Horror w Krzemieńczuku. Rozpaczliwy apel do Polaków i wstrząsająca relacja świadka
- Widziałem dwie eksplozje. Najpierw usłyszałem wibrację, huk. (...) Fala wybuchów przeszła przez całą ulicę - mówi Wirtualnej Polsce Ołeh Filipas. Był świadkiem koszmaru w centrum handlowym w Krzemieńczuku. - Czyta was wiele osób w Polsce. Niech przynajmniej stamtąd uczczą pamięć zabitych - apeluje.
28.06.2022 | aktual.: 28.06.2022 12:07
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
"Jest to najbardziej tragiczny dzień dla całej Połtawszczyzny od ponad czterech miesięcy wojny. Rosyjski agresor zamienił w ruinę największe centrum handlowe 'Amstor' w Krzemieńczuku" — napisał Dmytro Łunin, szef połtawskiej administracji cywilno-wojskowej.
W poniedziałkowym ataku zginęło co najmniej 20 osób, kilkadziesiąt jest rannych. - To jeden z najbardziej bezczelnych ataków terrorystycznych w historii Europy - powiedział w poniedziałkowym wystąpieniu prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski. Zaznaczył, że tylko "całkowicie odurzeni terroryści, dla których nie powinno być miejsca na ziemi", mogą wystrzeliwać pociski na taki obiekt.
Koszmar w Krzemieńczuku
Akcja ratunkowa w Krzemieńczuku trwała całą noc, w chwili ataku w centrum handlowym znajdowało się ok. tysiąca osób.
Ołeh Filipas, działający w lokalnej NGO "Czysta Fala", był w centrum handlowym 15 minut przed atakiem. W chwili wybuchu był niecały kilometr od "Amstora".
- Moi krewni byli bardzo blisko. Wiedziałem, że tam są, więc natychmiast pobiegłem sprawdzić, co jest z moją rodziną. Byli przestraszeni, na szczęście nie ucierpieli - wspomina.
— Widziałem dwie eksplozje. Najpierw usłyszałem wibrację, huk. Całe miasto to usłyszało. Dostałem telefon od znajomych, którzy są 15 kilometrów za miastem, niedaleko Dniepru. Pytali mnie: "Co się stało?". Aż tam poczuli wstrząsy. Bardzo się bali. Mój kot był potwornie przestraszony. Dla zwierząt to był szok. A z ludźmi…. przeżyliśmy wielką tragedię - opowiada.
"Fala wybuchów przeszła przez całą ulicę"
Jak mówi Ołeh, w centrum miasta był bardzo duży ruch samochodowy — atak nastąpił tuż przed szczytem komunikacyjnym, przed godziną 16. — Ludzie jechali do i z miejsca ataku. Policja nie była jeszcze w stanie w pełni kontrolować ruchu, a korki już się utworzyły. Przeszkadzało to w akcji ratowniczej. W większości sklepów przy ulicy Sobornej wyleciały szyby. Ta fala wybuchów przeszła przez całą ulicę, gdzie są w większości 5-piętrowe budynki. Tam, gdzie były duże okna, zniszczone zostały szyby. Na ulicy było dużo ludzi. Ogromny tłum - relacjonuje.
Ołeha zaskoczył spokój i to, że mieszkańcy po wybuchu nie udali się do schronów, a wyszli na ulice, było dużo gapiów.
"Terrorystyczna taktyka"
— To dziwne i niebezpieczne, bo po pierwszym ostrzale okupanci chwilę odczekują, a kiedy zbiera się tłum, żeby pomóc czy zobaczyć, co się stało, ponownie atakują. To jest ich terrorystyczna taktyka. A tutaj nikt się tego nie bał. Nie wiem, ludzie pewnie tak się przestraszyli, że nie byli w stanie myśleć racjonalnie i odpowiednio do zagrożenia. Nie podobało mi się to, warto było poprosić o rozejście się, choćby do miejsc, gdzie mogą się ukryć - mówi Ołeh.
Akcja ratunkowa, co potwierdza świadek, rozpoczęła się szybko.
— Na ile się dało, zbliżyłem się do kordonu policji, akcja ratunkowa rozpoczęła się kilka minut po ataku. Miałem wrażenie, że nie wszyscy nadal zdają sprawę z tego, co się stało. Podszedłem, zapytałem, czy potrzebna jest pomoc, sfilmowałem to miejsce. Wszyscy wokół filmowali - relacjonuje.
— Wokół centrum handlowego byli tylko specjaliści. Wszystko się paliło. Nie było jeszcze silnego ognia, ale wszystko było już w dymie. Pracowali ratownicy z Ministerstwa Sytuacji Nadzwyczajnych, były karetki, jedna pojechała, druga, trzecia… Nie widziałem krwi, nie widziałem paniki, nikt nie biegał, nie krzyczał. Był za to potężny ogień - słyszymy od Ołeha.
"Najbardziej popularne miejsce w mieście"
Ołeh podkreśla, że centrum handlowe było najbardziej popularnym miejscem odwiedzanym przez mieszkańców miasta. Położone jest przy głównych ulicach, przy dworcu.
