PublicystykaKoziński: "Opozycja przesuwa się w kierunku narożnika. Na własne życzenie" [Opinia]

Koziński: "Opozycja przesuwa się w kierunku narożnika. Na własne życzenie" [Opinia]

To pierwszy weekend tej kampanii, w którym wreszcie można było poczuć, że za zakrętem mamy wybory. Ale opozycja, która sama budowała emocje wokół zapewnień, że to "najważniejsze wybory od 1989 roku” cały czas nie umie udźwignąć ciężaru zawartego w tym haśle.

Koziński: "Opozycja przesuwa się w kierunku narożnika. Na własne życzenie" [Opinia]
Źródło zdjęć: © PAP | Jakub Kaczmarczyk
Agaton Koziński

"A przecież stoisz taki młody, taki młody/i podchodzi dziewczyna i pyta:/czy mogę od pana ogień?/a ty wiesz że to nie gramatycznie/i tylko popiół masz” – śpiewa Pablopavo w absolutnie zjawiskowym "Karwoskim". Zjawiskowym nie dlatego, że tej piosenki się po prostu dobrze słucha, ale dlatego, że ma świetny tekst o czterdziestolatku, człowieku, którego dusza rwie się do młodych, ale ma też świadomość, że z tego kręgu wypada, że teraz jego imprezy to raczej klimat jego rodziców. A gdy zdarzy się mu jeszcze spotkać młodą dziewczynę, to ona będzie do niego mówić per pan. W dodatku niegramatycznie.

Piosenka zjawiskowa, podobnie jak teledysk do niej, który wyreżyserował Maciej Bieliński. W krótkiej formie zestawił obok siebie dwie imprezy – jedną, na której się spotykają przejrzali rodzice i drugą z dorosłymi dziećmi. Świetnie uchwycił podobieństwa między tymi dwoma imprezami - ale wykorzystał je tylko po to, żeby jeszcze mocniej podbić różnice. Z jednej strony młodość, czystość, energia, z drugiej rutyna, determinacja, świadomość upływającego czasu. Życie.

"Karwoski” i teledysk są takie zjawiskowe, bo zwyczajnie prawdziwe. Każdy, kto go zna, natychmiast odnajdował się w klimacie tej piosenki – i tylko się będzie zastanawiał, do której części pokazanej imprezy mu bliżej. Czy już przekroczył Rubikon Karwowskiego, czy jeszcze nie.

Po co ten przydługi wstęp? Bo Pablopavo pokazał naturalne pęknięcie, które jest w każdym społeczeństwie. Podział na starych i młodych jest oczywisty jak to, że w piekarni kupuje się bułki, a nie młoty pneumatyczne. I jest tak głęboki, że każda z tych stron może mieć własną reprezentację polityczną.

Podziały jak z teledysku

To nie jedyna oś podziału. Wyborcy dzielą się na bogatych i biednych, mieszkańców dużych miast i ośrodków mniejszych, na wykształconych i nie, i tak dalej. Każda z tych grup jest na tyle duża, że może mieć własną partię, myślącą tylko o niej, tylko do niej kierującą swój program. Są oczywiście ugrupowania, które chcą być reprezentantami kilku różnych grup, są też takie, które definiują się bardzo wąsko. Nie trzeba pewnie dodawać, że to te pierwsze zwykle wygrywają wybory. Te drugie walczą co najwyżej o to, żeby być mniejszościowym koalicjantem większego.

Zobacz także: Jarosław Kaczyński: Prawo i Sprawiedliwość stoi na straży polskiej rodziny

I teraz proszę zobaczyć, co się wydarzyło w czasie tego weekendu. Główne partie położyły karty na stół. I z tych kart widać, że szeroką ofertę przedstawia tylko PiS. Tylko oni próbują dotrzeć ze swoim pomysłem do wszystkich osób, które opisał Pablopavo w "Karwoskim”. Pozostałe ugrupowania zdefiniowały się dużo węziej. Tak wąsko, że aż trudno powiedzieć, gdzie oni w ogóle chcą znaleźć wyborców pozwalających im uzbierać choć 10 proc. głosów.

