Koziński: "Wystartuje, nie wystartuje - książkę wydać warto. Publikując pamiętniki, Tusk podgrzewa atmosferę" [Opinia]
Książki w służbie marketingu politycznego mają w Polsce długą historię. Zdaje się, że kolejny jej rozdział chce dopisać Donald Tusk.
Wśród 10 najdroższych kontraktów książkowych świata trzy dotyczą polityków. Margaret Thatcher za swoje wspomnienia "Moje lata na Downing Street” otrzymała na początku lat 90. 3,5 mln funtów (ok. 11 mln dol., czyli około 42 mln zł – według dzisiejszej siły nabywczej). Bill Clinton za pamiętnik "Moje życie” dostał 15 mln dol. (równowartość 19 mln dol. obecnie, czyli około 73 mln zł), a Hillary Clinton za "Trudne wybory” 14 mln dolarów, czyli około 54 mln zł.
Z tej trójki tylko Hillary próbowała później zaistnieć w czynnej polityce, zresztą nieskutecznie. I Thatcher, i Bill Clinton swoje honoraria otrzymali za wspomnienia podsumowujące ich kariery polityczne. Zresztą nikogo one specjalnie nie zdziwiły. To, że kończący kariery politycy publikują pamiętniki, to na Zachodzie norma.
Czy Donald Tusk wpisuje się w ten schemat? Jego książka "Szczerze” ukaże się 12 grudnia, dwanaście dni po tym, jak zakończy pięć lat swojej pracy w roli szefa Rady Europejskiej. Według zapowiedzi będzie podsumowaniem dwóch kadencji w Brukseli. Ale czy również akordem końcowym jego zaangażowania w życie publiczne? Tak zabrzmi jego polityczne grand finale? Jasnej odpowiedzi dziś nie ma. Ale znaki na niebie i na ziemi sugerują, że książka to raczej początek nowego etapu niż koniec starego.
Książki wyborcze
Trudno zakładać, że w przypadku Tuska książka wieńczy dzieło z dwóch powodów. Pierwszy jest najbardziej prozaiczny: w Polsce nie ma co liczyć nawet na ułamek kwoty, jaką można uzyskać za pamiętniki na Zachodzie. Pewnie były premier na publikacji nie straci, ale mało prawdopodobne jest, żeby zarobił na niej choć tyle, żeby kupić sobie używane auto. Nie ten rynek. Może gdyby wydał tę książkę po angielsku oraz francusku i powalczył o czytelników w krajach starej Unii, miałby szansę na solidną gażę. Sam rynek polski - płytki i mocno spolaryzowany nazwiskiem autora. Dla samych pieniędzy pisać mu by się książki nie opłacało.
Oczywiście, można sobie wyobrazić, że Tusk, bądź co bądź historyk z wykształcenia, uznał, że warto podsumować swoją pracę książką. Żeby zostawić ślad. Zabrzmiałoby to szlachetnie, tyle że mało prawdopodobne. Bo Tusk - i tu się pojawia powód numer dwa - to przede wszystkim polityk. Bardzo ambitny polityk, lubiący grać o wysoką stawkę. A także mający wyczucie, słuch społeczny. I jest mocno prawdopodobne, że ten słuch podpowiada mu, że grudzień to dobry moment, żeby na dobre wejść do rozgrywki prezydenckiej.
Pytano Tuska wielokrotnie, czy chce walczyć o miejsce pod żyrandolem w dużym pałacu, ale on zawsze nabierał wody w usta. Ale czytając znaki, wydaje się prawdopodobne, że o tym myśli. Książka jest tego sygnałem. Dlaczego? Bo w Polsce politycy nie wydają książek po to, żeby po prostu coś powiedzieć, albo żeby zarobić pieniądze. Oni wydają je, żeby zwiększyć swoje wyborcze szanse.
Przykładów na to mnóstwo. Ostatni to Grzegorz Schetyna, który wiosną tego roku - a więc przed dwoma wyborami - udzielił wywiadu-rzeki. Wcześniej Jarosław Kaczyński i Janusz Palikot wydawali swoje książki przed wyborami - a reklamując je na billboardach, rozpoczynali w ten sposób kampanie wyborcze, sprytnie omijając fakt, że formalnie się ona jeszcze nie zaczęła. Za pomocą książki do wielkiej polityki próbował wrócić Paweł Piskorski, choć jego rewelacje o niemieckich markach w reklamówkach dla KLD mandatu europosła zdobyć mu nie pomogły.
"Szczerze” pod choinkę
Dlaczego książka? Bo dobrze się kojarzy, bo pomaga wzmocnić wizerunek jako osoby inteligentnej i wykształconej. Robert Armstrong, recenzent modowy dziennika "Financial Times” (tę gazetę w Brukseli Tusk musi czytać codziennie), uczciwie przyznał w niedawnym felietonie, że domowa biblioteka jest cenniejsza niż szafa - bo to ona podkreśla status użytkownika.
Proszę zwrócić uwagę, że to uwaga człowieka zajmującego się na co dzień modą. Jeśli nawet on przyznaje, że książki zajmują wyższe miejsce w hierarchii społecznej niż pret-a-porter, to kolejnych argumentów uzasadniających zasadność publikacji książki pod własnym nazwiskiem podawać nie trzeba.
Na pewno więc wydanie "Szczerze” da Tuskowi kilka punktów wizerunkowych. Po co mu one? Napisanie dziś otwartym tekstem, że po to, żeby skutecznie walczyć z Andrzejem Dudą o prezydenturę, byłoby nazbyt ryzykowne. Niewykluczone, że sam Tusk nie podjął jeszcze ostatecznej decyzji. Tak naprawdę zamiar startu może ogłosić w styczniu lub w lutym i wcale jeszcze nie będzie za późno. Ma czas na staranną analizę wszystkich za czy przeciw.
Jeśli zdecyduje się wystartować, to książka na pewno mu w tym pomoże (choć wyborów za niego nie wygra). Jeśli uzna, że jednak nie chce ryzykować porażki, to publikacja książki i tak mu w niczym nie będzie przeszkadzać - bo zawsze lepiej jest książkę wydać niż nie. Bez względu na scenariusz na tym wydawnictwie nie straci. Pewnie dlatego "Szczerze” do księgarni trafi w grudniu. Przynajmniej powinna się nieźle na Boże Narodzenie sprzedać.