Koziej: czy senat uratuje wojskowych "wykształciuchów"?
Zdziwiła mnie bardzo decyzja sejmu w sprawie obniżenia wymagań wobec wykształcenia oficerów i podoficerów w ramach procesu profesjonalizacji sił zbrojnych. Zdziwienie moje jest tym większe, że merytoryczny organ sejmu, jakim w tym zakresie jest Sejmowa Komisja Obrony Narodowej, racjonalnie wnioskował o odrzucenie pomysłu degradacji statusu oficera i podoficera zawodowego. Taką bowiem praktyczną wymowę ma sejmowa decyzja. Bardzo nieroztropnie, delikatnie mówiąc, Ministerstwo Obrony Narodowej uznało – i sejm za nim – że oficerem można zostać już po licencjacie (dzisiaj wymagane jest wykształcenie II stopnia), a podoficerem bez matury. To szkodliwe rozwiązanie dla perspektywicznej armii zawodowej. To ruch przeciwny ambicjom budowy armii profesjonalnej (pisałem o tym nieco szerzej w komentarzu z 17 marca br.).
Już dzisiaj widać w praktyce, jak nieżyciowe jest to rozwiązanie. Kandydatów do ochotniczej służby w wojsku spełniających te obniżone standardy mamy ogromny nadmiar w stosunku do możliwości ich przyjęcia. Trzeba będzie wprowadzać dodatkowe kryteria selekcji. Najprawdopodobniej będą to, niestety, kryteria uznaniowe, rodzące zawsze pokusę korupcji. Tak oto życie ukazuje, jakie mogą być uboczne skutki wadliwych decyzji.
Warto podkreślić, że pomysł na licencjalizację kadry oficerskiej ma źródła pozamerytoryczne. Jest wynikiem nieporadności wobec wyzwania reformy wyższego szkolnictwa wojskowego i braku jakiegokolwiek pomysłu tej bardzo koniecznej reformy. Idea dowódcy-licencjata pozwala usprawiedliwić ten brak poprzez wykazanie, że należy utrzymać dotychczasowe szkoły oficerskie jako uczelnie wyższe, które właśnie mają produkować oficerów-licencjatów. W rezultacie w dalszym ciągu istnieć będzie bardzo rozdrobnione wyższe szkolnictwo wojskowe, składające się z wielu podmiotów (pięć uczelni wyższych), które muszą spełniać – z jednej strony – rygorystyczne i rozbudowane standardy uczelni wyższych i – z drugiej – jednocześnie być jednostkami wojskowymi. Jedynym ambitnym pomysłem jest – uwaga, uwaga!!! – rozwinięcie wszystkich szkół w akademie!!! Jeśli uda się go zrealizować, Polska będzie wojskowym mocarstwem akademickim na skalę światową. Minister obrony będzie miał więcej akademii niż dywizji!!!
Tymczasem w rzeczywistości nie ma ani potrzeby, ani możliwości utrzymywania w resorcie kilku uczelni wyższych w ścisłym znaczeniu tego słowa. Wystarczyłaby jedna silna akademia wojskowa spełniająca wymogi ustawy o szkolnictwie wyższym i kształcąca od podstaw kandydatów na oficerów z nadawaniem im stopnia licencjata i magistra (taka uczelnia mogłaby powstać na bazie odpowiednio uzupełnionej Wojskowej Akademii Technicznej). Pozostałe potrzeby kadrowe w korpusie oficerskim zaspokoić mogą szkoły oficerskie rodzajów sił zbrojnych (nie będące jednak uczelniami wyższymi w rozumieniu ustawy). Takie szkoły mogłyby nadawać certyfikaty (patenty) oficerskie w wyniku przeszkalania na kursach oficerskich absolwentów wyższych uczelni cywilnych, a być może także mając uprawnienia do nadawania takich certyfikatów również absolwentom owej Akademii Wojskowej. Prowadziłyby oczywiście także kursy nominacyjne na kolejne stopnie oficerskie w korpusie oficerów młodszych.
Zmiany w szkolnictwie wojskowym ponadto mogą i powinny mieć nie tylko wymiar resortowy. Należałoby wykorzystać je (niejako przy okazji) do zorganizowania ponadresortowej instytucji stanowiącej zaplecze naukowo-dydaktyczne najwyższych władz państwa (Prezydenta i Rady Ministrów) w dziedzinie nadrzędnej w stosunku do wojska i obronności, a mianowicie w dziedzinie bezpieczeństwa narodowego.
Ale oczywiście taka reforma nie będzie potrzebna, jeśli rzeczywiście wdrożony zostanie program licencjalizacji kadry oficerskiej. Mimo racjonalnego wniosku Sejmowej Komisji Obrony Narodowej o odrzucenie takiego zamiaru, sejm go zaakceptował. To smutny i bardzo niepokojący przykład decyzji niemerytorycznej. Teraz już tylko pozostaje jedyna nadzieja w senacie. Może tam właśnie uratowany zostanie status wojskowego „wykształciucha” i właściwy sens profesjonalizacji oraz pojawią się przez to racjonalne przesłanki do pożądanej reformy wyższego szkolnictwa wojskowego.
Gen. Stanisław Koziej specjalnie dla Wirtualnej Polski