PolskaKowal: prezydent jest niepotrzebny Polsce?

Kowal: prezydent jest niepotrzebny Polsce?

Kiedy głowa państwa chce uczestniczyć w jakimś wydarzeniu i uznaje na podstawie swojego rozeznania, w tym wypadku też doświadczenia już dość dużego, to jest taki moment, kiedy czas skończyć żartobliwą rozmowę i powiedzieć: głowa państwa, najwyższy reprezentant państwa, szef Sił Zbrojnych nie może usłyszeć od urzędnika w Kancelarii Premiera, że oto jego podróż została przez tego urzędnika zakwalifikowana jako prywatna - powiedział w "Sygnałach Dnia" poseł PiS Paweł Kowal.

15.10.2008 | aktual.: 15.10.2008 11:32

Jacek Karnowski: Panie pośle, na pierwszych stronach gazet i w głowach większości dziennikarzy konflikt prezydent–premier. Wczoraj Donald Tusk i jego kancelaria ogłosiła: nie dajemy samolotu prezydentowi, ten samolot będzie czekał w Brukseli, a on miał wrócić po prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Teraz otoczenie głowy państwa szuka czarteru albo już znalazło ten czarter. No, to jest jednak rzecz niebywała, to jest coś, czego do tej pory nie było, bo jesteśmy na poziomie takiej nagiej gry, szachów, fortelu, odmawiania sprzętu technicznego.

Paweł Kowal: Muszę powiedzieć, że jest tak faktycznie, że trochę brak słów, brak słów w tych sytuacjach. Ja powiem na poważnie, znaczy politykę można w tym sensie porównać do muzeum, że ktoś może nie lubić jakiegoś obrazu, ktoś może nie wchodzić do sali z rzeźbami, może krytykować, pisać złe recenzje z wystawy, ale problem zaczyna się wtedy, kiedy porywa się z młotkiem na dzieło sztuki. Myślę tutaj o instytucjach państwa. Wtedy, kiedy instytucje państwa stają się obiektem takiego bezceremonialnego ataku, to powinien być taki sygnał ostrzegawczy dla wszystkich. Ale mam wrażenie, że jest, bo kiedy przeczytałem dzisiaj rano komentarze, to zrozumiałem, że bardzo wielu komentatorów, w tym takich, którzy nie są komentatorami czy politologami przychylnymi panu prezydentowi, wielokrotnie krytykowali go, dzisiaj mają poczucie, że zapalona została jakaś czerwona lampka, że została przekroczona jakaś granica.

Od tygodnia mieliśmy zdumiewający spektakl, w którym ministrowie rządu – minister spraw zagranicznych, jeden z najbliższych ministrów premierowi, minister obrony, też wicemarszałek sejmu – mówili na temat urzędu prezydenta, na temat Rady Gabinetowej rzeczy, których dotychczas w Rzeczypospolitej nie mówiono odnośnie do instytucji, czyli nie używano jakby tego, czego nie wolno nigdy zrobić, jak komuś na sercu leży dobro państwa, bo on sobie zdaje sprawę, że to kiedyś może być użyte wobec jego instytucji, wobec innej instytucji państwa i że te instytucje ostatecznie decydują o sile Polski. Używano najróżniejszych argumentów: że nie ma pilota, używano śmiesznych argumentów, używano też poważnych, nieprawdziwych argumentów, tych o klimacie. Może będzie okazja porozmawiać.

Dobrze, a jeżeli wszyscy mamy poczucie...

- No i to się kończy takim finałem jednak zaskakującym, no bo nikt się nie spodziewał, a może to jest właśnie ten moment ocknięcia się dla tych, którzy sądzili, że to jest niemożliwe, bo muszę powiedzieć, że ja od pewnego momentu miałem już te najgorsze przeczucia i nie tylko ja, że może być gorzej. No, dzisiaj jest taki moment, żeby się zastanowić, co dalej.