— Jest to największe centrum handlowe w mieście, przed nim na parkingu zawsze było dużo samochodów, nawet po 24 lutego. W pobliżu znajduje się jeden z przystanków podmiejskich, jest to jednocześnie węzeł komunikacyjny, obok jest dworzec kolejowy. Nasze miasto nie jest takie biedne. Jest centrum przemysłowym. Pod koniec miesiąca wielu pracowników otrzymuje pensje i udaje się właśnie do "Amstora", by zrobić zakupy - dodaje.
Ponadto, przez Krzemieńczuk, położony daleko od działań wojennych czy od granicy białoruskiej i rosyjskiej, przejeżdżają dziesiątki tysięcy uchodźców.
— Dzięki uchodźcom wewnętrznym populacja miasta wzrosła o 10 procent. Przed wojną mieliśmy 220–250 tys. mieszkańców. Teraz jest około 23–24 tys. więcej. Nasze miasto jest piękne. Jest praca, są miejsca do spacerów, by zapomnieć o koszmarach i działaniach wojennych. Oczywiście centrum handlowe przyciąga także wielu uchodźców, potrzebują zrobić zakupy czy w ogóle odpocząć - opowiada.
Złudne bezpieczeństwo
- Mieszkańcy Krzemieńczuka — jak i całej centralnej Ukrainy — przyzwyczaili się do wojny, do poniedziałku żyli w poczuciu złudnego bezpieczeństwa. Regularna i najcięższa wojna toczy się na wschodzie, na południu jest linia frontu, z północy ataki odbywają się z białoruskiego terytorium, ostentacyjnie ostrzeliwana jest Galicja. W centrum dotąd tak wielkich ataków jak w Krzemieńczuku nie było - mówi nam Ołeh.
— Trudno to zrozumieć, dopóki nie poczujesz, kiedy ściany się trzęsą, kiedy drzwi i okna wylatują — relacjonuje. — My tutaj w Krzemieńczuku w ogóle jak w raju żyliśmy, także po 24 lutego. Mamy alarmy przeciwlotnicze, ale wielu mieszkańców je już ignoruje. Poprzednio uderzenia rakietowe miały miejsce w strefie przemysłowej, celem była rafineria. Być może nie wszyscy wtedy rozumieli powagę sytuacji. To było iluzoryczne poczucie bezpieczeństwa, pozory spokoju. Dziś otrzymaliśmy dowód, że ulegamy złudzeniom. Mam też pretensje do siebie, bo nie zawsze schodziłem do schronu, kiedy był alarm. Wpływa na mnie także zachowanie otaczających ludzi, którzy są spokojni - tłumaczy.
W Krzemieńczuku znajduje się największa rafineria w Ukrainie, która była atakowana kilka razy: 2 kwietnia, 16 maja i 18 czerwca. Po tym ostatnim ataku władze Ukrainy ogłosiły, że rafineria jest poważnie zniszczona i nie będzie mogła wznowić pracy w tym roku.
Strach przed zimą
— Rafineria już została zniszczona. Tak samo zniszczona jest elektrownia cieplna. Mamy teraz ogromny problem z tym, jak będzie wyglądała zima, sezon grzewczy jest pod znakiem zapytania. Agresorzy robią wszystko, aby życie mieszkańców Krzemieńczuka było nie do zniesienia. Dlaczego uderzyli do centrum handlowego? Pewnie tylko po to, żeby zastraszyć - mówi Ołeh.
Rozmówca WP uważa, że może być to także taktyka polityczna Rosjan, której celem jest nie tylko straszenie, ale i demobilizacja mieszkańców.
Polityka "mydlenia oczu"
— Mamy duże miasto przemysłowe, a to oznacza, że kilku dyrektorów dużych przedsiębiorstw, którzy od zawsze opowiadali się za przyjaźnią z Rosją, przekazywali te nastroje swoim pracownikom. Nadal wpływają na politykę. Zależy im na handlu z Rosją. Teraz niby pomagają Ukraińcom, ale myślę, że w dłuższej perspektywie chcą kontynuować politykę "mydlenia oczu". Może Rosja oczekuje od nich, by zaczęli demotywować mieszkańców, gdy stanie się to trudne, na przykład zimą? Aby w pewnym momencie dostali pieniądze i rozpoczęli "negocjacje", aby mogli dalej robić interesiki, manipulować, pluć na konstytucję i prawo, płacić miliony dolarów łapówek? — pyta.
"Każdy z nas jest odpowiedzialny"
Ołeh uważa, że każdy mieszkaniec Krzemieńczuka powinien przyjść i pożegnać się z zabitymi. — Bo każdy z nas jest odpowiedzialny za to, co się stało. Za to, że nie udało się uratować tych ludzi. Każdy z nas musi zobaczyć, zapłakać, przeżyć ten ból. To nagła śmierć, to cierpienie wielu rodzin, każdy powinien przyjść i pomyśleć, jak zmieni to nasze życie, abyśmy mogli wygrać. Terrorysta zabrał naszych rodaków, chce, byśmy się bali. Czyta was wiele osób w Polsce, wielu naszych rodaków tam pojechało. Niech to przeczytają i przynajmniej stamtąd uczczą pamięć zabitych, i niech pomyślą, jak każdy z nas może przybliżyć zwycięstwo i zmniejszyć cierpienie — apeluje Ołeh.