Kos wspomina tydzień w rękach porywaczy
Iraccy porywacze, którzy przez tydzień przetrzymywali Jerzego Kosa z wrocławskiej Jedynki, wzięli go za agenta CIA - pisze korespondent Associated Press z Warszawy, który przeprowadził rozmowę z przedsiębiorcą.
Z opowieści Kosa wynika, że porywacze najpierw chcieli go zabić, a potem, zrezygnowawszy z tego pomysłu, użyć jako zakładnika i skłonić polskie władze do wycofania wojsk w Iraku.
Kos został porwany 1 czerwca z bagdadzkiej siedziby swojej firmy. Wspomina, że do biura wpadło siedmiu-ośmiu młodych ludzi, związali mu nogi i ręce kablem elektrycznym, zakryli mu oczy i wepchnęli go do jeepa. To samo spotkało pracownika firmy Radosława Kadriego, ale jemu udało się wkrótce uciec.
Kiedy porywacze znaleźli w teczce spisany po angielsku i arabsku kontrakt Jedynki z irackim Ministerstwem Budownictwa, zaczęli krzyczeć, że go zastrzelą.
"Myśleli, że jestem Amerykaninem współpracującym z CIA. Ja starałem się wyjaśnić, że jestem Polakiem, a w Iraku jestem po to, żeby budować domy. Myślałem, że to już koniec. Odbezpieczyli broń" - opowiada Kos, ruchami ręki ilustrując opowieść. Jednak nadszedł wtedy człowiek, który miał posłuch u porywaczy, i powstrzymał ich.
Porywacze przewozili Kosa z miejsca na miejsce, zadając cały czas pytania. Wreszcie powiedzieli: "Jesteś Polakiem, ale wojska twojego kraju są w Iraku, więc dla nas jesteś wrogiem, tak samo, jak amerykańscy żołnierze. Masz problem!" - wspomina Kos.
Już po pierwszym noclegu Kos z rozmów porywaczy zorientował się, że chcą go przetrzymywać, aby szantażować polski rząd w sprawie wycofania wojsk.
Potem Kos dołączył do trzech porwanych wcześniej Włochów. Wspomina, że większość czasu spędzili w opuszczonej szkole, rozmawiając szeptem o włoskiej piłce nożnej i rugby. Porywacze kilka razy razem z zakładnikami zmieniali miejsce pobytu, tak że Kos w chwili uwolnienia nie wiedział, gdzie się znajduje.
Oswobodzenie 8 czerwca cała czwórka zawdzięcza siłom specjalnym koalicji. Kos niewiele potrafi powiedzieć o tej operacji, gdyż - jak mówi - amerykański śmigłowiec wzniecił tumany kurzu, a on sam zamknął oczy. AP powiedział, że nie wie, co się stało z porywaczami.
Strona amerykańska zapewnia, że operacja uwolnienia zakładników przebiegła bezkrwawo. Poinformowała także, że przetrzymuje osoby podejrzane o związki z porwaniem. "Kiedy usłyszeliśmy nadlatujące helikoptery, oni wyszli. Pewnie chcieli zobaczyć, co się dzieje" - wspomina Kos.
W zeszłym tygodniu pracownik jednej z włoskich organizacji humanitarnych powiedział, że za uwolnienie zakładników wpłacono okup w wysokości 9 mln dolarów. Napisał o tym w piątek dziennik "Corriere della Sera". Zarówno rząd polski, jak i włoski, a także Waszyngton, dementują takie doniesienia. Rzecznik MSZ Bogusław Majewski zaznacza, że porywacze nigdy nie kontaktowali się z polskimi władzami.
Zdaniem Kosa okup nie został wpłacony, a porywacze nigdy nie próbowali skontaktować się z jego firmą.
Tymczasem we wtorek Jedynka Wrocławska poinformowała, że złoży zawiadomienie do prokuratury w sprawie napadu na biuro firmy w Bagdadzie i uprowadzenia pracowników. Ma zamiar ściągnąć z Iraku dowody wskazujące, że chodziło o "nastraszenie" pracowników Jedynki, a także, że "inspiracja do napadu wyszła od konkurencyjnej polskiej firmy" - oświadczył prezes Krzysztof Baszniak. Nie chciał wymienić nazwy tej firmy.
Baszniak powiedział też, że docierają do niego informacje, iż porywaczom wcale nie chodziło o Kosa. "Nie wiem, jak było naprawdę, ale z racji naszych kontraktów często bywam w Iraku. Byłem przed porwaniem i miałem być za kilka dni. Więc nie wykluczam, że faktycznie chodziło o mnie" - powiedział.