PolskaKoziński: "Polityka miłości? Jest w komedii romantycznej i kampanii wyborczej" [OPINIA]

Koziński: "Polityka miłości? Jest w komedii romantycznej i kampanii wyborczej" [OPINIA]

Miłość w codziennej polityce? Bujda. Czas na miłość w polityce jest tylko przed wyborami. W okresach między nimi górę bierze instynkt brutalnego wdeptywania w ziemię politycznych rywali.

Donald Tusk w trakcie expose w 2007 roku. Jego płomienna przemowa z tamtego dnia dała PO zaufanie wyborców na kolejne osiem lat
Donald Tusk w trakcie expose w 2007 roku. Jego płomienna przemowa z tamtego dnia dała PO zaufanie wyborców na kolejne osiem lat
Źródło zdjęć: © East News | Darek Redos
Agaton Koziński

14.02.2021 | aktual.: 06.03.2024 20:37

Państwa ulubiony film na Walentynki? W rankingu portalu Lifehack.org na pierwszym miejscu znalazł się "Wilk z Wall Street", na drugim "To właśnie miłość", na trzecim bollywoodzka wersja klasyka "Duma i uprzedzenie", na czwartym "Titanic", a na piątym "Prawdziwy romans". Dalej znane przeboje, m.in. "Shrek", "Między słowami" czy "Slumdog. Milioner z ulicy".

Łącznie w zestawieniu znalazło się 20 filmów. Prawie wszystkie o miłości. A ile o polityce? Tak, zgadliście państwo - ani jeden. Bo też się nie oszukujmy. Zwrot "polityka miłości" brzmi jak oksymoron. Albo polityka, albo miłość. Żaden amor, żaden eros z parlamentem się nie kojarzy - nawet jeśli wokół parlamentu ileś tam skandali na tle erotycznym się rozegrało. Podobno władza to najlepszy afrodyzjak - ale nawet jeśli tak jest rzeczywiście, to politycy głęboko to ukrywają.

Generalnie w państwach demokratycznych sytuacje, w których kwitnie miłość w polityce, zdarzają się równie często jak zmiany na angielskim tronie. A jednak o polityce miłości słyszymy dość często. Dlaczego?

Miłość i polityka

Wróćmy jeszcze raz do zestawienia walentynkowych filmów. Drugie miejsce - angielska komedia "To właśnie miłość". Siłą tego filmu jest świetny scenariusz napisany przez Richarda Curtisa (jednocześnie reżysera), który bardzo umiejętnie przeplótł ze sobą kilkanaście historii miłosnych. Jedna z nich jest stricte polityczna. Jej akcja rozgrywa się przy Downing Street 10, a jej bohaterem jest brytyjski premier (gra go Hugh Grant, który swym zachowaniem trochę przypomina Tony’ego Blaira - red.).

Ten wątek jest bardzo umiejętnie pociągnięty, bo rozgrywa się na dwóch płaszczyznach. Pierwsza to typowy dla komedii romantycznych sekwens zdarzeń, gdy dwie osoby zakochują się w sobie. Druga to już czysta polityka. Mamy więc zakulisowe gry w otoczeniu premiera, życie w typowych dla elit władzy bańkach informacyjnych, wreszcie rozgrywki między poszczególnymi koteriami. W kluczowym momencie - szczyt przywódców USA i Wielkiej Brytanii, który nieoczekiwanie zamienia się w rywalizację o względy atrakcyjnej asystentki.

I to kluczowe starcie brytyjski premier wygrywa. Na płaszczyźnie bezpośredniej - zdobywając względy owej asystentki, ale też pośrednio - budując swój wizerunek polityka ciepłego, otwartego, przyjaznego ludziom.

