Koronawirus w Polsce. Prof. Andrzej Matyja: "Wydolność służby zdrowia już się skończyła"
Koronawirus w Polsce. - Zadaję sobie najniebezpieczniejsze pytanie o to, czy mamy prawo leczyć jednych pacjentów kosztem drugich. Na kwarantannie przebywa teraz prawie 15 tys. lekarzy, 3 tys. medyków jest zakażonych koronawirusem. Potrzebujemy przemyślanych decyzji - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską prof. Andrzej Matyja, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej.
25.10.2020 | aktual.: 01.03.2022 14:19
Julia Theus, Wirtualna Polska: Czerwona strefa została rozciągnięta na całą Polskę. Jak pan ocenia tę decyzję?
Prof. Andrzej Matyja, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej: To decyzja, która zapadła za późno. Aby ograniczyć rozprzestrzenianie się COVID-19, musimy go wyprzedzać, a nie gonić. Przebieg epidemii koronawirusa jest nieobliczalny. Można było przewidzieć wzrost zakażeń i ich ekspansję, ale nikt nie przewidział, że będzie aż tak źle, zarówno w Polsce, jak i w pozostałych krajach Europy.
Czerwoną strefę w całym kraju można było wprowadzić na przykład tydzień lub dwa tygodnie temu. Jednak Polak jest mądry po szkodzie. Teraz musimy się nauczyć przewidywać konsekwencje opóźnionych decyzji.
Decyzje o kolejnych restrykcjach powinny być zatem podejmowane na podstawie liczby zakażeń, ale szybciej i bardziej zdecydowanie?
Tak. Muszą być to jednak decyzje wyważone. Epidemia pokazała bowiem, jak duży jest związek funkcjonowania systemu ochrony zdrowia z systemem gospodarczym.
Kiedy zobaczymy efekt nowych obostrzeń?
Za 10-15 dni.
Padł kolejny rekord odnotowanej liczby zakażeń. Mamy ich już ponad 13 tys., coraz więcej osób umiera z powodu zakażenia COVID-19.
Mamy też kolejną publikację dotyczącą zakażeń wśród personelu medycznego. Teraz zakażonych jest ponad 3 tys. lekarzy i dentystów. Na kwarantannie przebywa prawie 15 tys. lekarzy, a w hospitalizacji prawie 400. Nie chcę podawać liczby zgonów, bo są to liczby przerażające.
Zaznaczam, że te dane to ogromne niedoszacowania. Zachorowań wśród lekarzy jest tak naprawdę dużo więcej, ponieważ część z nich przechodzi zakażenie w samoizolacji. Oby się nie okazało, że chorzy leczeni z powodu COVID-19 będą leczeni przez personel z COVID-19. To byłby najtragiczniejszy scenariusz, który mógłby nas wszystkich spotkać.
Skończy się wydolność służby zdrowia? Czy może już się skończyła?
Wydolność służby zdrowia już się skończyła. Polski system ochrony zdrowia był w okresie "przedzawałowym" jeszcze przed epidemią. Nigdy zarządzanie w ochronie zdrowia nie miało charakteru długoterminowego czy przemyślanego. Zawsze towarzyszył mu chaos, który pandemia - obnażając braki i niedostatki w systemie - pogłębiła.
Czy lekarze są w stanie przyjmować bezpiecznie na oddziały zarówno pacjentów zakażonych koronawirusem, jak i tych z innymi dolegliwościami?
To problem jeszcze większy niż przyjmowanie pacjentów zakażonych koronawirusem. Obowiązkiem w naszym kraju jest myśleć dwutorowo i niezależnie. Zapominanie o pacjentach innych niż zakażeni może doprowadzić do jeszcze większych tragedii niż sam COVID-19.
Zmniejszona liczba pacjentów kardiologicznych, onkologicznych, neurologicznych czy psychiatrycznych nie oznacza, że te choroby zniknęły. One są i będą. Chodzi tu o obawę chorych przed kontaktem z lekarzem i zmniejszoną dostępność do służby zdrowia.
Łatwo jest wybudować szpital, kupić nowe łóżka czy respiratory. Gorzej jest z kadrą medyczną, której nie mamy.
Wskaźnik personelu medycznego na tysiąc mieszkańców w Polsce to jeden z najniższych wskaźników w Europie.
Tak, dlatego najniebezpieczniejszym pytaniem, które można zadać przy brakach w kadrze medycznej, jest pytanie o to, czy mamy prawo leczyć jednych pacjentów kosztem drugich.
Przesunięcie lekarza z jednego miejsca do drugiego powoduje automatyczne braki tam, gdzie pracował. Dlatego potrzebujemy przemyślanych decyzji.
Jakich działań potrzebują teraz lekarze ze strony rządu?
Jestem zaniepokojony ustawą, która znalazła się w Sejmie, a w której to zrzucono odpowiedzialność za przekazywanie listy lekarzy do delegacji na okręgowe izby lekarskie. Do tej pory robił to wojewoda. Izba lekarska nie ma narzędzi ani możliwości zbierania danych wrażliwych.
Zawiodłem się również na procedowanym w Sejmie projekcie i na mediach. Na paskach w telewizji widzę napisy, że zgodnie z "klauzulą dobrego Samarytanina" lekarze nie będą ponosili odpowiedzialności karnej, kiedy popełnią błąd lekarski. To nieprawda.
"Klauzulę dobrego Samarytanina" proponowałem już kilka miesięcy temu. Powinien znaleźć się w niej zapis, który znosiłby odpowiedzialność karną, cywilną i zawodową z lekarzy. Wyjątkiem byłby błąd w wyniku nienależytej staranności.
"Klauzula dobrego Samarytanina", która jest moim pomysłem przejętym przez polityków, została jednak pomylona z przypowieścią o celniku i faryzeuszu. Powstał z niej zapis kadłubowy, który w trakcie epidemii znosi odpowiedzialność karną, kiedy zaistnieją "szczególne okoliczności". Pandemia nie jest tą szczególną okolicznością? Dopisanie tych dwóch słów sprawiło, że lekarze mogą nie być zwalniani z odpowiedzialności karnej w zależności od interpretacji prawnej. Sam zapis wprowadza społeczeństwo w błąd.
Nikt nie pomyślał również o tym, aby zwolnić nas z ogromnej ilości roboty papierkowej, która zabiera 80 proc. czasu każdego lekarza. Nikt nie wprowadził możliwości ubezpieczenia od utraty życia i zdrowia dla personelu. Tego jest dużo więcej.
Środowisko lekarskie liczyło na medyczną tarczę antykryzysową, tymczasem dostaliśmy nakazowo-restrykcyjną ustawę, która nie ułatwia wykonywania zawodu dla dobra naszych pacjentów.