Koalicja Obywatelska jak KL-D

Z sobotnich konwencji najszerszy – przynajmniej teoretycznie – program przedstawiła Lewica, kierując go wprost do kobiet (mniej więcej połowa elektoratu). Tyle, że swój pomysł na wybory złapała tak progresywnie, że właściwie każda kobieta mająca choć trochę bardziej konserwatywne poglądy niż dział opinii brytyjskiego "Guardiana” potraktuje go wzruszeniem ramion. Nisza.

PSL? Przypomniał o swoim flagowym pomyśle na te wybory, czyli dopłatach do mieszkań. Tyle, że dopłaty w wysokości 50 tys. zł to raczej pomysł dla młodych mieszkańców najmniejszych miasteczek – bo w większych ośrodkach ta kwota wystarcza co najwyżej na balkon. Też banku wyborczego nie rozbija, pomysł skrojony bardzo wąsko.

I wreszcie Platforma, która w tych wyborach nazywa się Koalicja Obywatelska. To, co się wydarzyło w sobotę z tą partią, trudno naprawdę zrozumieć. PiS otworzył dzień prezentacją spotu wyborczego, skierowanego przede wszystkim do młodych, który zaraz potem wsparł Jarosław Kaczyński przekazem idealnie ułożonym pod starszych. A Koalicja? Seria bliżej niezrozumiałych ruchów.

Po pierwsze, przedstawiciele KO mówili właściwie tylko o tematach, które wrzucił PiS. Jeszcze na początku września przedstawiali własny program – ale teraz próbują tylko kontrować w kwestiach otwartych przez obóz rządzący. Ich własne pomysły spadły gdzieś na dalekie miejsca w ich agendzie.

Po drugie, Grzegorz Schetyna zawęził swój przekaz tak, jakby był przewodniczącym Kongresu Liberalno-Demokratycznego, a nie Koalicji Obywatelskiej. Wyraźnie widać, że pomysły PiS-u z podnoszeniem płacy minimalnej trafiły u niego w niezwykle czułą strunę. Zajął pozycję rzecznika przedsiębiorców i z tych pozycji zaczął ostrzeliwać PiS.

Tyle, że przegapił jedno. Obietnice Kaczyńskiego o podniesieniu płacy minimalnej dotyczą nawet 13 mln wyborców. A ilu jest w Polsce przedsiębiorców? Może 2 proc. wyborców, nie więcej – zresztą zdecydowana większość z nich na partię Schetyny i tak głosuje. Przekonywanie przekonanych.

W wywiadzie-rzece "Historia pokolenia” Schetyna wielokrotnie wraca do kwestii porażki KL-D. Jasna diagnoza: partia była zbyt wąsko zdefiniowana, dopiero Platforma, czyli KL-D poszerzone o kilka innych środowisk, miała sukces. I w tej książce Schetyna kilka razy powtarza, że zawsze trzeba mieć możliwe jak najszersze skrzydła, nawet kosztem wyrazistości.

W realizację tego projektu wpisuje się wysunięcie na przód Małgorzaty Kidawy-Błońskiej – może mało wyrazistej, ale przez to osoby do zaakceptowania przez wyborców o bardzo różnych poglądach. Ale już agenda z soboty, gdy Schetyna stał się obrońcą uciśnionych przedsiębiorców jest złamaniem elementarnej reguły budowy Platformy – reguły, którą Schetyna sam zdefiniował.

Wybory wygrywają ci, którzy najsprawniej poruszają się po liniach podziału i skuteczniej ustawiają się w ten sposób, żeby za swoimi plecami mieć możliwie jak największą grupę wyborców. Tymczasem opozycja konsekwencje przesuwa się w kierunku narożnika. Jeśli szybko z niego nie wyjdzie, plany o zablokowaniu PiS-u przed zdobyciem samodzielnej większości będą równie realne jak marzenia "Karwoskiego” z piosenki Pablopavo o tym, by młoda dziewczyna dostrzegła w nim swego rówieśnika.

Agaton Koziński dla WP Opinie

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)