast Paweł M. był w chwili zabójstwa młodociany, a takiej osobie w myśl polskiego prawa nie można wymierzyć kary dożywocia. Skazany na 15 lat więzienia Grzegorz D. nie brał bezpośredniego udziału w zabójstwie, a zlecił zabójstwo biznesmena.
16 lipca 2000 r. 37-letni przedsiębiorca z Kęt Wiesław W. został zwabiony do domku letniskowego na terenie ośrodka wypoczynkowego przy jeziorze Pogoria w Dąbrowie Górniczej pod pozorem spotkania w interesach. Na miejsce przyjechał ze swoją 21-letnią dziewczyną z Bielska-Białej, Iwoną K. Oboje byli bici drewnianymi pałkami, duszeni przy pomocy paska, sznurowadła i foliowych worków, a potem zakopani w dole, przygotowanym wcześniej w lesie.
Rodziny ofiar przez kilka lat nie wiedziały, co było przyczyną zaginięcia ich bliskich. Pierwszy trop pojawił się w 2005 r., kiedy podczas śledztwa w sprawie serii kradzieży z włamaniem jeden z podejrzanych wspomniał, że znane mu osoby z półświatka mówiły o zabójstwie dwóch osób w okolicach Dąbrowy Górniczej.
M.in. po analizie wielu tomów akt umorzonych spraw i przesłuchaniach świadków oraz podejrzanych - policyjno-prokuratorski zespół odtworzył najbardziej prawdopodobny przebieg zbrodni i ustalił osoby, biorące w niej udział. Ciała ofiar udało się odnaleźć dzięki naukowcom z Akademii Górniczo-Hutniczej z Krakowa, którzy w poszukiwaniach wykorzystali georadar.
Według ustaleń procesu, główną rolę w planowaniu przestępstwa odegrali dwaj mężczyźni: Grzegorz D.- wspólnik przedsiębiorcy oraz jego znajomy - obywatel byłej Jugosławii, przebywający przez lata w Polsce, Zlatan H. To on przekazał zlecenie zabójstwa Piotrowi G., którego poznał wcześniej w areszcie. Motywem zabójstwa - jak ustalono w śledztwie - była chęć usunięcia ofiary z rynku obrotu wierzytelnościami i przejęcie jego zysków oraz zemsta za obciążenie jednego ze sprawców w toczącej się sprawie karnej.
Wykonawcy mieli dostać dużą kwotę pieniędzy do podziału, tak się jednak nie stało. Po zbrodni Zlatan H. zabrał wszystkie pieniądze i samochody, które miały być zapłatą za wykonanie zlecenia i wyjechał z Polski. Kilka lat temu zmarł na raka w szpitalu w Sarajewie. Inny z podejrzanych, który złożył wyjaśnienia na temat zbrodni, popełnił później samobójstwo w Areszcie Śledczym w Katowicach.
NaSygnale.pl: Telefon spod ziemi doprowadził do zwłok!