I tu właśnie jest kwintesencja polityki miłości. Choć w polityce sensu stricto uczuć i romantycznych wzlotów za bardzo nie widać, to ten zwrot powraca stosunkowo często. Więcej, widać, że bardzo politycy dążą do tego, by ich łączyć z tą zbitką słów. Że wolą być bogami miłości, a nie bogami wojny. Wolą zarządzać emocjami ciepłymi niż strachem. Oczywiście to ta druga strategia w dłuższej perspektywie okazuje się skuteczniejszym orężem politycznym, ale formalnie żaden polityk się do tego nie przyzna. Każdy powie, że on buduje mosty i zakopuje rowy - nawet wtedy, gdy cały czas, 24/7 jego pomysł na funkcjonowanie w przestrzeni publicznej sprowadza się do wprowadzania ostrych podziałów i nakręcania polaryzacji.

Trzy i pół godziny emocji

W Polsce hasło "polityka miłości" kojarzy się z Donaldem Tuskiem. W ten sposób komentowano jego expose z 2007 r. Co ciekawe, gdy dziś się je czyta, słowo "miłość" pojawia się w nim zaledwie dwa razy - w dodatku w obu sytuacjach przy nawiązaniach religijnych, raz, gdy wspomina słowa Jana Pawła II, drugi raz, gdy sięga po ekspresyjny zwrot "na miłość Boga". Ale generalnie całe jego wystąpienie było pełne ciepłych słów (tylko wyrazu "zaufanie" użył 39 razy - red.). To wystarczyło, żeby uznać jego expose za przyjazne, ciepłe, ludzkie. Przejaw polityki miłości.

Tusk, wygłaszając expose, mówił trzy i pół godziny. Historycznie to najdłuższe wystąpienie premiera w Polsce po 1989 r. I to był dobrze zainwestowany czas. Tusk zbudował wtedy bardzo umiejętnie atmosferę zaufania, przyjaźni, serdeczności. Wydawało się wtedy, w 2007 r., że w Polsce wreszcie będzie normalnie. Platforma bardzo długo czerpała z tego kapitału. Łatwo to sprawdzić. Z każdym kolejnym rokiem jej rządów narastało rozczarowanie - ale rozczarowanie wobec oczekiwań, które zostały w tym 2007 r. zbudowane.

To właśnie pokazało siłę tego expose. Tusk wygłosił swoje wystąpienie i zbudował wokół siebie kapitał zaufania, który pozwolił mu jeszcze wygrać wybory cztery lata później. Ten kapitał stopniał dopiero po podniesieniu wieku emerytalnego, podwyżce VAT-u, rozbiciu OFE i aferze taśmowej. Dopiero tak mocne wstrząsy sprawiły, że czar polityki miłości, który Tusk zbudował swoim trzy i półgodzinnym expose, prysł.

To dlaczego teraz nikt tego patentu nie próbuje powtórzyć? Bo się nie da. Codzienność polityczna to walka z rywalami, zarządzanie osiami podziałów, budowanie takiej polaryzacji, która sprawia, że po naszej stronie jest więcej wyborców niż po stronie opozycji. Takie są realia polityki. Przez trzy i pół roku kadencji każda partia skupia się na tym, by utrzymać przy sobie swój elektorat - a najskuteczniejszą metodą na to jest straszenie rywalami.

Czas na politykę miłości jest tylko w kampanii wyborczej. Wchodząc w nią, dojrzałe partie mają pewność, że ich wyborcy na pewno już nie spróbują nawet spojrzeć na drugą stronę sporu politycznego. Wtedy pojawia się czas na język miłości, język uwodzenia - w ten sposób próbuje się przeciągnąć na swoją stronę wyborców rywali. To schemat, który się powtarza w każdej kampanii.

Najlepiej pokazał to Szymon Hołownia. W niedawnej kampanii mówił miłe słowa, których każdy chętnie słuchał - ale teraz idzie na noże, wchodząc choćby w ostre spory z PSL-em. Bo teraz nie jest czas na miłość. Teraz jest czas na polityczną konsolidację swoich zwolenników i osłabianie rywali. I tak będzie do kolejnej kampanii. Taka jest natura polityki.

Dla WP Wiadomości Agaton Koziński

Źródło artykułu:WP Wiadomości
politykamiłośćdonald tusk
Zobacz także
Komentarze (133)