Koziński: Tylko podgrzewają napięcie. Ostre słowa Dudy w rocznicę 1 września [OPINIA]
Polska dziś potrzebuje obniżenia poziomu wewnętrznego napięcia. Ale wystąpienia rocznicowe ostatnich dni w żaden sposób temu nie służą.
Tegoroczne obchody rocznicy wybuchu II wojny światowej zostały rozdzielone. Prezydent pojawił się w Wieluniu, premier na Westerplatte. Ale choć te dwa punkty na mapie dzieli ponad 400 km, to wystąpienia Andrzeja Dudy i Mateusza Morawieckiego były w wielu miejscach bardzo zbieżne, pokazując konsekwencje obozu władzy w mówieniu o latach wojny.
Tegoroczny 1 września potwierdził też inną zasadę obowiązującą w polskim życiu publicznym od dawna: że tego dnia wygłasza się mocne polemiczne przemówienia. Tym razem prezydent bardzo ostro odniósł się do sytuacji na wschodniej granicy Polski, nie oszczędzając przy tym parlamentarnej opozycji.
Jeden przekaz
Obchody wybuchu II wojny światowej skupione były tym razem przede wszystkim na historii. To rzadkość. Przez ostatnie lata 1 września stawał się dniem, w którym przeszłość bardzo szczelnie mieszała się z teraźniejszością, a rocznicowe wystąpienia stawały się podszyte bardzo mocno bieżącą walką polityczną. W tym roku było inaczej. O ile polityczne napięcie dało się wyczuć w czasie przemówień z okazji utworzenia Solidarności (rocznica przypadła 31 sierpnia), to już 1 września ich nie było.
Andrzej Duda: Dzwon, który bije w Wieluniu, jest symbolem 60 mln ofiar II wojny światowej
Wcześniej Westerplatte zamieniało się w arenę rywalizacji między rządem centralnym i samorządami. Ale w ubiegłym roku po raz pierwszy organizatorem obchodów tam był MON - po tym jak Sejm przyjął specustawę, na mocy której dawna składnica wojskowa została wyjęta spod nadzoru samorządu gdańskiego i przekazana pod opiekę resortu obrony. Z tego powodu w 2020 r. po raz pierwszy zabrakło 1 września wystąpienia prezydenta Gdańska. W tym roku było podobnie.
Ale też widać było wyraźnie, że czas polemik wokół 1 września minął. Przecież temperament polityczny prezydent Gdańska jest znany. Gdyby Aleksandra Dulkiewicz chciała w jakikolwiek sposób się odnieść, formułę na pewno by znalazła. Nie szukała, ograniczyła się do rocznicowych wpisów w mediach społecznościowych. Przedstawiciele władzy centralnej też nie szukali sposobności ku polemikom. Rok temu w oficjalnych przemówieniach działania władz Gdańska komentowali i prezydent, i minister obrony. W tym roku tego nie było. Dominowały wątki historyczne.
Choć też nie zabrakło w kolejnych wystąpieniach kwestii nawiązujących do aktualnych polemik historycznych. Kolejni mówcy konsekwentnie podkreślali odpowiedzialność Niemiec i ZSRR za wybuch wojny, dodając, że nie można mylić kata z ofiarą.
- Byliśmy ofiarą od pierwszego momentu, nikt przyzwoity nie może się zgodzić na to, by podle oskarżać Polaków o jakikolwiek udział w zbrodniach II wojny światowej - mówił Andrzej Duda. - Ciągle słyszymy o polskich obozach śmierci, zarzuca nam się współsprawstwo II wojny światowej. To haniebne słowa - stwierdziła z kolei Elżbieta Witek, marszałek Sejmu. - Następuje proces wypierania z pamięci tego, kto był faktycznym sprawcą tamtej wojny, za śmierć. Myli się katów z ofiarami, przypisując odmienne role tym, którzy w dramatycznych okolicznościach bronili człowieczeństwa, wolności, niepodległości - podkreślał premier Mateusz Morawiecki.
Za tymi słowami szły uwagi - podkreślane przez Dudę i Morawieckiego - o tym, że Polska nigdy nie otrzymała żadnej rekompensaty za straty poniesione w czasie wojny. Wyraz "reparacje" się nie pojawił, ale jednak wydźwięk wystąpień prezydenta i premiera był zgodny i jednoznaczny: II wojna nie została do tej pory rozliczona tak, jak powinna. Już choćby to zwiastuje, że tegoroczny brak polemik wokół rocznicy jej wybuchu jest raczej wyjątkiem od reguły, a nie zmianą.
1 września i wojna hybrydowa
Jednak nie te słowa najbardziej pozostaną nam w pamięci z tegorocznych obchodów. Najmocniej, najostrzej brzmiał Andrzej Duda w Wieluniu, gdzie odniósł się do obecnego kryzysu na granicy polsko-białoruskiej. Patrzył na niego w sposób absolutnie jednoznaczny: jako na zagrożenie wojskowe, a nie kryzys humanitarny. Prezydent niemalże wprost nazwał tę sytuację hybrydowym atakiem na Polskę.
Dalszy ciąg jego wystąpienia był jeszcze ostrzejszy. - Nie będę tolerował nieodpowiedzialnych zachowań, nieodpowiedzialnych słów, nie będę tolerował prób destabilizowania naszego kraju, nie będę tolerował poniżania osób, które Polsce służą - zaznaczał, podkreślając, że Polska musi być poważnym państwem, bo tylko takie pozwoli zapewnić pokój i dobrobyt.
Przeczytaj też: Koziński: Tusk, Biden i sztuka adaptowania się do politycznej rzeczywistości [OPINIA]
I nawiązał do serii zachowań polityków opozycji w strefie przygranicznej. Nawiązał w sposób szalenie radykalny – jasno bowiem powiedział, że tego typu działania w przeszłości doprowadzały do tego, że Polska znikała z mapy Europy. - Apeluję do wszystkich organów państwa o wyciąganie stanowczych konsekwencji wobec takich działań – wobec tych, którzy nie wiedzą, co to jest Polska pisana wielką literą - podkreślał Duda.
Sytuacja na granicy polsko-białoruskiej jest jedną z najtrudniejszych w ostatnich latach. Także instytucje międzynarodowe przyznają, że to forma ataku hybrydowego na Polskę. W tym sensie działania Straży Granicznej, które nie dopuszczają do naruszenia szczelności granicy państwa (a także zewnętrznej granicy UE i NATO), są działaniami kluczowymi dla bezpieczeństwa Polski oraz Europy. Tym bardziej, że zbliżają się manewry Zapad organizowane wspólnie przez Rosję i Białoruś – i zawsze istnieje ryzyko, że okażą się one pretekstem do akcji wymierzonej w Polsce lub kraje sąsiednie.
Ale też trudno uznać słowa Andrzeja Dudy, właściwie wprost wymierzone w opozycję, za formę budowy jedności narodowej wobec zagrożenia. Poszczególni politycy Koalicji Obywatelskiej czy SLD nieodpowiedzialnie wykorzystują groźną sytuację na granicy do ataków na rząd – ale też wchodzenie z nimi w ostre polemiki przez głowę państwa w czasie rocznicowego wystąpienia nie jest formułą sprzyjającą obniżeniu poziomu napięcia. Bardziej to zabrzmiało jak forma podgrzewania politycznego sporu niż chęć zbudowania wspólnej linii obrony przed hybrydowym zagrożeniem. Podobnie zresztą brzmią najważniejsi liderzy opozycji w ostatnich dniach.
Nie w tę stronę powinna iść debata w tak trudnej chwili.