PolskaKowalczyk: nie mogę mówić o błędach podczas akcji w Magdalence

Kowalczyk: nie mogę mówić o błędach podczas akcji w Magdalence

B. komendant główny policji Antoni Kowalczyk
zeznał podczas procesu ws. policyjnej akcji w Magdalence, że "nie
może mówić o żadnych błędach" popełnionych podczas jej realizacji.

Kowalczyk, występujący przed Sądem Okręgowym w Warszawie w charakterze świadka dodał, że polska policja do czasu akcji w Magdalence nie spotkała się z tak silnym oporem bandytów. W skali kraju nie było takiej sytuacji, więc trudno tu mówić o błędach podczas akcji.

Zeznający b. szef stołecznej policji, obecny zastępca komendanta głównego Ryszard Siewierski powiedział, że "w jego przeświadczeniu" policjanci nie byli w stanie wykryć podłożonego przez bandytów ładunku wybuchowego, który zabił i ranił funkcjonariuszy. Tej nocy wystrzelono ogromną ilość 4,5 tys. pocisków, a nikt nie został nawet draśnięty kulą - powiedział, podkreślając, że wszystkie rany policjanci ponieśli w wyniku eksplozji.

W procesie, m.in. o niedopełnienie obowiązków podczas planowania i przeprowadzenia akcji, oskarżonych jest troje oficerów policji - b. naczelnik wydziału do walki z terrorem kryminalnym Komendy Stołecznej Policji Grażyna Biskupska, b. dowódca pododdziału antyterrorystów Kuba Jałoszyński i b. zastępca szefa stołecznej policji Jan P. Tylko P. nie zgodził się na publikację swego nazwiska. Oskarżonym grozi do ośmiu lat więzienia.

Kowalczyk pytany był przez prokuratora czemu, oprócz policyjnego zespołu mającego wyjaśnić, czy akcja w Magdalence została przeprowadzona prawidłowo, powołał również niezależny zespół ekspercki (w jego skład weszli m.in. b. dowódcy GROM-u gen. Sławomir Petelicki i płk Roman Polko). Kowalczyk wyjaśnił, że chodziło o uzyskanie obiektywnych danych ze źródła nie związanego z policją, by można je było podać opinii publicznej. Dodał, że zespół Petelickiego i Polki nie stwierdził błędów podczas akcji, podczas gdy zespół policyjny takie błędy zasygnalizował (na raporcie zespołu policjantów w znacznej mierze opiera się akt oskarżenia).

Kowalczyk zeznał też, że przepisy nie normowały kwestii użycia snajperów i dostępności karetki pogotowia podczas akcji; ich brak zarzucił dowodzącym akcją policyjny zespół badający sprawę.

Siewierski pytany czy jego zdaniem policjanci przed szturmem na posesję dokonali wystarczającego rozpoznania terenu, odpowiedział, że "obserwacja była taka, jaka była możliwa". Podkreślił, że funkcjonariusze działali tak, by uniknąć dekonspiracji, bowiem bandyci byli bardzo czujni (istniało też podejrzenie, że w przeszłości byli uprzedzani przed policyjnymi akcjami).

Pytany przez prokuratora, czy jego zdaniem policjanci powinni mieć podczas szturmu więcej amunicji, Siewierski przypomniał, że wystrzelono 4,5 tys. pocisków. Można było wystrzelić i 9 tysięcy. I co by to dało? - powiedział.

W marcu 2003 r. policyjnci antyterroryści szturmowali kryjówkę groźnych bandytów Igora Pikusa i Roberta Cieślaka w podwarszawskiej Magdalence. Gangsterzy - odpowiedzialni również za śmierć policjanta w Parolach w 2002 r. - zaminowali teren posesji. W wyniku eksplozji zginęło dwóch policjantów, a 16 zostało rannych. Obaj bandyci zaczadzieli w płonącym, ufortyfikowanym domu, którego nie udało się zdobyć policjantom.

Źródło artykułu:PAP
policjaproceszeznania
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)