Koronawirus w Polsce. Zakażenie wykryte dopiero po dwóch miesiącach od śmierci pacjentki

79-letnie pacjenta, pochodząca z Zamościa, zmarła w szpitalu w w Biłgoraju (woj. lubelskie) 22 kwietnia. Jednak dopiero po ponad dwóch miesiącach, 30 czerwca, wojewódzka stacja sanepidu w Lublinie poinformowała, że kobieta była zakażona koronawirusem i to właśnie on był przyczyną jej śmierci. Jak to możliwie jednak, że nie wyszło to na jaw wcześniej?

Jak pisze w sobotę "Dziennik Wschodni", powołując się na władze biłgorajskiego szpitala, kobieta trafiła do szpitala w ciężkim stanie, m. in. z powodu schorzeń układu krążenia i leżała tam około 3 tygodnie. Z powodu podejrzenia zakażania koronawirusem została ona poddana testom na COVID-19. Ich wyniki były niejednoznaczne więc powtarzano je aż pięciokrotnie.

– Testy wykrywają konkretne geny odpowiedzialne za zakażenie. Czasami jest jednak tak, że jest wirus, ale te konkretne geny nie zostaną "wychwycone" i dlatego nie ma jednoznacznego wyniku – jak to możliwe, że koronawirus nie został wykryty tłumaczy Tomasz Kwiatkowski, dyrektor szpitala w Biłgoraju w wypowiedzi, którą cytuje "Dziennik Wschodni".

W przypadku zmarłej kobiety powiatowy sanepid w Zamościu przeprowadził dochodzenie epidemiczne. Wykazało ono, że pacjenta była związana z ogniskiem koronawirusa w Domu Pomocy Społecznej w Zamościu. Miała kontakt z jego zakażonym personelem. Ostatecznie, po zakończeniu tego postępowania, analizie medycznej dokumentacji oraz po konsultacji z lekarzem, specjalistą chorób zakaźnych, który prowadził jej leczenie, zgon pacjentki został zakwalifikowany jako przypadek COVID-19.

To pierwszy przypadek w woj. lubelskim, kiedy ustalanie przyczyny zgony w związku z koronawirusem trwało tak długo. Zmarła kobieta była 18. ofiarą COVID-19 w tym regionie.

Zobacz też: Wybory prezydenckie 2020. Barbara Nowacka ostro o debacie TVP: Wynaturzone "Studio Polska"