Ale jeżeli wszyscy zgadzamy się, że jest to psucie państwa, pojęcie kiedyś często przywoływane, ostatnio rzadziej, to może Lech Kaczyński powinien ustąpić i nie lecieć na szczyt.

- Prezydent powinien... przepraszam, że używam tego słowa w odniesieniu do głowy państwa, ale to jest oczywiste, używam tego w tym znaczeniu, że prezydent ma swoje zadania, które musi realizować według tego, jak mu podpowiada sumienie i zdrowy rozsądek. I wtedy, kiedy głowa państwa chce uczestniczyć w jakimś wydarzeniu i uznaje na podstawie swojego rozeznania, w tym wypadku też doświadczenia już dość dużego, w tym doświadczenia w tym konkretnym ciele kilkuletniego, to jest taki moment, kiedy czas skończyć żartobliwą rozmowę i powiedzieć: głowa państwa, najwyższy reprezentant państwa, szef Sił Zbrojnych nie może usłyszeć od urzędnika w Kancelarii Premiera, że oto jego podróż została przez tego urzędnika zakwalifikowana jako prywatna. Nie może urzędnik w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, co się stało kilka dni temu, napisać do głowy państwa, że nie udziela jakiejś informacji, ponieważ w odczuciu tego urzędnika prezydentowi nie jest to konieczne, chyba tak to ujęte.

Ale w Konstytucji stoi: „to rząd prowadzi politykę zagraniczną”.

- Ależ nie o to był spór. Nie o to był spór.

No, trochę o to.

- Panie redaktorze, oczywiście, że nie. Proszę w takim razie wskazać choćby jedno wydarzenie z ostatniego roku, kiedy pan prezydent zaprezentował stanowisko inne niż wspólne stanowisko rządu i prezydenta.

No, na początkowym etapie konfliktu gruzińskiego, tak było.

- Tak nie było, panie redaktorze, takie były nieopaczne wypowiedzi niektórych polityków. Na początku konfliktu gruzińskiego...

Ja nie oceniam, kto ostatecznie miał rację, no bo...

- Jasne, ale ja też przypominam...

...w oczywisty sposób Lech Kaczyński miał rację w tej sprawie, ale rozbieżność była.

- Ja też przypominam, że został powołany sztab, przypominam spotkanie sobotnie, wtedy kiedy rozpoczął się konflikt gruziński w sobotę rano, kiedy ustalono działanie wspólnego sztabu, sam w części miałem okazję w tym uczestniczyć, był wspólny sztab, była jednolita polityka. Nawet jeśli były takie oceny na poziomie werbalnym nieco inne, ale Polska prezentowała absolutnie jednolite stanowisko.

Powiem więcej – to jest jeden z tych przykładów, który powoduje, że dzisiaj jesteśmy zdumieni. Bo kiedy rząd dzisiaj mówi, że ma jakiś kłopot, kiedy pan premier mówi, że nie potrzebuje prezydenta, to są straszne słowa, tak w Polsce nie można mówić o urzędzie prezydenta.

„Powiem brutalnie: nie potrzebuję pana prezydenta”, tak.

- To są słowa w moim przekonaniu głęboko nieprzemyślane i bardzo szkodliwe dla państwa. Dlaczego tak sądzę? Ano dlatego, że wtedy kiedy prezydent właśnie w tym momencie, kiedy pan mówi, współdziałał z rządem, politycy wypowiadali się na różnych tonach, powiedzmy, ale ja pamiętam – sztab był jeden i sukces polskiej dyplomacji w ten pierwszy weekend polega właśnie na tym, że minister spraw zagranicznych działał na poziomie ministrów spraw zagranicznych, że i inni urzędnicy na swoich szczeblach, wszystko to koordynowane przez prezydenta i premiera przyniosło konkretny sukces, że stanowisko Polski miało duży wpływ na stanowisko Unii Europejskiej.

Z kolei media donoszą...

- A dzisiaj słyszymy, że prezydent jest niepotrzebny Polsce?

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)